– Słuchaj, Nate, musimy zrobić tak…
– A czy to bezpieczne?
– Zamknij się i mnie słuchaj, ty głupi debilu!
Sześcioletnia dziewczynka
tupnęła nogą w chodnik, ukazując swoje niezadowolenie. Gdyby jej złość
potrafiła przerodzić się w energię, zapewne byłaby zdolna rozewrzeć wrota do
samego piekła i to na środku spokojnego osiedla.
To nie do pomyślenia, żeby w
tym wieku nie potrafić opętać żadnego człowieka! Przecież dookoła było tyle
smakowitych cieni, w które można było się wkraść… To by pozwoliło naładować jej
rozładowane akumulatory gromadzące cienistą moc. Z tak potężną magią mogłaby
osiągnąć więcej, niż komukolwiek się śniło! Już dawno przestało ją bawić
tworzenie małych króliczków i słodkich piesków zbudowanych z cieni, które
skakały i biegały po całym domu. Teraz chciała zrobić coś wielkiego! Ale do
tego potrzebowała jakiegoś naiwnego kretyna, a takiego na razie nie miała na
oku, dlatego musiała ochłonąć i zacząć od łatwiejszych rzeczy.
Tata i mama stanowczo
zabraniali im takich zabaw, ale ona sama chciała się przekonać, jak to jest być
prawdziwym demonem. Nate przecież nie musiał niczego robić. W oczach rodziców
był zawsze słodkim aniołkiem, podobnie jak ich siostra – Calanthia. Nikt się
nie zdziwi, kiedy to ona znajdzie się w centrum łobuzerskiego zainteresowania,
przecież to nie pierwszy raz. W ostateczności będzie musiała wysłuchać, co
rodzice mają do powiedzenia na temat jej niegrzecznego zachowania, a potem znów
wróci do psocenia. Przecież bez tego było tak nudno! W krainie demonów, skąd
się wywodziła, na pewno było weselej! Tylko już raz tam poszła i tata bardzo
się wściekł.
– Musimy zrobić klimat! – powiedziała
podekscytowana dziewczynka. Jej intensywnie zielone oczy błyszczały dziecięcym
podnieceniem. Z szerokim uśmiechem małego diabła zaczęła rozrysowywać białą
kredą krzywy krąg. Co rusz spoglądała w opasłą księgę otwartą mniej więcej w
połowie.
Wczoraj z całą rodziną byli u
cioci czarodziejki, żeby zobaczyć ich malutkiego, nowonarodzonego kuzyna, który
nazywał się Lathan. Jak na jej oko to był brzydki i pomarszczony. Nie wiedziała,
dlaczego wujek Soriel i ciocia czarodziejka Patricia tak bardzo się nim
zachwycają. Aurze podobały się tylko jego oczy – szmaragdowe, jak u pełnokrwistego
demona. Jak u taty i wujka Soriela. Ona i jej brat takich nie mieli. Prawie
zaczęła zazdrościć Lathanowi. W przyszłości planowała zamknąć go w pralce i
poddać praniu. Ponoć wtedy wszystko stawało się czyste. Może w ten sposób
sprawi, że wypierze z niego demoniczność? A jak dobrze pójdzie, będzie mogła ją
przejąć!
Kiedy wszyscy zachwycali się
płaczącym dzieckiem, Aura postanowiła wyciągnąć swojego brata na dwór. To wtedy
przechodząc przez kuchnię, dostrzegła na stole wielką księgę. Wiedziała, że to
jedna z tych magicznych, które ciocie czarodziejki używały do czarowania. W
ciągu kilku sekund uknuła w swojej małej głowie wielki i zły plan. Zmusiła
brata, żeby przeniósł ten stary, pożółkły przedmiot razem z nią na dwór. Kiedy
już to zrobili, rzucili ją w trawę. Na szczęście rodzice zgodzili się na to,
żeby zabrali ze sobą taczkę zabawek, dlatego Aura wyrzuciła na trawę wszystkie
misie, auta oraz lalki, i wrzuciła tam swoją ciężką, nową zdobycz.
– A co zrobimy z naszymi
zabawkami?
– Zakopiemy je jak skarby w
piasku!
Tak jak mówili, tak zrobili.
Aby przypadkiem nie zapomnieć, gdzie znajdują się ich ulubione przedmioty,
wsadzili gałązkę młodego dębu w mały kopiec.
– Czuję się, jak na pogrzebie –
powiedziała z powagą Aura. – Może powinniśmy zostawić je tu na zawsze? No,
wiesz. Bo jak ktoś ląduje w ziemi, to chyba umiera. Na zawsze.
Nate zrobił wielkie oczy.
– Nie! – pisnął głośno. – Tam
był mój ulubiony miś!
– On już nie żyje, Nate! –
rzuciła dramatycznym głosem jego siostra. Pochyliła się ku ziemi, chwyciła dwa
patyki i złączyła je ze sobą, tworząc z nich krzyż, który uniosła ku niebu. – O
wielki demoniczny Bogu Śmierci! Składamy ci w ofierze nasze zabawki! Ześlij nam
za nie słodycze! I jak możesz to trochę mocy! Nie musisz dawać jej mojemu
bratu, bo jest małym frajerem, więc możesz wszystko oddać mi! Prosimy cię,
demoniczny Bogu Śmierci! – krzyczała.
Jej brat w proteście wybuchł
głośnym płaczem.
Właśnie tak magiczna księga
znalazła się w ich posiadaniu. Rodzice nawet nie podejrzewali, że pod zabawkami
podróżującymi na taczce znajduje się własność, która nie należała do ich
dzieci.
– Gotowe! – krzyknęła
uszczęśliwiona Aura, prostując się i zakładając ubrudzone białą kredą ręce na
biodra. Przez to jej czerwona bluzka została ozdobiona gustownymi, pudrowymi
śladami. Przedmiot zbrodni został wyrzucony w tył – trafił prosto w dach auta
sąsiadów, którzy chwilę temu toczyli się nim przez opustoszałą ulicę, najeżdżając
na jej wielki krąg mocy. Gdyby Aura miała taką możliwość, zapewne zamiast
kredą, rzuciłaby w nie cegłą. Tylko że żadnej nie miała pod ręką.
– Co teraz? – spytał niepewnie
Nate, podchodząc do swojej siostry.
– Przywołujemy demona, który
mnie opęta! – wykrzyknęła dziewczynka, zanosząc się morderczym śmiechem,
któremu brakowało tylko scenerii w postaci trzaskających za jej plecami
piorunów. Nawet jej brata przeszyły dreszcze.
– A-ale coś może pójść nie tak,
Aura. W końcu sama jesteś demonem – szepnął chłopiec, pochylając się ku niej ze
zmartwioną miną. Jego siostra machnęła obojętnie ręką i stanęła w środku kręgu,
kopiąc księgę butem zdobionym uroczymi, czarnymi kokardkami. Na początku
myślała, że przeczyta zaklęcie, o którym tam piszą, ale kiedy spojrzała w
majaczące się na pożółkłych stronach literki, układające się w słowa w
nieznanym jej języku, uznała, że wymyśli właśnie zaklęcie, tak jak wtedy, kiedy
próbowała złożyć hołd demonicznemu Bogowi Śmierci!
– Będzie dobrze, tchórzu –
roześmiała się i wciągnęła go do środka kręgu. – Musisz tu ze mną postać. Jak
będzie ze mną źle to trzepniesz mnie kijem mocy. – Aura podała bratu
zakrzywionego patyka, na który ten spojrzał zdziwiony.
– Przecież to zwykły kijek.
– Dębowy kij mocy! – wybuchła
Aura. – Skup się, durniu! – Obróciła się do niego plecami i wystawiła ramiona w
bok. Przybrała poważną minę, a następnie przymknęła powieki. Niemalże czuła,
jak tajemnicza moc napływa w jej dziecięce ciało. Wyobraziła sobie, że wstępuje
w nią krwiożerczy demon, który dostarcza jej tylu pokładów energii, ile
potrzebuje, aby zawładnąć nad tym durnym światem. Myślała przy okazji nad tym,
co zrobi, gdy już będzie jej dane wzmocnić swoją demoniczną magię. Może w końcu
zemści się na sąsiadach, którzy pukają do ich domu całymi dniami, obrażając jej
rodziców tylko dlatego, że czasem narozrabia, może w końcu zabije wszystkich
ludzi, którzy śmieli chociaż dotknąć czy nazwać dziwakami Nate’a albo
Calanthię. Przy okazji wskrzesi babcię i dziadka, bo tylko oni ją rozumieją. Na
koniec przeprowadzi się do Reverentii, gdzie jest jej miejsce! Bo ona wcale nie
jest dobra i nie chce robić niczego dobrego! To zło pociąga ją najbardziej.
Z tego wszystkiego Aura
kompletnie zapomniała o tym, że miała wymówić zaklęcie, ale kiedy już otworzyła
oczy, aby przerwać rytuał i zacząć go od początku, dostrzegła ciemność. To ją
zdezorientowało. Przecież nie było możliwe, żeby zastała ją tu noc! Ledwo
zjadła śniadanie! A może wcale nie potrzebowała żadnego zaklęcia? Może to się
działo… samo z siebie?
Choć Aura nie widziała niczego
poza ciemnością, rozszerzyła usta w zadowolonym uśmiechu i wyrzuciła w górę
ręce:
– Tata zawsze mi powtarza, że
jestem epicka, więc cię nie zawiodę, panie demonie! – krzyknęła w pustkę. Jej
słowa odbiły się od niej echem.
– Aura? – usłyszała głos, który
najprawdopodobniej docierał z samego wnętrza jej głowy. Dziwne uczucie. Zaczęła
się rozglądać wkoło, aby odnaleźć swojego brata. Mogło się przecież okazać, że
wielki demon zaakceptował też Nate’a. W końcu co dwie bliźniacze głowy, to nie jedna!
A ciocie czarodziejki zawsze powtarzały, że bliźniaki są w jakiś sposób ze sobą
złączone!
– Nate! – krzyknęła uradowana
dziewczynka. – Tu jestem! – Podskoczyła kilka razy i zamachała rękoma, już po
chwili zdając sobie sprawę z tego, że przecież jej nie zobaczy, bo było tu za
ciemno. Zatrzymała się i zmarszczyła czoło. – Wiesz, że mi się udało? Wstąpił
we mnie demon!
– Ale… ciebie tutaj nie ma!
Zniknęłaś! Na dodatek słyszę cię w swojej głowie. Czy to normalne? Może
powinienem pójść po rodziców? Chyba coś poszło nie tak! A jak na przykład
jesteś teraz uwięziona w drzewie? Przecież my też jesteśmy demonami i potrafimy
opętać różne rzeczy i… i nawet ludzi, prawda? – Chłopiec przerwał, a potem
wydał z siebie okrzyk zaskoczenia. – A jeśli zawładnęłaś cieniem auta państwa
Smith? Oni właśnie odjeżdżają! Mam ich zatrzymać? – Cisza. – O, nie! To może
być też kot pani Green! Uciekł na drzewo! Aura, słyszysz mnie? Odpowiedz!
Aura wyprostowała się i
zamrugała oczami. Nie należała do osób głupich. Babcia Calanthe powiedziała jej
kiedyś, że odziedziczyła rozum po mamie, a mama była trochę mądrzejsza niż jej
tata. Tata ponoć cierpiał na jakąś nieuleczalną chorobę zwaną głupotą –
przynajmniej tak twierdziła jej rodzicielka. To właśnie dzięki swoim
niezmąconym pokładom inteligencji odkryła, że to nie demon ją opętał, ani że to
ona nie opętała drzewa czy auta sąsiadów. Jej ofiarą stał się ktoś o wiele
bardziej cenny.
Dziewczynka skrzyżowała
niewinnie ręce za plecami i słodkim głosem ogłosiła:
– Teraz pójdziemy do rodziców,
Nate i pokażemy, że wcale nie jesteś taki grzeczny, za jakiego zawsze cię
uważali, dobrze? – Odpowiedziała jej cisza. Kiedy przymknęła powieki i znowu je
otworzyła, była z powrotem w rzeczywistym świecie. Z tym, że ręce, które przed
sobą miała, nie należały do niej. To były ręce jej ukochanego braciszka.
Aura uśmiechnęła się do siebie
w tak przerażający sposób, że kiedy przejeżdżał obok niej gazeciarz, prawie
spadł z roweru – w ostatniej chwili wyjechał na prostą, a pedałował tak szybko,
jakby ktoś go gonił. Nie był to uśmiech normalny ani nawet ludzki. Wyglądała
jak diabeł, który po setkach lat nareszcie opuścił więzienie, jakim było
piekło.
Postawiła do przodu dwa kręte
kroki, próbując przyzwyczaić się do nowego ciała. Kiedy dotarła już do
śmietnika, kopnęła go z całej siły, wywracając całą jego zawartość na trawnik
sąsiadów.
Cóż, to był dopiero początek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz