piątek, 1 lutego 2019

Yakuza: Sweet dreams ~ Wilczy


To była noc, gdy zrozumiała, dlaczego ludzie obawiają się ciszy.Trochę jej to zajęło. Nie od razu zrozumiała, o co w tym chodzi, ale w końcu miała się przekonać, jak uciążliwe jest spędzanie nocy w nieznanym miejscu, w całkowitych ciemnościach, podskakując na każdy szmer.
Nie wiedziała, gdzie się znajduje. Zgarnęli ją spod mieszkania, wpakowali do vana i związali ręce, a potem wywieźli gdzieś daleko, sądząc po czasie, jaki zajęła podróż. Jej ramię pulsowało i czuła obejmującą je lepkość, ale ktoś mocno zacisnął coś tuż nad raną, więc bardziej przejmowała się tym, co jej zrobią, nim zdąży się wykrwawić. I że może to ostatnie nie byłoby najgorszym rozwiązaniem.
Kiedy się zatrzymali, brutalnie wyszarpnęli ją z wozu i popychali, by szła przed siebie po nierównym terenie. Dopiero, gdy potknęła się po raz trzeci, ktoś wsunął się pod jej ramię. Poznała zapach wody po goleniu, ale nie odezwała się ani słowem. Nie pytała, nie prosiła, nie skamlała. Zaciskała usta i pozwoliła się prowadzić, ponosząc konsekwencje swojego zachowania.
— Uwaga, schody — warknął głos obok, by mogła niezdarnie podnosić nogi, wspinając się na kilka stopni. Skrzypnęły drzwi. Poczuła zapach drewna i unoszący się kurz. Szarpnięto ją w prawo i zaraz potem zmuszono, by usiadła. To chyba była kanapa, na pewno nie było to ważne. Nadsłuchiwała, próbując wywnioskować coś z wchodzących sobie nawzajem w słowa głosów. Słyszała, że Minami o coś się pieklił, inni yakuzi starali się do czegoś go przekonać. Ktoś do niej podszedł, zadarł jej podbródek i chwycił za szyję. Dyszała, rozbiegane oczy próbowały dojrzeć coś przez materiał. Męska dłoń wdarła się pod jej bluzkę, a gdy zaczęła protestować, przesunęła się na jej usta.
— Szef powiedział, że możemy się tobą podzielić — wycharczał ktoś nad jej głową. — Nie rzucaj się, szmato, to nie będzie tak bolało.
 Mimo ostrzeżenia nie mogła zapanować nad ciałem, które automatycznie wzbraniało się przed niechcianym dotykiem. W końcu oberwała. Ciężka łapa uderzyła ją w twarz. Przewróciła się na bok, a ból na moment zdominował wszystko inne. Kiedy odzyskała zdolność percepcji, odkryła, że napastnik już na niej leży. Czyjaś dłoń znów zatkała jej usta, podczas gdy druga majstrował przy jej spodniach. Krzyczała, choć mężczyzna skutecznie tłumił jej wrzask, pozbywała się całego powietrza i kiedy miała wrażenie, że zaraz się udusi, ciężar przygniatający jej ciało zniknął, a ona mogła wreszcie nabrać tchu.
W pobliżu dało się słyszeć odgłosy uderzeń. Ktoś upadł na podłogę, ktoś inny go kopał, sądząc po głuchy jękach, jakie z siebie wydawał. A potem nastała cisza.
— Sz-szefie… — To był Minami. — Próbowałem…
— Wynocha.
— Naprawdę…
— WYNOCHA!
Rozległy się trzaski, jakby ktoś zaczął czymś rzucać i tupot stóp. A potem wszystko ucichło na długą chwilę, ale Hashire wiedziała, że nie została sama. Ktoś patrzył. Obserwował. Wiedziała kto. Kiedy zaskrzypiały deski pod jego ciężarem, a potem ugięło się pod nim miejsce obok na kanapie, jej ciało stężało ze strachu.
— Przepraszam za to — usłyszała cichy głos i odzyskała wizję, gdy zdjęto z jej głowy czarny materiał. — To nie w moim stylu.
Hashire oddychała łapczywie przez usta, przyjmując z wdzięcznością chłodne powietrze, które wreszcie miało dostęp do twarzy. Męska dłoń w skórzanej rękawiczce odgarniała wilgotne kosmyki jej włosów, które przykleiły się do spoconego czoła.
— Nigdy nie pozwoliłby na to, żeby ktoś cię skrzywdził.
Spojrzała w bok. Nie poruszyła przy tym głową nawet o milimetr, wciąż spięta do granic możliwości. Nie myślała logicznie. Nie rozumiała, co się dzieje. I nie kupowała tego.
— Bo sam chcesz to zrobić?
Uśmiech, który zobaczyła, już w pełni pasował do tego, co sobie wyobrażała, że ja czeka.
— Dobrze mnie znasz. Jak nikt — mruknął z uznaniem Majima, rozsiadając się w kanapie i przyciągając kobietę do siebie. — Właśnie dlatego cię nie zabiję. — Poczuła ukłucie w zgięciu szyi. Jęknęła, zezując w dół. W ręce, którą ją obejmował, Majima trzymał strzykawkę. — Przynajmniej nie od razu.
Niemal natychmiast zapadła w sen.
SWEET DREAMS ARE MADE OF THIS




W gabinecie nadinspektora panował nienaganny porządek. Na blacie czarnego, hebanowe biurka leżały tylko najniezbędniejsze rzeczy. Stos ułożonych równo dokumentów, futerał, w który spoczywało wieczne pióro, elegancki laptop o wypolerowanej pokrywie, policyjna pieczątka z nazwiskiem nadispektora, zszywacz i zamknięta, czarna teczka. Żadnych ramek z fotografiami, żadnych zbędnych sentymentów. Podobny minimalizm panował w całym pomieszczeniu. Prostota i nienaganny szyk. W takim otoczeniu czuł się najlepiej.
Jak w domu.
Nawet dzwonek w jego telefonie zdawał się pasować do całokształtu. Czysty, przyjemny dźwięk, nie za wysokie tony, krótkie wibracje.
— Nadinspektor Junichi, w czym mogę pomoc?
W słuchawce usłyszał westchnięcie i bluzg. To nie pasowało do jego świata. Ale zmuszony był tolerować ten ewenement.
— W czym mogę pomóc, Goro?
— Zdaję się, że jestem ci coś dłużny — odezwał się głos w słuchawce po chwili milczenia. Junichi uśmiechnął się pod nosem.
— Drobiazg. — Oparł się wygodnie w fotelu. — Nie zaprzątaj sobie tym głowy.
— Ja tak tego nie widzę.
— Po prostu daj mi znać, jak zacznie się robić gorąco. Jak zawsze.
Niezadowolone warknięcie po drugiej stronie ostrzegło go, że balansuje na granicy sojuszu.
WHO AM I TO DISAGREE?
— Och, możesz zrobić dla mnie jedną rzecz — zmienił zdanie.
— Zamieniam się w pierdolony słuch.
— Chodzi o tę kobietę… — Junichi zawiesił głos. — Nie narób bałaganu — zastanowił się i dodał: — Proszę.
Majima zaśmiał się do telefonu.
— Nie będziesz musiał po mnie sprzątać.
— Chciałbym w to wierzyć. Ostatnio znaleźliśmy trupa pod biurem Sky Finance. To chyba twoja robota.
— Tak?
— Tak. Piętro niżej mieszka twoja dziewczyna.
— Aaa. Tego trupa. — W słuchawce rozległ się szczęk używanej zapalniczki. — Faktycznie, raz mnie poniosło.
— Raz?
Wesoły rechot.
— Nie bój się, komendancie, tym razem zostawię porządek.
— Nadinspektorze — poprawił go automatycznie Junichi, chociaż wiedział, że Majima celowo nie tytułuje go poprawnie. — Zawsze zostawiasz po sobie chlew.
— Nieprawda!
— Nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek zadbał o ciała.
— Luzuj gatki, komisarzu,, tym razem nikt nic nie znajdzie.
 Nadinspektorze. Bo? Zainwestowaliście w utylizator?
Westchniecie.
— Bo nie będzie żadnego ciała, sierżancie. — Chichot. — Planuję coś lepszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz