czwartek, 31 stycznia 2019

Tagged #Rommate ~ Wilczy


            Leżała na brzuchu, trzymając się mocno pościeli, ale i tak raz po raz przesuwała się po łóżku. Jej telefon wciąż dzwonił. Sięgnęła ręką, żeby go wyciszyć, ale leżał za daleko. Kiedy spróbowała wyczołgać się spod mężczyzny, ten na to nie pozwolił. Gdy tylko jej biodra zanadto się oddaliły, natychmiast wciągnął ją pod siebie, kontynuując. Jęknęła, trochę w proteście, ale nawet gdyby zażądała, by przestał, nie usłyszałby. Warknął, czując, że się spięła.
            – Za moc-no? – usłyszała, jak dyszy w jej ucho. Pokręciła przecząco głową, ale telefon wciąż doprowadzał ją do szału. W końcu zdecydowała się podnieść rękę i zamachać nią, by zwrócić na siebie uwagę. Inną, niż tę, którą już jej poświęcano.
„Ciągle dzwoni, muszę odebrać.” Miała nadzieję, że dobrze to wymigała. Ciągle się uczyła, ale lekcje zbyt często kończyły się właśnie w ten sposób. 

            Brown warknął coś niezrozumiale, wciąż na niej leżąc, więc uparcie powtarzała gest, aż Nicolas odwrócił ją na plecy, by mogła zobaczyć jego pełne zdegustowania i złości spojrzenie. Zrozumiała przekaz. Był zbyt zajęty, by obchodziło go w tej chwili coś tak przyziemnego jak połączenia telefoniczne.
            „To nie potrwa długo” – zapewnił, wspierając się tylko na jednej ręce i uśmiechnął się szeroko, jakby i jego rozbawiło to mało pochlebne stwierdzenie. Iv też się zaśmiała, pozwalając mu działać. Wkrótce telefon przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.
            Dogtag nie dotrzymał słowa. Zabawiał się z nią dłużej, niż obiecał. Po wszystkim była tak rozkojarzona, że nie pamiętała, by sprawdzić, kto tak uparcie próbował się do niej dodzwonić. Brown wciąż ją ściskał w ramionach. Bijące od niego ciepło sprawiło, że zmógł ją sen.
            Obudziło ją głośne dobijanie się do drzwi. Dzwonek brzęczał upierdliwie, a hałas boleśnie narastał w jej głowie. Mruknęła z niezadowoleniem, próbując oswobodzić się spod ramienia Nicolasa. Nie wykazała się delikatnością, ale mimo to go nie obudziła. Nawet, gdy potknęła się o jego nogi, kiedy wstawała. Zerknęła na niego z zazdrością. Taki to się zawsze wyśpi. Nie dość, że nic nie słyszał, to najwyraźniej miał jeszcze naprawdę twardy sen.
            Dzwonienie do drzwi na moment ustało.
            – Hecate! – usłyszała i sparaliżował ją strach. Ale przecież to nie mógł być Striker. Striker nie jest kobietą, a to był kobiecy głos, tłumaczyła sobie, ale i tak podchodziła do drzwi na palcach. – Wiem, że tam jesteś, cholero, otwieraj!
Strwożona Ivrel odetchnęła, patrząc przez wizjer na wkurzony pysk Szkarłatnej.
             Zaaaraaaz! – zawołała, odchodząc od drzwi, by znaleźć coś do ubrania. – Pali się, czy co?
            – OTWIERAJ! – Rozległ się huk. Tris najprawdopodobniej kopnęła w drzwi. A potem znowu zaczęła walić w nie ręką. Ivrel się nie przejmowała. Niespiesznie wybierała t-shirt, który dzisiaj na siebie wciągnie. Ten Nicolasa jej się podobał. Miała takie zboczenie, że lubiła popierdalać w męskich koszulkach. Tylko w co wtedy ubierze się Nick? Wątpiła, czy go namówi do założenia jednej z jej bluzeczek. Zaśmiała się, patrząc na jego plecy. A potem zerknęła w stronę drzwi. I znowu na wijący się na plecach Dogtaga tribal.
            – Kurwa! – syknęła, wciągając pośpiesznie na tyłek czarne majtki. – Nick! Wstawaj! Przecież ta jędza nie może cię tu zobaczyć! Nie daruje mi i potem przez miesiąc będę wysłuchiwać…
Kolejne kopnięcie w drzwi pokonało stary, zardzewiały zamek.
            – Ło, ło! – Tris wyciągnęła przed siebie ręce, zanim drzwi, które odbiły się od ściany, oddały jej. – Co ty odwalasz, Hecate, dzwonimy do ciebie od rana!
            – A… Ale o co chodzi? – Ivrel założyła ręce na ramiona i podbiegła do niej, mając nadzieję zatrzymać ją w krótkim przedpokoju. – Co ty tu robisz?
            – Musimy pogadać. – Tris próbowała ją wyminąć, ale Iv stawała na jej drodze, w którąkolwiek stronę się nie poruszyła.
            – Mogę wejść? – zapytała w końcu z westchnieniem blondynka, sądząc, że Wolf urażona jest tym jakby nie patrzeć  najściem.
            – Nie – warknęła Ivrel, rozkładając ramiona i chwytając się obu futryn.
            – Bo…?
            – Bo nie jestem sama.
            – O Boże, a co ja chłopa nigdy nie widziałam? – Tris próbowała przejść pod jej ręką, ale Iv zablokowała ją kolanem. – Daj spokój. – Popatrzyła na koleżankę z politowaniem. – Pić mi się chce.
            – Nie mam nic do picia.
            – Wody w kranie nie masz?
            – Nie.
            – Jasne.
            Szkarłatna się wyprostowała i z szerokim uśmiechem pchnęła Ivrel, która wciąż stała na jednej nodze. Iv wtoczyła się do swojego mieszkania. Szybko spojrzała na łóżko, ale Nicolasa już tam nie było. Tris rozejrzała się po pomieszczeniu.
            – Mówiłaś, że nie jesteś sama… – sarknęła, mrużąc oczy.
            – Bo tak było – broniła się Iv.
            – I gdzie on teraz jest? Wyparował?
            – Może sobie poszedł.
            – Aha, aha… Pewno minęłam się z nim w drzwiach. – Tris kiwała głową, udając, że pojmuje jej tok rozumowania. Przez chwilę. – Nie. Wiesz, co myślę naprawdę? Po prostu chciałaś się mnie pozbyć.
            Ivrel przewróciła oczami.
            – Wtedy powiedziałabym ci, że masz sobie pójść.
            – Wiedziałabyś, że nie posłucham, więc wymyśliłaś sobie… Bo niby kto miałby tu być? Przecież ty nie lubisz gości – mówiła Szkarłatna, celując w nią palcem. – Nigdy nikogo do siebie nie zapraszasz.
            Była pewna, że Ivrel jej ściemnia. Ale gdy tak się rozglądała, zauważała coraz więcej niepokojących szczegółów. Męska koszula na oparciu krzesła. Dwa kubki, dwa talerze, dwie pary sztućców na stole. Zerknęła do przedpokoju. Buty, które nie mogły należeć do Iv, o ile jej stopa nie urosła przez ostatni czas o pięć rozmiarów, a na wieszaku prochowiec, w którym nigdy jej nie widziała.
            Zmarszczyła brwi i ruszyła do łazienki, chcąc sprawdzić ostatnią rzecz, zanim wyda na nią wyrok. Iv znów próbowała ją powstrzymać, ale nie dogoniła jej. Szkarłatna szarpnęła klamką i stanęła twarzą w twarz ze Zmrokiem.
            „Zajęte” – zamigał Nicolas, stojąc przed nią w samych bokserkach. Uśmiechał się szeroko, zakładając koszulę. Tris zamrugała oczyma. Uśmiech Browna zgasł. „Zajęte” – powtórzył, patrząc na nią spode łba, a kiedy ona wciąż się nie ruszyła, westchnął i sięgnął po swoją katanę, która stała oparta o kafelki, tuż obok jego wiszących na kaloryferze spodni.
            – Och – przemówiła Tris. – Moje sztylety przeciw twojemu mieczowi to niezbyt uczciwy pojedynek – przyznała, próbując odzyskać rezon i posyłając Nicolasowi szeroki  uśmiech. – Spróbuję dać ci fory. Jak już stąd wyleziesz.
            Zatrzasnęła drzwi i odwróciła się do Ivrel, która nie patrzyła na nią. Chowała twarz w dłoni, drugą rękę opierając o biodra.
            – On tu mieszka? – zapytała Tris, szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w Iv, która opuściła dłoń.
            – Co? Skąd ten pomysł. Bzdury.
            – W łazience w toaletce są dwie szczoteczki do zębów.
            – No i co? Mam na wymianę.
            Tris patrzyła na Iv z powątpiewaniem. Nie uwierzyła jej.
            – On tu mieszka – stwierdziła tym razem.
            – Co najwyżej to pomieszkuje! – protestowała Iv, czym tylko właściwie potwierdziła teorię Szkarłatnej.
            – Nie wierzę. – Tris kręciła głową. – Pozwoliłaś mu się wprowadzić.
            – Nie! Przecież mówię, że nie!
            W tym momencie z łazienki wyszedł Nicolas. Już ubrany.
            „Wyprałaś moje skarpetki?” zapytał, pokazują na swoje bose stopy.
            – HA! – krzyknęła triumfalnie Szkarłatna.
            – Rany! To nie tak! Nico, powiedz jej, że tu nie mieszkasz!
            „Nie? To po co mi zwalniałaś szufladę?”
            – Nick! Nie masz za grosz wyczucia sytuacji… – westchnęła Ivrel. Przygryzając wargę, spojrzała ze złością na Tris. – Czego, kurwa, chciałaś tak właściwie, co? Żeś musiała tu teraz przyleźć?
            – A wiesz, co? – Tris uśmiechała się niepokojąco szeroko. – Właściwie to Feniks powinna ci o tym powiedzieć. Nie powinnam jej odbierać tego zaszczytu.
            – Ja ci nie powinnam odbierać życia, ale jak Boga kocham…
            – Jakiego Boga? Przecież ty nie wierzysz w takie rzeczy. – Tris odwróciła się, radośnie podskakując.
            –  DOKĄD TO?! – wrzasnęła Ivrel. – Przychodzisz mi tu, przeszkadzasz, nic konkretnego nie masz do powiedzenia, a teraz wychodzisz?! – Założywszy ręce na ramiona, szła za Szkarłatną. Ostatnie słowa krzyczała za nią na klatce schodowej, wychylając się za próg: – Co to, kurwa, za inwigilacja?!
            Tris nie odpowiedziała. Podśpiewując pod nosem, wybiegła na ulicę Ergastulum. Jaki był powód jej radości? Czy cieszyła się szczęściem innych? Nie bardzo. Widziała w tym wszystkim korzyść dla siebie. Bo skoro Brown wyprowadzał się z Ósmej Alei, to znaczy, że Worick będzie szukał współlokatora. A ona miała serdecznie dość ciasnych pokoi gildii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz