– No, nareszcie.
Wystraszyła się i prawie
wywróciła o próg, wychodząc z Wielkiej Sali. Odwróciła się, a chude ramiona
objęły jej szyję.
Step one
you say we need to talk
– Tak się bałem o ciebie!
– Dusisz mnie, Scorp – upomniała
się, a przydługie, białe włosy jej przyjaciela zasłoniły jej widok.
– A , no tak, przepraszam... –
Scorpius odsunął się, ale ciągle trzymał rękę na ramieniu Scarlet. – Jak się
czujesz?
– Lekko oszołomiona. – Black
wzruszyła ramionami. – Gadałam z twoim ojcem... – Spojrzała na Albusa, który
cały czas stał oparty plecami o ścianę i to on niecierpliwie skomentował jej
pojawienie się. Na wspomnienie swojego ojca prychnął tylko i założył ręce na
piersi.
He walks
you say sit down it's just a talk
– Co ci naobiecywał?
– Powiedział, że nie pozwoli, by coś mi się stało... –
wyrecytowała, przykładając palec do nasady nosa, jakby imitowała poprawianie
okularów, przez co chłopaki parsknęli śmiechem. – Hej, nie widzieliście może
mojej siostry...?
Scorpius już otwierał usta, by
coś powiedzieć, ale Albus rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Tak, wybiegła z zamku w
pośpiechu. – Wskazał na frontowe drzwi. – Chyba nas nie zauważyła.
– Nie jesteśmy grupą ludzi, na
którą nie można zwrócić uwagi, Al. – Scarlet
zerknęła na przyjaciela z ukosa, ale ten tylko przejechał dłonią po twarzy. –
Scorpius? – zwróciła się do Malfoya, który już mrużył oczy i przestępował z
nogi na nogę.
He
smiles politely back at you
– Wyglądała jak rozjuszony
hipogryf, powiedziała, że mamy cię zostawić w spokoju, bo jesteśmy ślizgońskimi
gówniarzami, którzy notorycznie ściągają na ciebie kłopoty.
Przez chwilę wydawało się, że
cały zamek wstrzymał oddech, czekając na gwałtowny wybuch złości Scarlet, z
jakich była znana na co dzień, ale ona tylko westchnęła, wczepiając palce we
włosy.
– Przepraszam, chłopaki.
– Och, nie przejmuj się, –
Scorpius machnął ręką – przywykliśmy do tego, że cały wszechświat jest
przeciwko naszej gryfonowo-ślizgońskiej przyjaźni, która nigdy nie powinna
zaistnieć...
– Przesadzasz, Scorp.
– Wybaczcie.
Scarlet zaśmiała się i objęła
Malfoya ramieniem, a drugą ręką machnęła na Albusa, który przewrócił oczami,
ale przytulił się do Black, która położyła dłonie na głowach przyjaciół w iście
matczynym geście.
You
stare politely right on through
– Poradzimy sobie – stwierdziła
pewnie, jakby sama chciała siebie przekonać. – Nie dam się zabić.
Stali tak jeszcze przez chwilę,
po czym usłyszeli za sobą chrząknięcie. Odskoczyli od siebie, obracając się
jednocześnie. Za nimi stała profesor Christensen z tajemniczym uśmiechem na
twarzy.
– Nie chcę przerywać tej
przyjacielskiej konwersacji, ale jest już późno, – postukała różdżką w zegarek
na swoim lewym nadgarstku – więc czas się rozstać.
– Tak jest, pani profesor –
powiedzieli jednocześnie i skinęli głowami.
– Aha i całą waszą trójkę chcę
widzieć u siebie po jutrzejszych zajęciach.
Wszyscy troje spojrzeli na
profesor Christensen z przerażeniem, przez co Renee poczuła nieodpartą chęć
parsknięcia śmiechem. Nie mogła jednak pozwolić sobie na tak nierozważną
reakcję, więc starała się zachować kamienną twarz w stylu Minerwy McGonagall.
Choć nie miała okularów, chyba udało jej się groźnie spojrzeć na stojących
przed nią uczniów.
As he
goes left and you stay right
– Mamy szlaban? – zapytał
przerażony Scorpius i dopiero wtedy Renee się uśmiechnęła.
– Nie, panie Malfoy, to nie jest
szlaban. Już jest późno, a jutro z samego rana macie zajęcia, więc panowie do
siebie, – wskazała na drzwi prowadzące do lochów, gdzie znajdował się pokój
wspólny Ślizgonów, – a panna Black na górę. Pewnie czekają na ciebie. – Mrugnęła
do dziewczyny, ale natychmiast ponownie przybrała surową minę. – Tylko nie
siedźcie za długo! – zawołała jeszcze za Scarlet, która już wspinała się po
kamiennych schodach. – Potter! – zwróciła się do Albusa. – Twój ojciec...
– Dobranoc, pani profesor. –
przerwał jej z naciskiem Albus, kłaniając się, po czym pociągnął Scorpiusa za
rękaw i obaj zbiegli po schodach, kierując się w stronę pokoju wspólnego
Ślizgonów.
Scarlet obserwowała jeszcze tę
sytuację zza rogu korytarza, po czym westchnęła i sama skierowała swoje kroki w
stronę siódmego piętra, gdzie umieszczona była wieża Gryffindoru. Przez całą
drogę do pokoju wspólnego nie spotkała ani jednego ducha, wszystkie postaci z
portretów spały, bądź udawały sen i nawet Irytek tej nocy nie zaskoczył jej na
schodach między czwartym, a piątym piętrem, gdzie zwykle lubił rzucać w nią
kredą.
Dziękowała w duchu za tę ciszę,
gdyż mogła w spokoju poukładać myśli, które pędziły w jej głowie jak szalone.
Choć tak naprawdę bardziej powinna martwić się o siebie i swoje relacje z
siostrą, nie mogła przestać przejmować się Albusem i jego kontakt z ojcem.
Cała trójka, ona, Albus i
Scorpius, od pierwszego pojawienia się w Hogwarcie wzbudzali sensację.
Spodziewano się, że będą najlepsi we wszystkim, bo przecież pochodzili ze szlachetnych
rodów czarodziejów. Na chłopaków patrzono przez pryzmat ich ojców, a reputację
Scarlet otrzymała od swojego rodzeństwa. Walczyli już z tymi oczekiwaniami
czwarty rok, ale nadal nie potrafili przekonać społeczeństwa, że nie są
mniejszymi wersjami swoich krewnych.
Najgorsze było lato między drugim
a trzecim rokiem. Wtedy to rodzinę Malfoyów spotkała ogromna tragedia. Mama Scorpiusa,
Astoria przegrała walkę z chorobą, którą toczyła od wielu lat. Oboje, Albus i
Scarlet pojawili się na pogrzebie, by wspierać przyjaciela, choć dziewczyna
musiała uciec z domu. Jej matka nie pochwalała kontaktów z „czarodziejami
niższej kategorii”, jak zwykła mawiać o rodzinach przyjaciół swojej córki,
która nie miała kompletnie pojęcia, o co chodziło pani Black oraz dlaczego
zachowywała się w stosunku do swoich dzieci jak osoba pozbawiona jakichkolwiek
uczuć.
Between
the lines of fear and blame
Odwrotnie zaś sprawa miała się z
Albusem i jego ojcem, który może i nie miał wpływu na swoją sławę, ale perfekcyjnym
tatusiem nie był. Maska perfekcyjnej rodzinki kryła więcej tajemnic, niż Pokój
Życzeń na piątym piętrze. Al nie marzył o niczym innym, tylko o pozostaniu jak
najbardziej normalnym. Z dala od sławy ojca, trzymając się w odosobnieniu...
Przez co Scarlet poczuła się
jeszcze bardziej podle. Nawet jeśli przez poprzednie trzy lata ona i jej
przyjaciele notorycznie byli na językach całej szkoły, wpadając co chwila w
jakieś pomniejsze tarapaty, to jej uczestnictwo w Turnieju Trójmagicznym na
pewno nie przyniesie im spokoju. Chciała jak najszybciej dowiedzieć się, kto
wrobił ją w ten cały konkurs i jaki miał w tym cel. Im szybciej do tego
dojdzie, tym wcześniej udowodnią, że są dzieciakami, które nie chcą zwracać na
siebie uwagi.
Dopiero kiedy dotarła przed
portret Grubej Damy, zalała ją fala przerażenia. Aby dotrzeć do dormitorium,
musiała przejść przez pokój wspólny, gdzie była pewna, że wszyscy Gryfoni na
nią czekają. Tylko jak ją powitają? Czy będzie musiała zmierzyć się z falą
nienawiści? Skoro już na Wielkiej Sali słyszała oskarżenia o oszustwo, to z
pewnością teraz nie będzie inaczej...
And you
begin to wonder why you came
– Zamierzasz nocować na korytarzu?
– zapytała ją Gruba Dama, patrząc z dezaprobatą.
– Nie, nie, przepraszam... Somnus
– rzuciła hasło, a portret otworzył się ze skrzypnięciem.
Wybuch radości, jaki ją powitał,
prawie odrzucił ją z powrotem na korytarz gdyby nie fakt, że została wciągnięta
do pokoju, gdzie prawdopodobnie od dłuższego czasu trwała gruba impreza. Kuzyni
Fred i Louis Weasley nieśli ją na swoich ramionach, by każdy z Gryfonów mógł ją
zobaczyć, pogratulować, czy poklepać po plecach. Jej obawy okazały się być
całkowicie niesłuszne. Wydawało się, że nikogo z jej współmieszkańców domu
Gryffindoru nie obchodziło, czy wrzuciła swoje nazwisko, czy nie, bardziej byli
podekscytowani tym, że to ktoś z ich domu będzie reprezentować Hogwart w
Turnieju Trójmagicznym.
Scarlet była tak oszołomiona, że
dopiero po jakiejś pół godziny dopchała się do swojej przyjaciółki, Lily.
Siostra Albusa siedziała na fotelu najbliżej kominka i cierpliwie czekała, aż
wszyscy złożą Black gratulacje.
– Jak się czujesz? – zapytała
Lily, uważnie obserwując czerwonowłosą.
– Jeszcze przed chwilą dosłownie
srałam ze strachu, – Scarlet udało się wyplątać z flagi Gryffindoru, którą ktoś
ją owinął – ale teraz już jest lepiej. – Opadła na fotel, a Lily podała jej
butelkę piwa kremowego. – Twój ojciec powiedział, że mi pomoże.
– Nie masz się czego bać, dopóki
tata jest tutaj.
– Cóż, Albus ma całkiem odmienne
zdanie...
– Al chyba nigdy się z tatą nie
dogada. – Lily wzruszyła ramionami. – Po za tym, z pomocą czy bez, ja wierzę,
ze sobie bez problemu poradzisz w tym turnieju.
– Dzięki, Lil, ale ja jestem
dopiero w czwartej klasie...
– Jak nie będziesz znała zaklęć,
zawsze możesz wszystkich pobić, jak zrobiłaś to z tymi, którzy zaczepiali mnie
przez cały poprzedni rok.
Scarlet wybuchnęła śmiechem i od
razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Lily Luna była niepoprawną optymistką, a
wydarzeniem, które wpłynęło na ich przyjaźń było pobicie, przez które Black
prawie wyleciała z Hogwartu, ale wcale nie żałowała tego, co zrobiła. Rok
wcześniej, kiedy Lily pierwszy raz przekroczyła próg zamku, dwóch Ślizgonów z
drugiej klasy upatrzyło ją sobie i dokuczali jej przez parę miesięcy z powodu
jej nazwiska. Dziewczynka bała się komukolwiek o tym powiedzieć, choć miała w
szkole dwóch starszych braci. Nie spodziewała się jednak, że to Scarlet zrobi z
jej oprawcami porządek, wybijając jednemu dwa zęby, a drugiego traktując dosyć
mocną Tarantallegrą. To wydarzenie mocno zbliżyło dziewczyny do siebie,
jednocześnie jeszcze bardziej zbudowało napięcie pomiędzy Scarlet a najstarszym
bratem Lily, Jamesem, który jakby był zły o to, że to nie on pomógł siostrze.
Where
did I go wrong, I lost a friend
On i Black nie mogli przebywać
dłużej niż pięć minut w jednym pomieszczeniu, bo zwykle dochodziło między nimi
do przepychanek słownych na porządku dziennym, do czego przywykł już chyba
każdy Gryfon. Dlatego kiedy dziewczyna spotkała go na korytarzu prowadzącym do
spiralnych schodów przed dormitorium, nie mogła przegapić okazji, by nie wbić
mu kolejnej szpilki. Gdy go mijała, uniosła dumnie głowę, gdyż była święcie
przekonana, że on wrzucił swoje nazwisko do czary w nadziei, że zostanie
wybrany na reprezentanta.
– Ciągle jest czas, by się
wycofać – rzucił niedbale, nie patrząc w jej stronę.
– Tylko po to, by zrobić ci na
złość, wygram ten turniej. – Scarlet wciąż się uśmiechała.
Postawiła stopę na pierwszy
schodku, ale James złapał ją za nadgarstek i pociągnął, obracając ją twarzą do
siebie.
– Czy ty nie rozumiesz, że ktoś
ewidentnie chce cię zabić?! – krzyknął, zaskakując dziewczynę.
– To ty nie myślisz, że sama się
zgłosiłam...?
– Jesteś głupia, ale chyba nie na
tyle, by ryzykować życie.
– Och, potraktuję to jako
komplement. – Scarlet wyrwała rękę z jego uścisku.
– Nie pochlebiaj sobie.
– Czego ty ode mnie chcesz,
Potter?
James przejechał dłonią po twarzy
i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Przez moment
jeszcze się nad czymś zastanawiał, po czym zapytał:
– Wiesz chociaż, dlaczego cię
nienawidzę?
Ale Scarlet nie dała się podejść.
Udała, że liczy na palcach wszystkie rozważane powody.
– Z powodu krwi, która płynie w
moich żyłach? – Dobrze wiedziała, że James sceptycznie podchodzi do jej
pochodzenia, które naznaczone było dawną działalnością Śmierciożerców.
– Nie. Dlatego, że przez ciebie
zwątpiłem we wszystko, co mi powiedzieli.
Somewhere along in the bitterness
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz