piątek, 1 lutego 2019

Małe zło

– Słuchaj, Nate, musimy zrobić tak…
– A czy to bezpieczne?
– Zamknij się i mnie słuchaj, ty głupi debilu!
Sześcioletnia dziewczynka tupnęła nogą w chodnik, ukazując swoje niezadowolenie. Gdyby jej złość potrafiła przerodzić się w energię, zapewne byłaby zdolna rozewrzeć wrota do samego piekła i to na środku spokojnego osiedla.

To nie do pomyślenia, żeby w tym wieku nie potrafić opętać żadnego człowieka! Przecież dookoła było tyle smakowitych cieni, w które można było się wkraść… To by pozwoliło naładować jej rozładowane akumulatory gromadzące cienistą moc. Z tak potężną magią mogłaby osiągnąć więcej, niż komukolwiek się śniło! Już dawno przestało ją bawić tworzenie małych króliczków i słodkich piesków zbudowanych z cieni, które skakały i biegały po całym domu. Teraz chciała zrobić coś wielkiego! Ale do tego potrzebowała jakiegoś naiwnego kretyna, a takiego na razie nie miała na oku, dlatego musiała ochłonąć i zacząć od łatwiejszych rzeczy.
Tata i mama stanowczo zabraniali im takich zabaw, ale ona sama chciała się przekonać, jak to jest być prawdziwym demonem. Nate przecież nie musiał niczego robić. W oczach rodziców był zawsze słodkim aniołkiem, podobnie jak ich siostra – Calanthia. Nikt się nie zdziwi, kiedy to ona znajdzie się w centrum łobuzerskiego zainteresowania, przecież to nie pierwszy raz. W ostateczności będzie musiała wysłuchać, co rodzice mają do powiedzenia na temat jej niegrzecznego zachowania, a potem znów wróci do psocenia. Przecież bez tego było tak nudno! W krainie demonów, skąd się wywodziła, na pewno było weselej! Tylko już raz tam poszła i tata bardzo się wściekł. 
– Musimy zrobić klimat! – powiedziała podekscytowana dziewczynka. Jej intensywnie zielone oczy błyszczały dziecięcym podnieceniem. Z szerokim uśmiechem małego diabła zaczęła rozrysowywać białą kredą krzywy krąg. Co rusz spoglądała w opasłą księgę otwartą mniej więcej w połowie.
Wczoraj z całą rodziną byli u cioci czarodziejki, żeby zobaczyć ich malutkiego, nowonarodzonego kuzyna, który nazywał się Lathan. Jak na jej oko to był brzydki i pomarszczony. Nie wiedziała, dlaczego wujek Soriel i ciocia czarodziejka Patricia tak bardzo się nim zachwycają. Aurze podobały się tylko jego oczy – szmaragdowe, jak u pełnokrwistego demona. Jak u taty i wujka Soriela. Ona i jej brat takich nie mieli. Prawie zaczęła zazdrościć Lathanowi. W przyszłości planowała zamknąć go w pralce i poddać praniu. Ponoć wtedy wszystko stawało się czyste. Może w ten sposób sprawi, że wypierze z niego demoniczność? A jak dobrze pójdzie, będzie mogła ją przejąć! 
Kiedy wszyscy zachwycali się płaczącym dzieckiem, Aura postanowiła wyciągnąć swojego brata na dwór. To wtedy przechodząc przez kuchnię, dostrzegła na stole wielką księgę. Wiedziała, że to jedna z tych magicznych, które ciocie czarodziejki używały do czarowania. W ciągu kilku sekund uknuła w swojej małej głowie wielki i zły plan. Zmusiła brata, żeby przeniósł ten stary, pożółkły przedmiot razem z nią na dwór. Kiedy już to zrobili, rzucili ją w trawę. Na szczęście rodzice zgodzili się na to, żeby zabrali ze sobą taczkę zabawek, dlatego Aura wyrzuciła na trawę wszystkie misie, auta oraz lalki, i wrzuciła tam swoją ciężką, nową zdobycz.
– A co zrobimy z naszymi zabawkami?
– Zakopiemy je jak skarby w piasku!
Tak jak mówili, tak zrobili. Aby przypadkiem nie zapomnieć, gdzie znajdują się ich ulubione przedmioty, wsadzili gałązkę młodego dębu w mały kopiec.
– Czuję się, jak na pogrzebie – powiedziała z powagą Aura. – Może powinniśmy zostawić je tu na zawsze? No, wiesz. Bo jak ktoś ląduje w ziemi, to chyba umiera. Na zawsze.
Nate zrobił wielkie oczy.
– Nie! – pisnął głośno. – Tam był mój ulubiony miś! 
– On już nie żyje, Nate! – rzuciła dramatycznym głosem jego siostra. Pochyliła się ku ziemi, chwyciła dwa patyki i złączyła je ze sobą, tworząc z nich krzyż, który uniosła ku niebu. – O wielki demoniczny Bogu Śmierci! Składamy ci w ofierze nasze zabawki! Ześlij nam za nie słodycze! I jak możesz to trochę mocy! Nie musisz dawać jej mojemu bratu, bo jest małym frajerem, więc możesz wszystko oddać mi! Prosimy cię, demoniczny Bogu Śmierci! – krzyczała.
Jej brat w proteście wybuchł głośnym płaczem.
Właśnie tak magiczna księga znalazła się w ich posiadaniu. Rodzice nawet nie podejrzewali, że pod zabawkami podróżującymi na taczce znajduje się własność, która nie należała do ich dzieci.
– Gotowe! – krzyknęła uszczęśliwiona Aura, prostując się i zakładając ubrudzone białą kredą ręce na biodra. Przez to jej czerwona bluzka została ozdobiona gustownymi, pudrowymi śladami. Przedmiot zbrodni został wyrzucony w tył – trafił prosto w dach auta sąsiadów, którzy chwilę temu toczyli się nim przez opustoszałą ulicę, najeżdżając na jej wielki krąg mocy. Gdyby Aura miała taką możliwość, zapewne zamiast kredą, rzuciłaby w nie cegłą. Tylko że żadnej nie miała pod ręką.
– Co teraz? – spytał niepewnie Nate, podchodząc do swojej siostry.
– Przywołujemy demona, który mnie opęta! – wykrzyknęła dziewczynka, zanosząc się morderczym śmiechem, któremu brakowało tylko scenerii w postaci trzaskających za jej plecami piorunów. Nawet jej brata przeszyły dreszcze.
– A-ale coś może pójść nie tak, Aura. W końcu sama jesteś demonem – szepnął chłopiec, pochylając się ku niej ze zmartwioną miną. Jego siostra machnęła obojętnie ręką i stanęła w środku kręgu, kopiąc księgę butem zdobionym uroczymi, czarnymi kokardkami. Na początku myślała, że przeczyta zaklęcie, o którym tam piszą, ale kiedy spojrzała w majaczące się na pożółkłych stronach literki, układające się w słowa w nieznanym jej języku, uznała, że wymyśli właśnie zaklęcie, tak jak wtedy, kiedy próbowała złożyć hołd demonicznemu Bogowi Śmierci!
– Będzie dobrze, tchórzu – roześmiała się i wciągnęła go do środka kręgu. – Musisz tu ze mną postać. Jak będzie ze mną źle to trzepniesz mnie kijem mocy. – Aura podała bratu zakrzywionego patyka, na który ten spojrzał zdziwiony.
– Przecież to zwykły kijek.
– Dębowy kij mocy! – wybuchła Aura. – Skup się, durniu! – Obróciła się do niego plecami i wystawiła ramiona w bok. Przybrała poważną minę, a następnie przymknęła powieki. Niemalże czuła, jak tajemnicza moc napływa w jej dziecięce ciało. Wyobraziła sobie, że wstępuje w nią krwiożerczy demon, który dostarcza jej tylu pokładów energii, ile potrzebuje, aby zawładnąć nad tym durnym światem. Myślała przy okazji nad tym, co zrobi, gdy już będzie jej dane wzmocnić swoją demoniczną magię. Może w końcu zemści się na sąsiadach, którzy pukają do ich domu całymi dniami, obrażając jej rodziców tylko dlatego, że czasem narozrabia, może w końcu zabije wszystkich ludzi, którzy śmieli chociaż dotknąć czy nazwać dziwakami Nate’a albo Calanthię. Przy okazji wskrzesi babcię i dziadka, bo tylko oni ją rozumieją. Na koniec przeprowadzi się do Reverentii, gdzie jest jej miejsce! Bo ona wcale nie jest dobra i nie chce robić niczego dobrego! To zło pociąga ją najbardziej.
Z tego wszystkiego Aura kompletnie zapomniała o tym, że miała wymówić zaklęcie, ale kiedy już otworzyła oczy, aby przerwać rytuał i zacząć go od początku, dostrzegła ciemność. To ją zdezorientowało. Przecież nie było możliwe, żeby zastała ją tu noc! Ledwo zjadła śniadanie! A może wcale nie potrzebowała żadnego zaklęcia? Może to się działo… samo z siebie?
Choć Aura nie widziała niczego poza ciemnością, rozszerzyła usta w zadowolonym uśmiechu i wyrzuciła w górę ręce:
– Tata zawsze mi powtarza, że jestem epicka, więc cię nie zawiodę, panie demonie! – krzyknęła w pustkę. Jej słowa odbiły się od niej echem.
– Aura? – usłyszała głos, który najprawdopodobniej docierał z samego wnętrza jej głowy. Dziwne uczucie. Zaczęła się rozglądać wkoło, aby odnaleźć swojego brata. Mogło się przecież okazać, że wielki demon zaakceptował też Nate’a. W końcu co dwie bliźniacze głowy, to nie jedna! A ciocie czarodziejki zawsze powtarzały, że bliźniaki są w jakiś sposób ze sobą złączone!
– Nate! – krzyknęła uradowana dziewczynka. – Tu jestem! – Podskoczyła kilka razy i zamachała rękoma, już po chwili zdając sobie sprawę z tego, że przecież jej nie zobaczy, bo było tu za ciemno. Zatrzymała się i zmarszczyła czoło. – Wiesz, że mi się udało? Wstąpił we mnie demon!
– Ale… ciebie tutaj nie ma! Zniknęłaś! Na dodatek słyszę cię w swojej głowie. Czy to normalne? Może powinienem pójść po rodziców? Chyba coś poszło nie tak! A jak na przykład jesteś teraz uwięziona w drzewie? Przecież my też jesteśmy demonami i potrafimy opętać różne rzeczy i… i nawet ludzi, prawda? – Chłopiec przerwał, a potem wydał z siebie okrzyk zaskoczenia. – A jeśli zawładnęłaś cieniem auta państwa Smith? Oni właśnie odjeżdżają! Mam ich zatrzymać? – Cisza. – O, nie! To może być też kot pani Green! Uciekł na drzewo! Aura, słyszysz mnie? Odpowiedz!
Aura wyprostowała się i zamrugała oczami. Nie należała do osób głupich. Babcia Calanthe powiedziała jej kiedyś, że odziedziczyła rozum po mamie, a mama była trochę mądrzejsza niż jej tata. Tata ponoć cierpiał na jakąś nieuleczalną chorobę zwaną głupotą – przynajmniej tak twierdziła jej rodzicielka. To właśnie dzięki swoim niezmąconym pokładom inteligencji odkryła, że to nie demon ją opętał, ani że to ona nie opętała drzewa czy auta sąsiadów. Jej ofiarą stał się ktoś o wiele bardziej cenny.
Dziewczynka skrzyżowała niewinnie ręce za plecami i słodkim głosem ogłosiła:
– Teraz pójdziemy do rodziców, Nate i pokażemy, że wcale nie jesteś taki grzeczny, za jakiego zawsze cię uważali, dobrze? – Odpowiedziała jej cisza. Kiedy przymknęła powieki i znowu je otworzyła, była z powrotem w rzeczywistym świecie. Z tym, że ręce, które przed sobą miała, nie należały do niej. To były ręce jej ukochanego braciszka.
Aura uśmiechnęła się do siebie w tak przerażający sposób, że kiedy przejeżdżał obok niej gazeciarz, prawie spadł z roweru – w ostatniej chwili wyjechał na prostą, a pedałował tak szybko, jakby ktoś go gonił. Nie był to uśmiech normalny ani nawet ludzki. Wyglądała jak diabeł, który po setkach lat nareszcie opuścił więzienie, jakim było piekło.
Postawiła do przodu dwa kręte kroki, próbując przyzwyczaić się do nowego ciała. Kiedy dotarła już do śmietnika, kopnęła go z całej siły, wywracając całą jego zawartość na trawnik sąsiadów.
Cóż, to był dopiero początek…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz