czwartek, 31 stycznia 2019

Fullsnowolf: "Biegnąc Prosto W Ogień" ~ Rilnen


Chyba nigdy nie napisałam dłuższego tekstu. Od tej miłości aż się rozchorowałam (poważnie, na zajęciach "Społeczne Aspekty Wolontariatu" prawie się udusiłam od kaszlu.), Part pochodzi z fanficka do uwielbianego przeze mnie i Wilczego "Fullmetal Alchemist" (manga i Brotherhood), akcja dzieje się trzy lata po zakończeniu serii. Bo tak, zanim powstała "Droga Zniszczenia nr 6", był "Fullsnowolf", czyli Furia i Burza, postrach Amestris. :D 




Elisabeth Elric była zmęczona. Do Centrali dotarła późno, słońce wisiało nisko nad horyzontem, a jej plecy przeszywał ostry ból od niewygodnych siedzeń pociągu. Gdy szybkim krokiem przemierzała peron przez jej głowę przemknęła myśl, by jednak odpuścić już sobie wizytę w Kwaterze Głównej i od razu pójść zakwaterować się w hotelu. Wizja relaksacyjnego prysznica i wygodnego łóżka była kusząca, ale cichy głosik podpowiadał jej, że nie zasnęłaby spokojnie tej nocy, nie dowiedziawszy się wpierw, dlaczego Generał Schneider tak pilnie wezwał ją do stolicy.
Od początku miała złe przeczucia co do tej podróży. Nie mogła wiecznie uciekać od odpowiedzialności za swoje czyny, bo dobrze wiedziała, jak bardzo narozrabiała, ale nie spodziewała się, że sam szef rządu wezwie ją z powrotem do służby. Czyżby dowiedział się, co stało się w Resembool? Jeśli tak, to Ellie miała poważne kłopoty. Być może czekał na nią sąd wojskowy, więzienie, a w najgorszym wypadku, kara śmierci.
Something about the way that you walked into my living room
Im bardziej zbliżała się do Kwatery Głównej, tym jej nowe serce biło szybciej. Niemalże czuła, jak zimna stal pompuje wzburzoną krew. A przecież, podczas swojej wizyty w Warsztacie Rockbellów major Armstrong zapewniał ją, że wszystko załatwili. Miała odpoczywać, dochodzić do siebie po skomplikowanej operacji, tak głosiły oficjalne raporty. Nikt w Centrali nie mógł wiedzieć, że jedyną szansą na ucieczkę przed bandą Erisa było otwarcie bramy i przywrócenie Edwardowi jego Bramy Prawdy, w zamian za kamień filozoficzny, jaki El nosiła w sercu.
Handlowanie z Prawdą nigdy nikomu nie wyszły na dobre. Może i uratowała tych, którzy byli jej bliscy, ale teraz przyszedł czas na zmierzenie się z konsekwencjami. Przekroczyła próg Sztabu, a cieć na portierni przywitał ją standardową modlitwą do Stalowego, choć tym razem nie miała zarzuconego na głowę kaptura.
– Proszę mi wybaczyć, pani major! – Cieć skłonił lekko głowę, kiedy podpisywała się w księdze wejść. – Przez mój słaby wzrok pomyliłem panią z pani bratem…
– Ależ nic się nie stało. – Ellie uśmiechnęła się ciepło i poprawiła poły czerwonego płaszcza. – Dobrego dnia życzę.
– Wzajemnie, pani major!
Przemierzając sztabowe korytarze, Elisabeth powoli odzyskiwała pewność siebie. Ed miał rację, czerwony płaszczyk naprawdę był niezłym motywatorem. Zanim wyjechała w pośpiechu, tym razem sam jej zaproponował, a właściwie wcisnął w ręce swój ukochany płaszcz. „Widziałaś to, co widziałem ja i widział Al.”, powiedział. „Teraz ty też, noś ten krzyż z dumą.” Przez całą drogę z Resembool do Centrali zastanawiała się, czy krzyż, o którym wspomniał jej brat nie miał przypadkiem głębszego znaczenia.
Casually and confident lookin' at the mess I am
Pukając do gabinetu prezydenckiego, stała już pewnie na nogach. Chciała wejść śmiałym krokiem, nie dać się zastraszyć, czy zdominować. Przecież była majorem, do cholery, znała swoją wartość i ciężar obowiązków Państwowego Alchemika, ale kiedy znalazła się w gabinecie generała i zobaczyła, kto jeszcze tam był, balon pewności siebie pękł. Na ułamek sekundy sparaliżował ją strach, ale zdołała się opanować. Zacisnęła usta w wąską linię, by cichym chrząknięciem oczyścić gardło i zasalutowała.
– Generale Schneider, Generale Mustang.
– Szybko pani przyjechała, major Elric. – Schneider odwrócił się powoli od okna i zmierzył El wzrokiem. – Czy to dlatego nie przywdziała pani munduru?
Przerażenie znów ścisnęło jej żołądek, jednak i tym razem zachowała chłodną postawę. Skłoniła głowę, uciekając od oceniającego spojrzenia generała.
– Proszę wybaczyć tę niesubordynację, generale.
– Ależ nic się nie stało. Proszę usiąść, pani major.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jaką głupotą było ubranie się w stylu Elriców. Ostatni raz wparowała w takim stroju tamtej pamiętnej nocy, którą spędziła w sztabie z Royem Mustangiem i gdyby ktoś jednak skojarzył ich ze sobą, oboje znaleźliby się w poważnych tarapatach, o ile już nie byli, gdyż Płomienny Alchemik nie spojrzał na nią ani razu, a z jego kamiennej miny nie można było nic wyczytać. Siedział na krześle przed biurkiem z łokciem na oparciu, bacznie obserwując Schneidera. Ellie z całych sił powstrzymywała się, by nie sięgnąć po katanę, przypiętą u paska.
– Pewnie zastanawia się pani, dlaczego tak pilnie panią wezwałem. – Schneider wreszcie zasiadł za biurkiem i wziął do ręki jeden z raportów.
– Nie mogę się doczekać, by usłyszeć nowości. – Powoli zaczęła żałować tego, że kiedy była zdenerwowana, nie potrafiła trzymać języka za zębami.
– Chodzi o wniosek, jak złożyła pani jeszcze przed nowym rokiem.
Przez dłuższą chwilę Ellie miała kompletną pustkę w głowie i dałaby sobie rękę uciąć, że obecni w gabinecie przełożeni mogli usłyszeć skrzypiące trybiki w jej mózgu, kiedy próbowała sobie przypomnieć, o co apelowała ponad miesiąc temu. Zamrugała parę razy, po czym wspomnienie, jak fala, uderzyło jej umysł.
– Przeniesienie do północnej kwatery… – Podrapała się po czole, zastanawiając się nad wymówką, jaką poda, gdy zapytają ją o powód tej decyzji.
We wniosku napisała o woli wsparcia północnej ściany Briggs przy zamieszkach z Drachmą, jakie ostatnio miały tam miejsce, ale nie była pewna, czy to wystarczy. Nie mogła jednak wpisać prawdziwego powodu złożenia podania, jakim była nieodparta chęć znalezienia się jak najdalej od protektoratu Mustanga. Teraz jednak wszystko się zmieniło i już nie była pewna, czego chciała.
– Oczywiście, pani wniosek został rozpatrzony pozytywnie.
Na moment zabrakło jej powietrza, jakby dostała pięścią w brzuch. Poderwała głowę i spojrzała prosto w oczy generała Schneidera.
– Wydaje się pani zaskoczona decyzją.
– Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się pozytywnej decyzji…
– Jednakże, zostanie pani przeniesiona, ale nie na północ.
Oczywiście, że musiał być jakiś haczyk. To by było za piękne, jeśli wszystko poszłoby zgodnie z jej planem. Oczekując na rozwinięcie tematu przez Schneidera, nie zauważyła, jak Mustang nieznacznie poruszył się na krześle.
– Obejmie pani stanowisko adiutanta generała obszaru wschodniego. – Wyraźnie jadowity uśmiech zagościł na ustach szefa armii. – I będzie pani pełnić obowiązki na tym stanowisku, zgodnie z rozkazami przełożonego.
Za pierwszym razem Elisabeth nie zorientowała się, co jest nie tak. Wstała i zasalutowała, niewinnie zadowolona z takiego obrotu sprawy. Nudny wschód był lepszy niż zatłoczona Centrala, w której Mustang zaczął sobie nieźle radzić, zdobywając coraz więcej wpływów. Wyglądało na to, że generała Schneidera też miał po swojej stronie, gdyż kiedy podniósł się z krzesła, uścisnął szefowi rządu dłoń, uśmiechając się nieznacznie, ale na jego twarzy rysowało się zadowolenie.
Wtedy Elisabeth zrozumiała, jak bardzo miała przesrane. Właśnie została adiutantem generała obszaru wschodniego, którym był nie kto inny, jak Roy Mustang. Założyłaby się o te pięć dwadzieścia senów, jakie wisiał Płomiennemu jej brat, że pieprzony Patataj wszystko to ukartował.
But still you, still you want me
– Jesteście wolni, generale. – Schneider także się uśmiechał, ale jakby bardziej zjadliwie. – Chciałbym jeszcze zamienić parę słów na osobności z panią major.
Mustang zasalutował, po czym w pośpiechu opuścił gabinet, nie racząc Ellie nawet spojrzeniem. Dopiero teraz dziewczyna przeraziła się nie na żarty. Wcześniej, pomimo całej nienawiści i niewyjaśnionych spraw, obecność Roya nieświadomie ją uspokajała, a teraz poczuła się bezbronna, choć miała przy sobie swoją katanę, no i była alchemikiem, ale użycie alchemii nie wchodziło w grę. Nie mogła pozwolić się zdemaskować.
Stała wyprostowana jak struna, próbując obudzić w sobie gniew. Brwi zbiegły się jej na środku czoła w groźnym grymasie, a paznokcie przebiły skórę dłoni od zaciskania pięści. Nie mogła jednak opanować rozszalałego tętna, które jeszcze bardziej przyspieszyło, kiedy Schneider obszedł swoje biurko i stanął za nią, kładąc jej dłoń na ramieniu. Pod wpływem lekkiego nacisku na jej bark, El z powrotem usiadła na krześle, ale tym razem jej ręka powędrowała do rękojeści katany.
– Nie ma potrzeby, by się bać, pani major – odrzekł Schneider, ale jego prezencja całkowicie przeczyła jego słowom. – Chciałbym tylko zadać pani parę pytań… – Jego prawa dłoń nadal spoczywała na ramieniu El, a drugą przesunął na jej szyję, uciskając lekko w miejscu, gdzie wyczuwalne u człowieka było tętno. – Liczyłbym na szczerość.
– Muszę pana zmartwić, generale. Przy mojej wadzie serca, mierzenie pulsu nie ma sensu.
Mimo jej słów, Schneider nie odsunął się.
– Czy to aby nie ta wada została pani uleczona podczas pani pobytu w rodzinnych stronach?
– Nie zostałam całkowicie wyleczona. Wstawiono mi stalowy rozrusznik.
– Stalowy… jak przydomek pani brata.
– On jest Stalowym Alchemikiem, ja mam stalowe serce…
– A pański młodszy brat chodził kiedyś w stalowej zbroi. – Dłonie generała wzmocniły uścisk, ale Elisabeth zdołała się uśmiechnąć.
Wspomnienie rodziny zawsze dawało jej siłę.
– Jak pani myśli, pani major, czy trudno mi będzie postawić pani braci przed sądem wojskowym za złamanie alchemickiego tabu?
Stress lines and cigarettes, politics, and deficits
W sekundzie jej pewność siebie zamieniła się w gniew. Pociągnęła za rękojeść katany i działając pod wpływem impulsu, chciała zaatakować Schneidera, ale on wciąż przytrzymywał ją za ramiona na krześle. Zdołała tylko wykręcić głowę, patrząc na spokojne oblicze dyktatora.
– Czy pan mi grozi, generale?
– Ależ skąd. – Schneider wzruszył ramionami, a ton jego głosu był tak opanowany, jakby gawędzili o pogodzie. – Rozmawiamy tylko o możliwościach, jakie stawia nam prawo naszego państwa… – Uniósł kącik ust i przejechał dłonią po policzku Ellie, po czym puścił ją i ponownie zasiadł za biurkiem, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
W głowie Elisabeth zaczęła się prawdziwa wojna. Jedna strona podpowiadała jej, by pieprzyć wszystko i natychmiast odciąć Schneiderowi głowę, druga zaś nakazywała jej zachować spokój i nie dać się zastraszyć. Rodzeństwo Elric znane było z porywczości i postanowiła, że nie pozwoli, by ktoś to perfidnie wykorzystał.
– Kontynuując temat, pani ukochany generał też nie ma czystego konta. Ishval, zamach stanu, otwarcie bramy, użycie kamienia filozoficznego…
Ellie zmrużyła oczy. Przed chwilą ściskał sobie dłonie z Mustangiem a teraz go oskarżał? Zastanawiała się, skąd szef rządu o wszystkim wiedział? Jej też nie było w kraju, gdy działy się wymienione przez niego wydarzenia, ale o nim także nikt nie wspomniał. Nie miała pojęcia, po której stronie walczył podczas zamachu stanu, czy Sądnego Dnia. Zdała sobie sprawę, że generał Finster Schneider pojawił się znikąd i teraz próbuje zrujnować jej życie. Pytanie, dlaczego?
– A jak się miewa nasza droga Wilczy? – Schneider popatrzył na Ellie znad splecionych palców, przyprawiając dziewczynę o mdłości. – Jakoś nie kwapicie się na tym wschodzie, by w końcu wsadzić ją do więzienia…
– Wilczy Alchemik jest majorem Amestris, żołnierzem…
– I pani drogą przyjaciółką.
– W rzeczy samej. – El sama się sobie dziwiła, że na wspomnienie Ivrel potrafiła wykrzesać w sobie tak stanowczy ton, ale z każdym słowem jej złość nakręcała się jeszcze bardziej. – I została oczyszczona ze wszystkich zarzutów.
– Och tak… – przytaknął Schneider, porywając z biurka raport i przyglądając mu się dokładnie. – Po Centrali chodzą różne plotki na temat tego procesu.
– Mianowicie?
– Podczas państwa wizyty na północy generał Mustang był bardzo przekonany, co do winy Wilczego.
– Zdołaliśmy zebrać dowody potwierdzające niewinność Ivrelli Irshejn.
– Wiele osób uważa, że osobiście zajęła się pani tą sprawą i to pani… siła perswazji nakłoniła generała Mustanga do zmiany decyzji.
Ellie dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wciąż trzyma katanę lekko wyciągniętą z pochwy. Puściła ją i splotła palce na kolanach. Dobrze wiedziała, do czego dążył Schneider, dlatego musiała udawać, że kompletnie nie ma pojęcia gdzie zmierza ta rozmowa.
– Czy łączą panią inne niż służbowe, relacje z generałem Mustangiem?
„Tak, pieprzyliśmy się w sztabowej łaźni…”
– Ależ skąd, panie generale. Wszystkie raporty dotyczące śledztwa zostały panu dostarczone. Nie ma pan żadnych powodów do zmartwień. – Ellie nie wiedziała, że tak dobrze potrafiła grać na czas. – Czy jest coś jeszcze, generale?
Była przekonana, że wygrała tę bitwę. Sztyletowała się ze Schneiderem spojrzeniami, dopóki nie zauważyła dziwnego ruchu gdzieś za nim, przy oknie. Zasłona, dotychczas nieruchoma drgnęła, a zza niej wyłoniła się zakapturzona postać. Niedorzeczność tej sytuacji sprawiła, że Ellie siedziała na krześle jak zaczarowana, nie mogąc się poruszyć choćby na milimetr. Cały czas obserwowała przybliżającą się do niej czarną plamę, ale kątem oka zdołała dostrzec, że Schneider zastygł.
Jakby czas się zatrzymał.
Po raz kolejny sięgała po katanę, ale wróg był szybszy. Z rękawa wysunął mu się sztylet, wbijając się prosto w brzuch Ellie. Zaskoczona, nie poczuła bólu, choć krew trysnęła z niej gorącym strumieniem. Mimo, iż postać znajdowała się milimetry przed jej twarzą, pod kapturem dostrzegała tylko ciemność. Finster Schneider nadal się nie ruszał, ale bardzo wyraźnie usłyszała jego głos.
– Pamiętaj, Elric. Jeden fałszywy ruch, a twoje najgorsze koszmary staną się prawdą.
Late bills and overages, screamin' and hollerin'
Zakapturzony przekręcił sztylet w brzuchu El, aż dziewczyna zakrztusiła się krwią. Zacisnęła powieki, dopiero teraz czując potworny ból. Kiedy zdołała otworzyć oczy, już nie znajdowała się w gabinecie szefa rządu. Przed jej oczyma przewijały się obrazy, jak z najstraszniejszego kalejdoskopu.
Quentyn z wbitym w brzuch ostrzem Poison.
Poparzone ciało Roya.
Ed i Al w kałuży krwi z dziwnie powykręcanymi rękami i nogami.
Ivrel wisząca na szafocie.
I nagle wszystko się rozpłynęło. Znów siedziała w biurze generała, po zakapturzonej postaci nie było ani śladu, a Schneider siedział za biurkiem i przeglądał raporty. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Dotknęła dłonią brzucha, ale jej rana także zniknęła. Nie czuła już rozdzierającego wnętrzności bólu.
– Dziękuję za rozmowę, pani major. Może pani odejść.
Serce waliło jej jak oszalałe i znów miała wrażenie, że zgrzyty słychać w całym pomieszczeniu. Zdezorientowana, zerwała się z krzesła. Schneider odprowadził ją wzrokiem do drzwi, przy których znalazła się niesamowicie szybko. Gdy tylko wyszła na korytarz, emocje wzięły górę. Jej oddech przyspieszył, a gorące łzy popłynęły po policzkach. Czuła się naga, zdemaskowana i bezbronna. Resztki jej dumy i godności zostały wydarte, a kwestia przejścia przez korytarze kwatery głównej wydawała się przerażająca. Całym jej ciałem wstrząsały dreszcze, a ciśnienie rozsadzało czaszkę.
Nigdy nie myślała, że to kiedyś przyzna, ale w tym momencie pozazdrościła Ivrelli umiejętności zamiany ciała w zwierzęcą skórę. Pragnęła teraz zamienić się w ptaka i uciec daleko, tak daleko, gdzie Schneider by jej nie dosięgnął.
But still you, still you want me
Zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością, a obraz przed oczami znów się rozmywał. Zalała ją fala gorąca i tylko czekała, kiedy spotka się z podłogą, jednak nic takiego się nie stało. Ktoś złapał ją wpół, ratując przed upadkiem. Czyjeś silne ramię objęło ją i zaczęło prowadzić do przodu. Nie mając siły, poddała się bezwiednie. Nie dostrzegała tych wszystkich zwróconych w jej stronę twarzy, choć dopiero gdy wyszła na dziedziniec, oślepił ją blask promieni zachodzącego słońca.
Świadomość wróciła, gdy znalazła się we wnętrzu samochodu. Wzięła głęboki oddech, a do jej nozdrzy dotarł zapach znajomej wody kolońskiej. Spojrzała w bok, po czym uniosła dłoń i dotknęła delikatnie jego policzka. Roy uśmiechnął się lekko, a Ellie zrozumiała, komu powinna bezgranicznie ufać. I wreszcie mogła przestać się bać, choć na moment.
– Odpalaj. Zabierz mnie do domu.
Mieszkanie Mustanga mieściło się w kamienicy na obrzeżach Centrali i było skromną kawalerką z najbardziej podstawowymi urządzeniami codziennego użytku. Mała kuchnia z małym piecem, na wpół pustą lodówką, kredensem z paroma kubkami i talerzami. Jedyny pokój posiadał rozkładaną kanapę nigdy nie pościeloną, stoliczek do kawy i fotel. Jakby lokator miał nadzieję, że ucieknie stąd jak najprędzej.
Gdy weszli, El zrzuciła szybko ciężkie buty i odpięła broń od paska, rzucając ją w kąt. Wskoczyła na fotel i podciągnęła kolana pod brodę. Wzrok utkwiła w kącie pokoju, a Roy przypomniał sobie, że już raz widział ją w takim stanie. Tak samo nieobecna była w Briggs, po śmierci Quentyna. Wtedy nie dopuściła do siebie nikogo, nie dała sobie pomóc. Tym razem musiało być inaczej, bo cokolwiek zrobił jej Schneider, złamało ją całkowicie.
– Co on ci zrobił? – Nie chciał zabrzmieć groźnie, ale na samą myśl, że ktoś mógł skrzywdzić kobietę, którą kochał, natychmiast się w nim gotowało.
Kucnął przed fotelem i delikatnie odsunął niesforny kosmyk opadający na twarz Ellie. Obawiał się, że dziewczyna wzdrygnie się, ale ona nadal siedziała nieruchomo wpatrując się w przestrzeń.
– Groził mi – przyznała cicho. – Dlaczego?
– Nie pozwolę, by coś ci się stało. – Roy przesunął dłoń na jej kark, delikatnie kierując jej wzrok na siebie. – Zabieram cię ze sobą tam, gdzie będziesz bezpieczna.
Oh, I always let you down
– Czego on ode mnie chce?
– Może myśli, że jest w stanie cię zniszczyć, ale to się nigdy nie stanie.
– Skąd to możesz wiedzieć?
– Bo jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam.
– Ale ja zrobiłam coś, czego nie powinnam.
– Zrobiliśmy to razem, nie możesz brać za to odpowiedzialności.
Ellie uśmiechnęła się smutno, a łzy znów napłynęły do jej oczu.
– Otwarłam bramę, Roy. – Przycisnęła dłoń do piersi. – Oddałam kamień za alchemię Eda.
Roy wyciągnął ręce, przyciągając Ellie do siebie. Zamknął ją w ramionach, kiedy zaczęła cicho szlochać.
You're shattered on the ground
Gładził ją po włosach, dopóki się nie uspokoiła. Mimo, iż tak wiele spraw zostawało niewyjaśnionych, nie wypuszczał jej z objęć. Jakby się bał, że znów mu się wymsknie. W końcu znów była obok, choć na pewno zagubiona i niepewna. Musiał zrobić wszystko, co w jego mocy, by poczuła się bezpiecznie. Kiedy w końcu ucichła, podniosła głowę, badając wzrokiem jego twarz.
– Przepraszam. – Sięgnęła do kieszeni, skąd wyciągnęła srebrny zegarek, symbol państwowych alchemików. – Nie dam już rady w tym piekle…
– Ellie…
– Zabierz to. Nie jestem wystarczająco silna, by stać u twojego boku…
Zamknął jej dłonie w swoich dłoniach i spojrzał prosto w oczy.
– Potrzebuję cię. Potrzebuję cię teraz i później…
Nie dała mu dokończyć, zamykając jego usta w pocałunku. Srebrny zegarek upadł z trzaskiem na podłogę, kiedy wypuściła go z rąk, by objąć twarz Roya. Nie potrafiła znaleźć słów, które wyraziłyby, jak bardzo ona potrzebuje jego, więc postanowiła wyrazić to w czynach. Przez długi okres czasu próbowała sobie wmówić, że to tylko głupie zauroczenie. Odrzucała coraz bardziej dręczące ją uczucia, które teraz w sekundzie obudziły w niej ogień.
Chciała tylko przestać się bać, choć na moment poczuć się bezpiecznie. Nawet jeśli rano miała tego żałować.
But still, I find you there

Next to me
Mustang nie pozostał jej dłużny i szybko oddał pocałunek, uwalniając El z czerwonego płaszcza. Nie spieszył się, tym razem mógł powoli, ponownie ją poznać. A przecież jeszcze nie tak dawno myślał, że dzielą ich tysiące kilometrów, że to, co miał teraz, mogło być niemożliwe do zdobycia. W szachach istnieje ruch zwany przemianą piona. Gdy dojdzie on do linii przemiany, można go wymienić na dowolną figurę. Podczas tej rozgrywki, Roy szybko stracił królową i nie przewidywał jej odzyskania. Ellie związana była z Północną Ścianą Briggs i jeszcze do niedawna Roy ustawiał ją na swojej szachownicy jako piona. Niespodziewanie, ten właśnie pion bardzo szybko znalazł się na drugim końcu planszy, zamieniając się w królową, jedną z najbardziej wpływowych w rozgrywce figur.

But this time, I mean it
I'll let you know just how much you mean to me
As snow falls on desert sky
Until the end of everything
I'm trying, I'm trying
To let you know how much you mean
As days fade, and nights grow
And we go cold 

Obudziła się, ale jeszcze nie otwierała oczu. Przez cały miesiąc jej rekonwalescencji w Resembool nie czuła się tak odprężona, jak teraz. Przyciągająca moc miękkich poduszek działała kojąco na jej obolałe mięśnie. Poruszyła się lekko z zamiarem przewrócenia się na drugi bok, ale coś blokowało jej ruchy. Najpierw się wystraszyła, gdyż nieobudzony jeszcze w pełni mózg miał jakby zanik pamięci krótkotrwałej, jednak, kiedy umięśniona ręka przytuliła ją mocniej, przypomniała sobie, jak skończył się dla niej poprzedni wieczór. Uśmiechnęła się do siebie i chciała spróbować zasnąć jeszcze, choćby na chwilę, ale poziom podekscytowania skutecznie jej to uniemożliwiał.
Bardzo nie chciała opuszczać bezpiecznego łóżka Roya. Tam na zewnątrz czekała na nią straszna Centrala z Kwaterą Glówną i patrzącym jej na ręce Schneiderem, a do tego za parę godzin odjeżdżał pociąg do East City i znów miała zostać sama. Nienawidziła pożegnań.
Przez dłuższy moment przysłuchiwała się miarowemu oddechowi generała, upewniając się, że mężczyzna pogrążony jest w głębokim śnie. Delikatnie wyswobodziła się z jego objęć i usiadła, rozglądając się po pokoju za rozrzuconymi wczoraj po podłodze ubraniami. Nie potrafiąc zlokalizować części swojej garderoby, zgarnęła zbyt dużą, jak na nią, koszulę Roya i zarzuciła ją sobie na ramiona. Po odwiedzeniu łazienki skierowała się do kuchni, gdzie udało jej się znaleźć dwa kubki i puszkę z kawą.
There's something about the way that you always see the pretty view
Dopiero teraz ucieszyła się, że została mianowana adiutantem generała okręgu wschodniego. Przecież najważniejszym obowiązkiem na tym stanowisku było parzenie kawy, a to potrafiła najlepiej. Już od dawna wiedziała, że ulubioną kawą Mustanga była biała, z dwoma łyżeczkami cukru i najlepiej ze śmietanką. Generał lubił sobie dogadzać, podczas gdy Ellie od zawsze raczyła się czarną i gorzką, w końcu wychowała się na lurze, jaką serwowało Briggs.
Gotująca się w czajniku woda bulgotała na tyle głośno, że pogrążona w myślach Elisabeth nie usłyszała ciężko stawianych po pokoju i korytarzu kroków. Właśnie wlewała wrzątek do kubków, kiedy poczuła oplatające ją w pasie ramiona i delikatne pocałunki na swojej szyi.
– Dzień dobry. – Odłożyła czajnik na kuchenkę i obróciła się, by przeczesać palcami rozczochrane od poduszki włosy Roya.
– Wiesz, że pięknie wyglądasz? – zapytał, przesuwając dłońmi po jej plecach.
– Słyszałam gdzieś takie stwierdzenie, że męska koszula na kobiecie to jak flaga na zdobytej twierdzy wroga… – Ellie przygryzła wargę, patrząc Royowi prosto w oczy.
– Nie chcę cię zdobyć. Chcę z tobą być.
To były najszczersze słowa, jakie Elisabeth kiedykolwiek usłyszała z ust generała Mustanga. Od momentu jej powrotu z Xing i przeniesienia pod wschodni protektorat, miała dużo czasu, by dobrze poznać swojego przełożonego, jego nawyki i zachowania. Nie raz była świadkiem, jak wymigiwał się od papierkowej roboty. Od współpracowników słyszała opowieści o niezliczonych randkach jeszcze wtedy pułkownika i długo wzbraniała się przed urokiem, jaki Roy Mustang rzucał na kobiety. Szybko jednak przekonała się, że plotki, jakie krążyły na jego temat, były tylko przykrywką.
Overlook the blooded mess, always lookin' effortless
Przeciwko ich związkowi był przecież cały świat. Począwszy od różnicy wieku, która wynosiła aż trzynaście lat, przez służbę w wojsku, po dezaprobatę najbliższych. Jednakże, Ellie od zawsze lubiła się buntować, a Roy był człowiekiem ambitnym, zwykle dostawał to, czego chciał. Oboje stracili zbyt wiele, by teraz nie postawić wszystkiego na jedną kartę. Wkładając mundur, liczysz się z tym, że możesz zginąć w każdej chwili. Przeprowadzając się na wschód, mogli wspólnie zaznać chwili spokoju, dopóki Roy nie zostanie szefem rządu i nie zmieni prawa, zabraniającego im legalnego związku.
– Muszę cię poprosić o przysługę – stwierdziła Elisabeth, kiedy siedzieli przy kuchennym stole, popijając chłodną już, kawę.
– Oczywiście, cokolwiek potrzebujesz. – Mustang chwycił jej wyciągniętą na stole dłoń.
El westchnęła parę razy, zbierając myśli do kupy. Musiała dobrze rozegrać tę rozmowę, by przypadkiem nie wyjawić swoich planów.
– Muszę zostać jeden dzień dłużej w Centrali – wypaliła szybko.
Wiedziała, że jej postępowanie było co najmniej zdumiewające, przecież wczoraj prawie w spazmach opowiadała generałowi, co stało się podczas jej osobistej rozmowy ze Schneiderem. Niemniej, została jej jeszcze jedna rzecz, którą musiała załatwić po cichu i właśnie teraz, kiedy Mustang byłby daleko na wschodzie. Nie mogła też pozwolić na to, by ktoś groził jej i jej najbliższym. Musiała działać szybko i zdecydowanie.
– Okej, możemy wyruszyć na wschód jutro…
– Pojedziesz beze mnie. – Stanowczy ton był nawet dla mniej zaskakujący. – Zabierzesz chłopaków i dzisiaj już was tu ma nie być.
– Ale Ellie…
– Daj mi skończyć. Dołączę do was w East City jutro. – Uniosła dłoń w uciszającym geście. – Roy, Schneider nas podejrzewa, nie możemy teraz dać się zdemaskować!
Czuła się podle, nie wyjawiając rzeczywistych powodów jej działania, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Wiedziała, że gdyby powiedziała prawdę, Mustang nigdy nie pozwoliłby jej na to, co planowała. Gdy w południe odprowadzała całą ekipę na dworzec nie spodziewała się, że coś pokrzyżuje jej plany.
– Podporuczniku Havoc, podporuczniku Breda – Roy zwrócił się do swoich podwładnych, kiedy byli już na peronie. – Zostaniecie tutaj jako ochrona major Elric i jutro eskortujecie ją do East City.
– Nie potrzebuję ochrony – zaprotestowała natychmiast Ellie, ale dobrze wiedziała, że jej bunt na nic się nie zda.
– Wykonać. – Generał rzucił podporucznikom znaczące spojrzenie i bez jakiegokolwiek pożegnania wszedł do pociągu.
– Tak jest!
Nie podobało jej się co wcale, a wcale. Nie lubiła, kiedy ktoś za nią ciągle łaził, nawet jeśli byli to koledzy z pracy. Lubiła zarówno Heymansa Bredę, jak i Jeana Havoca, ale to, co miała do załatwienia wymagało kompletnej dyskrecji i ograniczenia świadków do minimum. Niestety, podwładni Mustanga za nic w świecie nie pozwoliliby sobie na rezygnację z obowiązków i chcąc nie chcąc, Elisabeth musiała ich wtajemniczyć. Wiedząc, że jest obserwowana, poprosiła ich tylko, by przebrali się w eleganckie, cywilne ciuchy i bez zadawania zbędnych pytań udali się z nią w pewne miejsce na obrzeżach Centrali.
– Przecież to bar Madame Christmas… – stwierdził Havoc, któremu z zaskoczenia aż papieros wypadł z ust.
Breda tylko uniósł brwi, ale domyślił się, co chodziło Ellie po głowie. Skoro nic nie mówiąc, przyprowadziła ich do knajpy ciotki Mustanga, musiała potrzebować informacji, zgromadzonych z zachowaniem najwyższej ostrożności. Nikt nie był lepszy w infiltracji niż panie lekkich obyczajów.
– Dobry wieczór, madame. – Ellie pewnie podeszła do baru, jakby nie raz była tutaj gościem.
Właścicielka przybytku uśmiechnęła się półgębkiem widząc, kto odwiedził jej bat. Wizyty podwładnych jej przybranego syna zawsze były miłe, obfitujące w informacje, no i zwykle po ich odwiedzinach pieniędzy w kasie było więcej. Bredę i Havoca znała z nich wszystkich najlepiej, bo to ich najczęściej Roy posyłał po informacje (Havoc ochoczo odwiedzał knajpę, gdyż zawsze mógł liczyć na gratisową paczkę fajek). Natomiast Elisabeth Elric była tutaj dopiero drugi raz, jednak Chris mustang wiedziała o niej wszystko.
– Od kiedy to Royek posyła połowę swojego gangu na wywiad? – zapytała, wyciągając spod lady trzy szklaneczki i nalała do nich bursztynowej whisky.
– My dzisiaj prywatnie. – Ellie spojrzała znacząco na Madame, po czym chcąc się poczuć pewniej, wychyliła swojego drinka jednym łykiem.
Nie spodziewała się, że to była najmocniejsza whisky w barze. Rozkaszlała się okropnie, a oddech złapała dopiero kiedy Breda z wyraźnym powątpiewaniem na twarzy, walnął ją otwartą dłonią w plecy.
I got no innocence, faith ain't no privilege
– Chyba nigdy nie przywyknę do alkoholu – wychrypiała, ocierając łzy z kącików oczu.
Chris Mustang roześmiała się i ponownie napełniła szklankę Ellie.
– To czego potrzebujecie, moi drodzy?
Mężczyźni spojrzeli na Elisabeth, która przez chwilę szukała czegoś w swojej walizce. Znalazłszy podłużną kopertę, przesunęła ją po blacie baru, uśmiechając się porozumiewawczo.
– Poinstruowano mnie, że mam poprosić o specjalność zakładu.
Chodziło oczywiście o zebranie jak największej ilości informacji w jak najszybszym czasie na temat osoby, której zdjęcie znajdowało się w kopercie, ale Elisabeth nie spodziewała się, że odpowiedź dostanie natychmiastowo.
– Przecież to Lizzy. – Oczy Chris błysnęły, gdy spojrzała na fotografię. – Nasza nowoprzyjęta dziewczyna.
Ellie uniosła brwi. Przez chwilę próbowała opanować mętlik w głowie, ale zaraz wszystko zaczynało się układać w jedną logiczną całość.
– Madame, czy jakieś dziewczyny były zaproszone na bal noworoczny, organizowany przez sztab główny?
– Tak, dużo dziewczyn było tam obecnych, ale Lizzy… – Chris ponownie sięgnęła pod ladę, tym razem wyciągając ogromną księgę i zaczęła wertować jej kartki w poszukiwaniu daty sprzed miesiąca. – Lizzy została opłacona przez samego Furera.
Bingo. Imię i nazwisko „Finster Schneider” w księdze klientów rozwiało wszystkie wątpliwości Ellie. Kobieta o imieniu Lizzy, z która Roy Mustang spędził prawie całą noc balu noworocznego, była wynajęta, podstawiona. To musiał być kolejny niecny plan Schneidera i El zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem Płomienny nie powiedział o parę słów za dużo. Wiedziała, ze jest rozsądny, ale w towarzystwie pięknych kobiet często tracił głowę. Nie był to jednak jedyny problem, jaki oczekiwał rozwiązania. Ellie wyciągnęła z walizki notatnik i pióro, po czym na pustej stronie napisała trzy imiona:
Riza
Elisabeth
Lizzy
– To nie jest jej prawdziwe imię, prawda? – zapytała, stukając w ostatnie imię.
Chris pokręciła przecząco głową i nie musiała już nic dodawać. Dla Elisabeth stało się jasne, że Finster Schneider wiedział jeszcze więcej, niż wszystko, co było zarówno przerażające, ale i dziwnie motywujące. Nie mogli być gorsi. Musiała jednak przyznać, że z doborem imiona generał armii trafił bezbłędnie. Przez dłuższą chwilę siedziała nieruchomo, a fala wspomnień zalała jej myśli jak tsunami.
Znów widziała swoje dłonie, całe we krwi.
Czuła zimno, spowodowane przeciągiem wpadającym przez wybite okna baraku zbrojnego w górach Briggs.
Słyszała ostatnie słowa Rizy, kiedy ta wykrwawiała jej się na rękach…
Ellie zeskoczyła z barowego stołka i szybkim krokiem udała się w stronę łazienki. Tam oparła dłonie na umywalce, próbując uspokoić przyspieszony oddech. Odważyła się spojrzeć w lustro. Dostrzegła na swojej twarzy rozbryzgane na policzku krople krwi. Chciała je wytrzeć wierzchem dłoni, ale tylko je bardziej rozmazała.
I am a deck of cards, vice or a game of hearts
Zwiesiła głowę i dopiero teraz poczuła wyrzuty sumienia. To wszystko działo się tak szybko, a El dała się ponieść emocjom na tyle, że euforia wieczoru wczorajszego przyćmiła jej zdrowy rozsądek. Od śmierci Rizy minęły niecałe dwa miesiące… Ogarnął ją taki wstyd, aż bała się ponownie spojrzeć na siebie w lustrze.
Chwilę później wszystkich na sali barowej dobiegł dźwięk tłuczonego szkła.
Pierwszy do łazienki wpadł Havoc, a tuż za nim Breda i dwie dziewczyny, obecne wtedy w barze. Ujrzeli Elisabeth klęczącą na zimnej podłodze, trzymającą się kurczowo za krwawiącą dość mocno prawą rękę.
– Coś ty zrobiła, Ela! – Jean wyrzucił za siebie niedopałek papierosa i kucnął przy El, ściągając jednocześnie krawat z szyi.
Obwiązał go mocno na przedramieniu dziewczyny w nadziei, że to zatrzyma gęsto płynącą krew.
– Ja… – Ellie była blada jak ściana. – Widziałam, jak moje odbicie mruga do mnie… – szepnęła, uśmiechając się przepraszająco – …więc zbiłam lustro. Duży błąd? – Jęknęła, gdy Havoc delikatnie obejrzał jej poranioną rękę.
Wiele odłamków szkła było wbitych głęboko w skórę, a największy, tuż przy nadgarstku, przeszedł prawie na wylot.
– Ela, musimy to wyciągnąć…
– Musimy to wiać, natychmiast – stwierdziła tak cicho, że tylko Havoc był w stanie ją usłyszeć.
– Dasz radę wstać? – zapytał podporucznik, wymieniając z El znaczące spojrzenia.
– Tak… – kiwnęła głową, chcąc się podnieść, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. – Nie.
Zakręciło jej się w głowie, kiedy Havoc wziął ją na ręce i wyniósł z baru. Przez dłuższy moment była zamroczona na tyle, że nie potrafiła nawet skupić się na leczniczej alchemii, którą bez problemu mogłaby zatamować krwawienie. Chyba nawet straciła przytomność, bo gdy się ocknęła, siedziała w nieznanym jej fotelu z obandażowaną ręką, słysząc poddenerwowane głosy.
– Kurwa, generał nas zabije… – marudził Breda i choć Ellie go nie widziała, mogłaby przysiąc, że właśnie teraz szarpał się za brodę. – Jego śnieżynkabyła pod nasza opieką…
– Daj spokój, znając Elkę, to od razu się przyzna, że sama rozbiła te lustro. – Rozległ się odgłos odpalanej zapalniczki i wydmuchiwanego dymu. – Ciekawe, kiedy wreszcie przestaną się ukrywać…
– Riza się pewnie w grobie przewraca, co nie?
Mężczyźni spojrzeli w stronę drzwi, gdzie Ellie opierała się o futrynę. Obaj jednocześnie zaczęli się tłumaczyć, ale dziewczyna tylko uniosła nieporanioną dłoń.
– Dobrze wiem, jak to musi wyglądać z waszej strony. Nawet jeśli jest, czy było coś między mną a generałem, to jest to niepoprawne, niemoralne i na pewno, nie fair.
So thank you for taking a chance on me
– Nie masz racji, Ela. – Havoc strzepnął popiół do popielniczki leżącej na stole. – Jesteś potrzebna Mustangowi, jak Edwardowi proteza nogi.
Przez chwilę w kuchni panowała cisza, po czym Elisabeth wybuchła śmiechem.
– Uważacie, że beze mnie Roy by nie ustał?
– Na pewno skończyłby w jakimś rynsztoku – stwierdził Breda, uśmiechając się szczerze.
– Oskubany z pieniędzy przez dziewczynki do towarzystwa… – dodał Havoc. – Wspominając o dziewczynkach, dlaczego chciałaś zinfiltrować tą, jak jej było, Lizzy?
– Przepraszam, chłopaki, nie chciałam wam wcześniej mówić, wszystko przez moją paranoję… – El opadła na jedno z krzeseł kuchennych i zaczęła odwijać powoli zakrwawiony bandaż z ręki. – Mam wrażenie, że jesteśmy śledzeni i podsłuchiwani.
– Przez kogo?
– Przez samego Finstera Schneidera. Wezwał mnie do Centrali, choć jeszcze powinnam być na rekonwalescencji w Resembool, najpierw mianował mnie adiutantem Wschodu, po czym groził mi, że jeśli zrobię coś niewłaściwego, postawi zarówno Eda i Ala, jak i Mustanga przed sądem wojskowym. – Oderwała kawałek bandaża od największej rany, po czym klasnęła w dłonie uwalniając leczniczą moc alchemii.
– Dlaczego uczepił się właśnie ciebie?
– Mnie się pytasz? Nie mam zielonego pojęcia, o co gościowi chodzi, ale prawdopodobnie chce zniszczyć nie tylko mnie, ale i Mustang, skoro wynajął tę dziewczynę, Lizzy.
– A co ona ma z naszym generałem wspólnego? – zdziwił się Breda, drapiąc się po rudej czuprynie.
Ellie nie odpowiedziała od razu, bo lekko spąsowiała, ale zdobyła się na wytłumaczenie, niezręcznej dla niej, sytuacji.
– Pamiętacie bal noworoczny?
– No, pewnie. – Havoc wypuścił z płuc dużą chmurę dymu, uśmiechając się lekko. – Odgłos liścia, jaki sprzedałaś generałowi Mustangowi pewnie jeszcze odbija się echem pośród ścian…
– Ha, ha, bardzo śmieszne – El spojrzała z powątpiewaniem na Jeana. – To akurat jest nieważne, ale ta właśnie Lizzy, nie odstępowała generała ani na krok podczas balu. Madame Christmas powiedziała, że została wynajęta przez samego Schneidera, więc wniosek nasuwa się sam.
– Ktoś chce Mustanga w coś wrobić – stwierdził dobitnie Breda, a El kiwnęła głową.
– To dlatego rozbiłaś lustro?
– Nie, już mówiłam, że coś mi się przywidziało… Po walce z bandą Erisa wszędzie widzę Iluzję.
I know it isn't easy
Nie okłamała ich. Nie miała pojęcia, co się stało z bratem Ivrel i jego kumplami po tym, jak zaatakowali ich na balu i gonili aż do Resembool. Całe wojsko zostało postawione na równe nogi, przez kraj puszczono za nimi listy gończe, ale wszystko na nic, jakby wszyscy rozpłynęli się w powietrzu, łącznie z dziewczyną od iluzjonistycznych sztuczek. Elisabeth miała już prawie stuprocentową pewność, że zakapturzona postać z gabinetu Schneidera, jak i całe tamto zdarzenie, było właśnie jej sprawką .
Po głębokich ranach na ręce Ellie nie było już śladu, a sama dziewczyna, zadowolona ze swojego dzieła, sięgnęła po paczkę fajek leżących na stole i poczęstowała się jednym. Dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym znajdowali się wszyscy troje.
– A tak w ogóle, to gdzie my jesteśmy?
– U mnie – Havoc podniósł rękę, jakby pozdrawiał znajomego. – Ej, Ela, mogę cię o coś zapytać?
– Tak?
– Co tak naprawdę jest między tobą, a generałem?
– I myślisz, że ci powiem, jak podejrzewam, że nas podsłuchują? A może ty jesteś Iluzją, w końcu nie za bardzo pamiętam, jak się tu znalazłam…
– Daj spokój, czy ktoś oprócz nas nazywa cię Elą? Patrz, Breda to Breda, ma swoją brodę, – podszedł do Heymansa i pociągnął go lekko za włosy na twarzy – a jego ulubione kanapki to te z jajkiem z piekarni na rogu. A ja, mam swoją bliznę – obrócił się, ponosząc koszulę. – Możesz nam powiedzieć, jak przyjaciołom.
Elisabeth zmrużyła oczy, zaciągając się parę razy, po czym westchnęła i rzuciła, jakby od niechcenia.
– No, dobra… Przespałam się z nim. Dwa razy.
Na chwilę w kuchni zapadła głucha cisza, po czym Havoc uniósł jedną dłoń w geście zwycięstwa, a drugą wyciągnął w kierunku Bredy, który przewrócił oczami i wyciągnąwszy z kieszeni drobne, podał je Havocowi.
– Czy wyście się… założyli…?
– Tylko o pięć senów! Ale w świetle takich faktów, to Al wygrał dziesięć.
– Mój najmłodszy brat Alphonse się z wami założył? Nie mówcie, że Ed też w tym siedzi…
– Nie, no co ty. Nie chcemy, żeby nasz kochany generał został pierwszym trupem, zamordowanym przez kopnięcie stalową protezą.
But I hope to be worth it 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz