Długo tekst czekał, by ujrzeć światło dzienne. Final Fantasy VII. Tekst mocno +18, rating M, zwał jak zwał. Krótko, ale treściwie xD
____________________________
– Czyś ty kompletnie już oszalała? – warknął Cid, zatrzaskując za sobą drzwi.
So you want to start a War
In the age of icons?
In the age of icons?
– Nie wiedziałam, że znasz to miejsce. – Rozejrzałam się po pokoju, jakbym udawała, że nie wiem, o co pilotowi chodzi. – Ale przecież ty też pracowałeś dla Shinry.
Przez dłuższy moment sztyletowaliśmy się spojrzeniami, po czym jego wzrok ztaksował mnie od góry do dołu, a sam Cid prychnął, jakby nie wiedział, czy bardziej był zły na mnie, czy na siebie. Nie zdawałam sobie sprawy, że jeszcze tak na niego działam. Z jednej strony było to frustrujące, zważywszy na to, że coś kroiło się między mną a Reno, a z drugiej jednak bardzo mi pochlebiało.
– !@#$%^&*! – zaklął szpetnie, przecierając twarz dłonią. – W co ty się wpakowałaś, dziewczyno?! – Cid złapał mnie za ramiona, jakby chciał ze mnie wytrząść wszystkie głupie pomysły.
So you want to be Immortal
With a loaded gun?
With a loaded gun?
Do moich nozdrzy dotarł mocny zapach wypitej przez niego wcześniej whiskey, co przywiodło mi na myśl niekoniecznie czyste wspomnienia. W jednej chwili zapomniałam, że byłam zła na starszego mężczyznę i stając na palcach, wpiłam się w jego usta, zanim poleciały z nich kolejne przekleństwa. Nie miałam pojęcia, co mną wtedy kierowało. Może to alkohol, który wcześniej skonsumowałam podsunął mi dziwne, dawno skrywane fantazje do urzeczywistnienia albo coś rzeczywiście czułam do Cida. To uczucie, które przez tak długi czas próbowałam z niemałym powodzeniem ukryć…
Ale zanim to uczucie zdążyło znów odrosnąć, Cid przerwał pocałunek, choć na początku zdawało się, że zamierzał go oddać z nawiązką. Sugerowały to jego dłonie, które już zawędrowały pod moją sukienkę, a które teraz szybko cofał.
– Crush, nie, do cholery… – Krok po kroku cofał się, aż uderzył plecami o ścianę.
Jeszcze nigdy nie widziałam go tak skonfundowanego. Zmarszczyłam brwi i wygięłam usta w podkówkę, jak za każdym razem, kiedy chciałam od niego coś, na co on nie chciał się zgodzić. Niestety ten jeden jedyny raz, to nie podziałało.
– Przykro mi, Crush… – Położył rękę na klamce. – Nie możemy mieć tego, co mieliśmy.
So you want to start a War
Wyciągnęłam przed siebie rękę, jakbym chciała go złapać na odległość, ale on już otwierał drzwi.
– Musimy cię ochronić, zanim te skurwysyny dobiorą ci się do skóry. – I wyszedł, a ja zdążyłam jeszcze zauważyć, jak sięgał za pazuchę marynarki.
Pewnie szukał w kieszeni fajek, nigdy nie oduczy się tego nawyku, stary piernik.
Dopiero gdy zniknął mi z oczu dotarło do mnie, co próbowałam zrobić. I czego w końcu nie zrobiłam. Przecież miałam mu tylko wytłumaczyć, że moja współpraca z Shinrą nie jest niebezpieczna, choć taką się zdawała. Nie byłam już Turksem na pełen etat. Dostałam to przeniesienie, miałam wyruszyć do Nibelheimu, by dotrzeć do celu. Do Zacka. Myślałam, że chociaż Cid, który od zawsze wiedział kim jestem, to zrozumie…
Pogrążona w myślach nie spostrzegłam, że ktoś wszedł do tego dziwnego, tajnego pokoju obrad ShinRy, o którym wiedzieli tylko nieliczni. Stałam odwrócona placami do drzwi, opierając dłonie na biurku i podskoczyłam, kiedy oplotły mnie w pasie czyjeś ręce. Już myślałam, że to Highwind jednak wrócił, dopóki nie zostałam pociągnięta za ramię, a moje oczy zalała czerwień rozpuszczonych włosów.
Bang, shots fired
Zawsze miał je związane.
– Dlaczego się ukrywasz? – zapytał, mrużąc oczy.
– Nie ukrywam się…
– Crush, już dawno potrafię wykryć, kiedy kłamiesz.
Stał stanowczo za blisko. W jednej sekundzie wytrzeźwiałam, kiedy przycisnął mnie mocno do siebie.
– Co tu robiłaś?
– Nic.
– Widziałem, jak wychodził stąd Highwind!
Lubiłam wkurzonego Reno. Znaczy, kiedyś cały ten proces kłótni odbywał się inaczej, był bardziej brutalny, a ja dostawałam więcej obrażeń. Teraz, jedyne co mogłam dostać, to oceany przyjemności. I sprytnie to wykorzystywałam.
– Może i wychodził.
Sinclair prychnął, kręcąc głową.
– Robisz to specjalnie.
– Ja? – zdziwiłam się teatralnie. – Czy ja kiedyś zrobiłam coś z premedytacją?
Zastanawiałam się, czy to kłamstwo też rozpoznał i domyślał się, o co mi chodzi. Niestety, a może stety, nie dane mi było się tego dowiedzieć, bo jego zwinne palce pilota już zaczynały zadzierać mi sukienkę.
Pain, is what you desire
– Z premedytacją to ja zaraz posunę cię na tym biurku żebyś pamiętała, do kogo należysz.
Przez myśl przemknęło mi, że Reno będzie się spieszył. Odgłosy dobrej zabawy dobiegały do naszych uszu i w każdej chwili ktoś, kto wiedział o istnieniu tego pokoju mógł tu wejść. Sinclair zdawał się tym nie przejmować, kiedy powoli ściągał ze mnie sukienkę. Wkrótce moja bielizna znalazła się na podłodze obok sukienki, a ja zaczęłam szybciej oddychać, kiedy jego dłonie znalazły się w odpowiednim miejscu. Nasze pocałunki wcale nie były przepełnione zazdrością, tylko czystym pożądaniem. Kiedy wreszcie mnie odnalazł, poruszał się wolno, kładąc się na mnie i doprowadzając mnie do czystego szaleństwa. Tylko on wiedział, jak mnie uspokoić, a jednocześnie sprawić, by krew pulsowała gęściej w moich żyłach.
If the pen is mightier than the sword
Than how did we get here my god, my god
Than how did we get here my god, my god
Przestałam się przejmować tym, że ktoś nas może usłyszeć. Byłam świadoma tego, że Reno był wielbicielem mojego wokalu, więc nie powstrzymywałam głośnych westchnięć i jęków. W końcu jego ruchy zaczęły się stawać coraz bardziej gwałtowniejsze, a moje myśli odpływały, zalane przez błogą falę przyjemności. Nie powstrzymałam go, kiedy doszedł we mnie. Dopiero kiedy po wszystkim się ubraliśmy, dreszcz przerażenia przebiegł mi po plecach.
Nie miałam jednak czasu na zastanowieniem się nad tym, gdyż z korytarza dobiegły nas wyraźne krzyki kłótni. Oboje spojrzeliśmy na siebie znacząco i podbiegając do drzwi, przytknęliśmy do nich uszy, by lepiej słyszeć.
Safe, among liars
– Ty chyba zapomniałaś, dzięki komu jeszcze żyjesz. – Ten głos ewidentnie należał do naszego szefa, Rufusa Shinry. Nikt, kogo znaliśmy nie wyrażał się z taką wyższością.
Pusty, pozbawiony wesołości śmiech potoczył się po korytarzu, a mnie ponownie oblał pot strachu. Znałam ten śmiech. A kolejne słowa, które usłyszeliśmy potwierdziły moje obawy.
– Nie jestem ci nic winna, Rufus. Nie pochlebiaj sobie.
Przecież Lir Sawyer była przeciwnikiem ShinRa Power Electric Company numer jeden. Na widok prezydenta firmy dostawała mdłości. Napis „Rufus Shinra to pała” na frontowej ścianie firmowego budynku było jej sprawką.
Blame, the deniers
– Chyba nie chciałabyś by twój chłopak dowiedział się o twojej przeszłości.
– Tak się składa, że moja przeszłość powiązana jest z twoją i dziwnym zbiegiem okoliczności jestem w posiadaniu wielu informacji, które mogłyby zagrozić twojej pozycji.
– Chcesz mnie szantażować?
– Nie, ja tylko gram w twoim stylu, Roofie.
Na moment zapadła cisza, jakby jedna z osób kłócących się odeszła, ale chwilę później usłyszeliśmy łomot przypominający uderzenie ciała o ścianę.
– Nie pogrywaj sobie, Sawyer. Wyciągnąłem cię z bagna i równie dobrze mogę cię tam z powrotem wrzucić.
If history is dead and gone
Than how did we get here my god, my god
Than how did we get here my god, my god
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz