czwartek, 31 stycznia 2019

Do nieba nie chodzę, czyli www.ktoś-mi-w-robocie-robi-pod-górkę.pl ~ Rilnen



Moment, w którym zabójca ma serce to: moment jego śmierci. Tamiel wiele razy widziała jak skruszeni mordercy wstępowali do nieba po tym, jak w ostatniej chwili swojego życia wreszcie pożałowali tego, co uczynili. Była Aniołem Nawrócenia i bardzo się cieszyła, kiedy dostawała zlecenia na morderców, choć to skruszenie w ostatniej sekundzie życia uważała za żałosne. No i może odrobinę niesprawiedliwe, bo taki złoczyńca idzie piętro wyżej tylko dlatego, że pożałuje swoich niecnych czynów, a inny, co był przykładem prawości, a tylko raz podwinęła mu się noga na finiszu, ląduje z hukiem na piekielnych włościach. 
Takie przypadki psuły Tamiel statystyki i wiecznie musiała się potem przełożonym tłumaczyć, dlaczego spartoliła sprawę. Do jej obowiązków należało przeciąganie największych grzeszników na dobrą stronę, co było żmudną, powodującą co najmniej rozstrój żołądka pracą.
Teraz też nie czuła się pewnie, kiedy razem z dwoma aniołami przemierzała długi, biały, zakończony wysokim sklepieniem korytarz, jeden z milionów, jakie znajdowały się w Niebie.
– Oni mnie tu nienawidzą – stwierdziła zrezygnowana.
– W niebie nie można nienawidzić – pouczył ją Raziel swoim filozoficznym tonem.
– Po za tym, obowiązki niebiańskie to czysta przyjemność. – Gabriel uśmiechnął się przyjaźnie, ale Tamiel rzuciła mu groźne spojrzenie.
– Tak, ale ty dostałeś robotę, której nie mogłeś spier… – reszta jej zdania utonęła w hałasie, jaki dochodził z mijanej przez nich sali ćwiczeń chórów anielskich.
– Tamiel! – Obaj Aniołowie oburzyli się, ale ich siostra wcale się nie przejęła. Powinna żałować swojego zachowania, ale już nie wiedziała, jak sobie z tym radzić.
Wcale nie dziwiła się Górze, że co chwila musiała się tłumaczyć ze swoich marnych wyników. Wydawało jej się, że po prostu wybrali nieodpowiednią osobę na to stanowisko. Choć miała naprawdę dobre zamiary, w większości przypadków, zamiast ratować zbłąkane duszyczki, posłanka niebios dawała się namawiać na kilka głębszych, a święty Piotr chyba planował w najbliższym czasie otworzyć kiosk z papierosami przy bramie, bo zawsze konfiskował Tamiel nowo nabytą paczkę, którą próbowała przeszmuglować. Jednak częste porażki nie dawały jej spokoju, bo przecież nie była aż tak beznadziejna. Od zarania dziejów piastowała funkcję Anioła Nawrócenia i dobrze było. Nie jej wina, że teraźniejsze społeczeństwo tak trudno zresocjalizować. Niestety, Nieba nie interesowało żadne tłumaczenie. Dla nich świat nadal działał na zasadzie bieli i czerni, co było niezwykle denerwujące, gdyż zdaniem Tam, oni także powinni pójść z duchem czasu i to nie tylko w kwestii mentalnej. Jak mieli dorównać piekłu, kiedy tam gonili się z najnowszej generacji spluwami, a oni nadal dobywali mieczy i dzid?
Niebo powinno być miejscem miłości i pokoju, a teraz jedyne, co odczuwała Tamiel to niepokój. Zacisnęła dłoń na rękojeści, kiedy stanęła przed wysokimi, podwójnymi drzwiami. Dobrze wiedziała, co czeka ją za progiem, ale nadal ją to martwiło.
– Powodzenia – rzekł rudy anioł i poklepał Tam po ramieniu na znak otuchy.
– Nie wchodzicie? – zapytała zmartwiona, patrząc na przyjaciół przez ramię. Zwykle byli obecni przy cotygodniowej relacji, jaką musiała zdawać przełożonym.
– Powiedzieli, że masz przyjść sama…
Ten fakt już całkowicie przeraził Tamiel. Nie było jednak sensu uciekać, czy kłamać. Anioły miały to do siebie, że ciężko szło im ukrywanie prawdy i teraz Tam nie pozostało nic innego, jak unieść głowę i odważnie przyjąć każde konsekwencje, wynikające z jej nienależycie wykonanych obowiązków. Wzięła głęboki oddech i mocno pociągnęła za białą, kunsztownie wyrzeźbioną klamkę.
– Aniele Nawrócenia – zwrócił się do niej anioł Zadkiel, najwyższy z rady. Sam Bóg nigdy nie zjawiał się na posiedzeniach, gdyż praktycznie nie miał na nic czasu, więc już dawno temu wyznaczał odpowiednich podwładnych do rozwiązywania problemów.
– No, siema – przywitała się Tamiel zanim zdążyła ugryźć się w język. – To znaczy… echem… Niech będzie pochwalony… czy coś… – żałowała, że nie potrafiła czasem zwyczajnie się zamknąć i nie pogrążać się bardziej.
Oprócz Zadkiela, w sali znajdowały się jeszcze dwa anioły, siedzące po obu jego stronach. Marcin, skryba boży ciągle pisał coś piórem na długim zwoju pergaminu i nawet nie podniósł wzroku na Tamiel. Natomiast Michał, największa szycha wśród skrzydlatych, przyglądał się jej zmrużonymi oczyma, siedząc odchylony na stołku z założonymi rękami. Jego obecność nie wróżyła nic dobrego, bo osobiście pojawiał się tylko w specjalnych przypadkach.
– Więc… dlaczego mnie wezwaliście? – zapytała Tam, przerywając zaległą na dłuższą chwilę ciszę. Musiała zadzierać głowę, gdyż rada siedziała wzdłuż białego stołu, ustawionego na podwyższeniu.
Zadkiel spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem i wyciągnął rękę do Marcina, który nie odrywając się od pracy, podał mu dokument spod swojego zwoju.
– Dostaliśmy wyniki twojej pracy… – skrzywił się. Sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, jak przekazać to, co miał do powiedzenia.
Tamiel podrapała się z tyłu głowy.
– Jest lepiej niż w poprzednim stuleciu…? – uśmiechnęła się niewinnie, choć dawno pogrzebała całą nadzieję. Doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich statystyk, ale nie była do końca przekonana, że to jej wina. Była świadoma swoich umiejętności, po za tym ostatnimi czasy opiekowała się naprawdę ciężkimi przypadkami zatwardziałych grzeszników. Do tego ciągle w pracy przeszkadzał jej demon nienawiści, który ze swoim chytrym uśmieszkiem podjudzał jej podopiecznych do złego i Tamiel naprawdę miała ochotę zdzielić tego palanta ze skrzydła prosto w jego kolorowy łeb.
– Jest gorzej niż się spodziewaliśmy – westchnął Zadkiel. – Nie będę przytaczał liczb, które są nieważne, sama doskonale wiesz, ilu twoich podopiecznych znalazło się w niebie… Do tego wszystkie twoje grzeszne wybryki…
– To wszystko na potrzeby mojej pracy! – oburzyła się, podpierając się pod boki. – Ja próbuję się z ludźmi zaprzyjaźnić! Wiecie, jak ciężko jest współpracować z grzesznikami?
– No, picie z menelami to naprawdę cudowna współpraca – skomentował Michał uśmiechając się cynicznie. – Za dużo sobie pozwalasz, Tamiel.
– Ale ja naprawdę się staram nawracać tych ludzi!
– Starasz to ty się przemycać papierosy przez bramę, żeby mieć na potem. – Archanioł pogroził podwładnej palcem.
– A nie może mi ich Piotr oddawać, jak wracam na dół? – Znów ścisnęło ją w żołądku, bo wiedziała, że powiedziała za dużo.
– Ona jest niemożliwa… – Michał przejechał dłonią po twarzy, ale Zadkiel położył mu rękę na ramieniu w uspokajającym geście.
– Wiemy, że twoja praca jest ciężka…
– No, dzięki za cynk – mruknęła pod nosem, mając nadzieję, że przełożeni tego nie słyszeli.
– … z uwagi na twoje stanowisko, przymykaliśmy oko na każdy wybryk, jednak dłużej nie możemy tego tolerować.
Tamiel zamarła, patrząc w górę przerażonym wzrokiem.
– Degradujecie mnie?
– Jeszcze nie – odpowiedział szybko, na co Tam odetchnęła z ulgą, teatralnie przyciskając dłoń do piersi. – Dostaniesz ostatnią szansę.
– Cudownie! Dziękuję! Dam z siebie wszystko! – Skierowała się do wyjścia. – Już lecę się przygotować…
– Nie tak prędko. – Ostry ton Michała zatrzymał ją w pół kroku. Wróciła na środek sali, i ogarnęły ją złe przeczucia.
– Tym razem nie weźmiesz pod opiekę człowieka. – Archanioł uśmiechnął się wreszcie, ale Tam wcale nie było do śmiechu. – Ostatnio Demon Zemsty za dużo sobie pozwala. Jest najczęściej przyzywanym demonem i wyrządza ogrom zła na ziemi.
– To znaczy, mam go zlikwidować? – Iskierka nadziei zabłysła w sercu Tamiel. Wyciągnęła swój miecz i zaczęła nim wymachiwać, jakby walczyła z niewidzialnym wrogiem. – A mogę przy okazji załatwić też Nienawiść? Gnojek ciągle mi przeszkadza, jego powinniście winić za moje zepsute statystyki…!
– Nie chodzi o likwidację… – powiedział cicho Zadkiel, jakby nie chciał tłumić zapału Tami. – Twoją misją będzie nawrócenie… Nawrócenie Demona Zemsty.
Jeszcze przez moment Tamiel tańczyła z mieczem, dopóki nie dotarł do niej sens słów Zadkiela.
– Że przepraszam, co? – roześmiała się. – Żartujecie, prawda? – Otarła niewidzialną łzę z kącika oka. – Nawrócić demona, to żeście wymyślili…
– To nie jest żart. – Michał wstał i popatrzył z góry na Tamiel, która opuściła ostrze, a cały jej entuzjazm prysnął. – Masz ostatnią szansę. Nawracasz Demona Zemsty, albo zostaniesz zdegradowana do pozycji Anioła Stróża. – Odwrócił się na pięcie i zniknął z sali.
– Także tego… – Zadkiel rozejrzał się wokół, jakby szukał drogi ucieczki, po czy zmiął trzymany cały czas w ręce pergamin. – Spotkanie uznaję za zakończone…
– Moment, chwila! – Reszta rady też już się miała zbierać, ale Tamiel rozwinęła skrzydła, podleciała w górę i trzasnęła otwartą dłonią w stół. – Czy kogoś tu poj… Czy ktoś tu oszalał?! – Patrzyła wściekle na wystraszonego Zadkiela. – Mam nawrócić demona?! Przecież to samobójstwo! Złodzieja ciężko skierować na porządną drogę, a co dopiero rezydenta piekła! Czy wyście kiedyś byli w mojej sytuacji?! Dobrze wam się tu siedzi w ciepełku, nie?! A ty przestań to ciągle zapisywać, Marcin! – Wzięła aniołowi pióro z ręki i wyrzuciła za siebie. – Ja was zapraszam na jeden dzień do mojej pracy, zobaczycie, jak to jest, użerać się z ludźmi, których podjudzają demony…
– Wystarczy. – Poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu i spojrzała w bok. Michał pojawił się znikąd i sprowadził Tamiel z powrotem. – To ostateczna decyzja. Rozpoczynasz misję natychmiast.
– Co?
Ale zanim dostała swoją odpowiedź, podłoga pod jej stopami zniknęła. Krzyknęła krótko, kiedy zdała sobie sprawę, że spada w dół. Zaskoczona, nie zdążyła nawet rozwinąć skrzydeł. Niewidzialna ręka ścisnęła wnętrzności, sparaliżowała i nie pozwalała zaczerpnąć powietrza. A potem uderzyła plecami o coś twardego i straciła przytomność. Gdy się ocknęła, leżała pośrodku lasu z rozdzierającym bólem między łopatkami i nie była pewna, czy przypadkiem nie połamała skrzydeł, gdyż huknęła z dość dużej wysokości, bo zorientowała się, że przełożeni zafundowali jej wycieczkę dwa piętra niżej. Zmarszczyła nos, kiedy piekielne powietrze dotarło do jej nozdrzy. Dla niej w piekle po prostu śmierdziało i potrzebowała chwili, by przywyknąć do czarciej atmosfery.
Podniosła się na nogi i kilka razy rozprostowała skrzydła. Z radością stwierdziła, że wszystko z nimi w porządku. Spojrzała po sobie i zorientowała się, że nie ma na sobie standardowej anielskiej białej szaty. W czasie lotu w dół jej ubrania diametralnie się zmieniły, gdyż teraz miała ubrane potargane dżinsy i krótki czarny top odsłaniający plecy. Nawet jej się ta kusa bluzeczka podobała, przynajmniej mogła bez oporów rozwinąć skrzydła. Po chwili jej ręka automatycznie powędrowała w lewo, ale odetchnęła z ulgą czując pod palcami zimno rękojeści jej miecza. Otrzepała ze spodni parę liści i kopnęła glanem kamień leżący obok niej. Przekrzywiła głowę zdając sobie sprawę, że nie ma bladego pojęcia jak odnaleźć Demona Zemsty. Przecież piekło jest ogromne, poszukiwania zajmą jej tysiące lat! Mogli do tego questa chociaż jakąś mapę dorzucić, albo GPS-a.
Nie widząc sensu w dalszym sterczeniu w jednym miejscu Tamiel ukryła skrzydła i  ruszyła przed siebie. Szybko wyszła z lasu, a jej oczom ukazała się wioska pełna brudu, smrodu i mordu. Mieścina miała tylko jedną, główną ulicę, po której obu stronach znajdowały się zdezelowane kamienice z gdzieniegdzie powybijanymi szybami. Roiło się tu od spelunowatych knajp, a na końcu ulicy czerwona latarnia oświetlała burdel, z którego okien machały roznegliżowane demoniczne prostytutki.
„U Charona” był barem najporządniej wyglądającym ze wszystkich, na tyle, na ile cokolwiek w piekle może być porządne. Literki w neonowym napisie nad drzwiami migały i gasły co chwilę, ale wnętrze wydawało się w miarę zadbane. Żadne potrzaskane szkło nie walało się na podłodze, a barman nawet próbował wyczyścić skurzone kieliszki przecierając je co chwila zabrudzoną szmatą. Tami przejechała dłonią po twarzy, ale usiadła przy barze zamawiając od razu dwa szoty, które wychyliła bez skrzywienia. Postanowiła, że posiedzi chwilę w tym miejscu, przysłucha się opowieściom innych gości, a przy odrobinie szczęścia wpadnie na jakiś trop i nie dostanie przy tym w mordę. Starała się nie zwracać na siebie uwagi. Mało kto zauważał przypięty do paska miecz, a bez skrzydeł wyglądała jak kolejna grzeszna duszyczka, która aklimatyzuje się w odmętach piekła.
Gdy Tamiel była przy piątym kieliszku, drzwi knajpy otwarły się z hukiem. Czarciej grupce przewodził czerwonowłosy Demon Zemsty, którego Tam od razu rozpoznała. Ubrana była w granatową koszulkę z napisem „I’m the color of BOOM!” i krótkie szorty, które ledwo zakrywały jej tyłek. Czerwonym trampkiem kopnęła stołek barowy i przywitała się z barmanem, jak ze starym znajomym. Zabrała cztery butelki mocnego, ciemnego piwa i wróciła do kolegów, a Tamiel spadł kamień z serca. Nie została rozpoznana, więc mogła wykorzystać moment zaskoczenia. Poczekała, aż gromadka wpadnie w doby nastrój, po czym zeskoczyła ze stołka i podeszła do stolika roześmianych demonów.
– Blunatic – zwróciła się do Demona Zemsty, a śmiechy natychmiast ucichły.
– Tamiel! – Blunatic wcale nie wydawała się zaskoczona obecnością anioła. Przeciwnie, uśmiechała się szeroko, jakby dostała prezent na gwiazdkę kilka miesięcy wcześniej. – Co sprowadza tutaj Anioła Nawrócenia? Wreszcie cię wyjebali?
Ale Tamiel nie odwzajemniła uśmiechu, tylko uniosła brwi i obrzuciła pozostałe demony zdegustowanym spojrzeniem. Czarty zerknęły na swoją szefową, a ta tylko machnęła głową.
– Spadajcie – rzuciła, upijając łyk piwa. Przestała się uśmiechać, gdyż zrozumiała, że anioł nie przyszedł tu tylko dla rozrywki. – No, więc? Czego chcesz?
– Łatwiej by było powiedzieć, czego nie chcę. – Tam usiadła naprzeciw Blunatic i podrapała się po głowie. – Ale mam robotę do wykonania. Nie podoba mi się ona i tobie również się nie spodoba. – Ułożyła łokcie na stoliku, a jedną dłonią podparła brodę. – Dostałam zlecenie na ciebie.
– Masz mnie zlikwidować? – zaśmiała się Blunatic.
– Chciałabym. Nawet nie wiesz, ile problemów by to rozwiązało…
– No, to chodź na solo! – Blu zerwała się z krzesła, rozkładając ramiona, ale Tamiel nawet się nie poruszyła. Westchnęła tylko ciężko i spojrzała na demona zrezygnowana.
– Nie mogę niestety cię uszkodzić. Mam cię nawrócić.
Przez dłuższą chwilę przy stoliku zapanowała cisza, którą przerwał wybuch demonicznego śmiechu. Trwało to jakieś dziesięć minut, zanim Blunatic się uspokoiła. Jeszcze pochichując, podniosła krzesło i usiadła przy stoliku.
– Chyba was pojebało. – Na powrót przybrała groźny wyraz twarzy, ale to nadal nie ruszyło Tam.
– To samo stwierdziłam.
– I co? Teraz będziesz mnie pilnować na każdym kroku? – Demon podniósł butelkę do ust. – I co zrobisz?
– Na przykład to. – Tamiel rozwinęła jedno skrzydło i wytrąciła Blunatic butelkę z ręki. – Nie pij.
Przez moment mierzyły się wściekłymi spojrzeniami.
– Sama widziałam, jak przed chwilą obracałaś kieliszkami! – oburzyła się czerwonowłosa.
– To było na odwagę. Od teraz będę się z tobą solidaryzować podczas zwalczania nałogu.
– I nie odpierdolisz się. – Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
– Nie. – Anioł pokręcił głową. Oparła się, zakładając nogę na nogę i wycelowała w demona wskazującym palcem. – I dla twojej wiadomości, ta robota jest mi w chuj nie na rękę.
Blunatic zaśmiała się, słysząc przekleństwo z ust anioła.
– Ale szybko się uczysz – stwierdziła. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła paczkę papierosów. – Upadniesz.
– Nie ma takiej opcji.
– Jesteś wkurwiająca. – Demon odpalił papierosa.
– I vice versa.
– Tylko, że ja jestem na swoim terenie. Prędzej czy później oszalejesz.
Tamiel skrzydłem wytrąciła Blunatic fajkę z dłoni i uśmiechnęła się.
– To się jeszcze przekonamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz