czwartek, 31 stycznia 2019

Rocket me, Cid (II) ~ Wilczy Bękart

Uwaga. Tekst osiemnaście plus.  Romansidło i harlequin, a żeby nie było mdłe, jest pieprznie. Pojawiają się sceny seksu, golizna i przekleństwa. Zresztą, nie oszukujmy się. To była kwestia czasu, kiedy w końcu wrzucę tu taki tekst. ;)
Kapitan Cid Highwind zaprasza na pokład. Tylko nieustraszonych!


Za to piosenka jaka ładna!

____________________

Skórzana rękawiczka dotknęła delikatnie mojej skóry i musnęła policzek, zawadzając o usta. Zadygotałam, czując piżmowy zapach skóry i smaru. Czułam znajome emocje, odważyłam się na niego spojrzeć. Wiedziałam, że moje oczy błyszczą tak samo jak wtedy i Cid domyśli się, że tak jak wtedy mógłby mieć mnie i teraz. Ale on zacisnął w garści powietrze i cofnął rękę, żeby wyciągnąć z ust dopalającego się papierosa.
— Tak naprawdę nigdy nie byłaś w moim zasięgu — mruknął, gasząc niedopałek w popielniczce. Otworzyłam usta, chcąc coś odpowiedzieć, choć nie do końca wiedziałam co. Cid obserwował moje zagubienie zza strużki siwego dymu, w końcu uśmiechnął się krzywo. — Ale to miłe, że ciągle podobają ci się takie stare pryki.
— Och, ty…! — Walnęłam go w ramię. — Nabijasz się ze mnie!
— Nie do końca. — Złapał mnie za rękę, zmuszając, żebym jeszcze bardziej zmniejszyła między nami dystans. — Nie wiem co by było, gdybyś wtedy nie wyjechała.
Jego twarz z bliska była jednocześnie surowa i pełna wigoru. Nie wyglądał na swoje lata, zresztą, nigdy nie widziałam w nim substytutu ojca czy brata. To nie mi przeszkadzał jego wiek. To on uważał, że posunął się za daleko, przekroczył jakieś granice, do których nie powinien się zbliżać. Ja ich nie widziałam. Był zdrowym mężczyzną w sile wieku, a ja młodą kobietą, która odkrywała swoje potrzeby. Jeśli nie on, padłoby na kogoś innego. Chyba lepiej, że to ktoś wyjątkowy był ze mną ten pierwszy raz.

***

To był feralny dzień. Dzień Totalnej Katastrofy. Biegałam od okna do okna, w przerażeniu obgryzając paznokcie i nie mogąc uwierzyć, że pozwoliłam im wyjść z domu. Nawet Shera nie powstrzymała tego szaleństwa, co gorsza zamierzała wziąć w nim udział. Czy tylko mi wydawało się niemożliwe, żeby ta kupa żelastwa wzbiła się w powietrze, a potem jeszcze bezpiecznie wylądowała? Odsłoniłam firankę, z nerwów okręcając wokół palca pasmo włosów, patrzyłam w horyzont, na którego tle wznosiła się jak sztandar chluba Rocket Town.
Mieścina nie nazywała się, jak się nazywała, bez powodu. Od lat na jej obrzeżasz wznosił się charakterystyczny monument. Z daleka wyglądać mógł na pomnik rakiety, wzniesiony na cześć założycieli miasteczka, którym był ród Highwindów, opętany wizją lotów w kosmos, twórców powietrznych statków i wszelkich latających po niebie Eos machin. Nikogo nie dziwiłoby to, w jaki sposób ich upamiętniono, gdyby nie fakt, że rakieta była w skali jeden do jednego. I wcale nie była pomnikiem.
Model tworzony był od pokoleń. W końcu najmłodszy i ostatni z rodu wynalazców ­– Cid Highwind – zwieńczył trud swoich przodków, dokańczając ich dzieło. Wraz ze sztabem inżynierów i mechaników oraz sporymi funduszami SHIN-RY, których bardzo nie chciał być zmuszony przyjąć, ale nie miał wyjścia, o ile chciał spełnić marzenia swoje i przeszłych pokoleń. Jednak to, że SHIN-RA zasponsorowała jego projekt, nie przeszkadzało mu w obcesowym przeganianiu ze swojego podwórka jej przedstawicieli, którzy często zjawiali się w Rocket, by sprawdzić  na jakim etapie jest przedsięwzięcie, które finansują. Obawiał się, słusznie zresztą, że gdy tylko zakończy prace nad swoim wynalazkiem, SHIN-RA natychmiast położy na nim łapy, dlatego gdy był pewien sukcesu, postanowił sam przetestować swoją nową zabaweczkę.
Kiedy poczułam, jak ziemia drży pod moimi nogami, a powietrz przeszywa wzbierający jazgot, wybiegłam przed dom. Wszystko się trzęsło, ludzie wychodzili na zewnątrz i tak jak ja wlepiali wzrok w drżący strzelisty monument i wznoszące się u jego podłoża chmary kurzu i piachu, przeszywane skaczącymi w powietrzu iskrami. Nie pamiętam, jak długo to trwało, pamiętam, że bałam się jak cholera. Wkrótce podrywane wibracjami drobiny ziemi stworzyły dziwaczną mgłę, ograniczając pole widzenia. Osłaniałam dłonią oczy i kaszlałam, czując w ustach piasek, trzymałam się kurczowo werandy, ale nie wróciłam do środka. Nie mogłam. Czekałam, znosząc hałas maszyny i ludzkie krzyki, czekałam na apogeum, po którym będę już mogła się rozpłakać, wznosząc w górę oczy.
Jednak hałas, zamiast narastać, cichł. Ziemia się uspokajała, cichły jej spazmy, piach opadał, umilkło w końcu paskudne rzężenie silników. Podniosłam wzrok, rakieta wciąż tam stała. Odgłosy startu zamarły.
Nie udało się – zrozumiałam.
Poczułam ulgę. Wróciłam do środka, zamknęłam za sobą drzwi i uspokajałam się, czekając na nieuniknione.
Cid wrócił do domu tak wściekły, jak jeszcze nigdy. Zrugał mnie od samego progu i przegonił ze swojego warsztatu, w którym próbowałam zająć myśli czymś innym, niż wizją katastrofy i oliwiłam części do innego latającego projektu, który nazywał się Bronco. Dostałam zjebkę sama nie wiem za co i choć zwykle nie lubiłam pozostawać dłużna, tym razem trzymałam buzię na kłódkę. Na co dzień był z Cida złośnik i etatowy cholernik, ale jeszcze nigdy nie wdziałam go w takim stanie.
And I’ll use you as a warning sign
Schodziłam mu z drogi cały dzień, uważając, żeby nie pałętać mu się pod nogami i jedyna interakcja, na jakąś się odważyłam, to przynoszenie mu do warsztatu kolejnych butelek zimnego piwa. Nie nadążałam z wynoszeniem pustych. Za każdym razem szykowałam się, żeby go zapytać, dlaczego start się nie powiódł i wciąż uznawałam, że jeszcze nie jest dostatecznie wypity, żeby się nie wkurzyć i nie rzucić we mnie butelką, więc gryzłam się w język. Kiedy usłyszałam, że drzwi się otwierają i wraca Shera, pobiegłam wypytać ją o to, co się stało.
— To moja wina. Ja wszystko zepsułam — wyznała, załamana. — Zrujnowałam jego marzenia…
— Niemożliwe, to na pewno…
Ale Shera spojrzała na mnie tak smutno, że od razu zdałam sobie sprawę, iż żadne banały tego nie załatwią. Wyglądała, jakby się miała popłakać i zaraz potem ze sobą skończyć. Lamentowała, dreptając w kółko po kuchni, w końcu stwierdziła, że najlepiej będzie na jakiś czas zejść Cidowi z oczu i zaczęła się pakować.
— Zadbasz o niego, prawda? — Spojrzała na mnie z nadzieją, pospiesznie wrzucając do torby trochę ubrań.
— Jasne, zostaw mnie samą z tym piekielnikiem, przecież on mnie pożre żywcem! — Biegałam za Sherą, próbując ją nakłonić, żeby przestała się wygłupiać, ale nic to nie dało.
— Zostań z nim. On przy tobie jakoś mniej się denerwuje.
— Co ty wygadujesz! Przecież bez ciebie się pozabijamy!
— Nieprawda. Świetnie dajesz sobie z nim radę. — Shera wsunęła wyżej zjeżdżające z nosa okulary. — Cid ma do ciebie słabość — dodała cicho, co trochę mnie skonsternowało.
— Hej, ja tu nie jestem od tego, żeby dbać o humorki wielce pana kapitana — zbuntowałam się, krzyżując na piersi ręce. — Nie za to mi płaci.
Chyba tylko ją dobiłam, ale zanim zdążyłam przeprosić, już jej nie było.
— No pięknie. — Ucisnęłam palcami miejsce u nasady nosa. — Zostawiła mnie z nim samą.
Żeby jeszcze bardziej dzisiaj Cida nie wkurzyć, postanowiłam przygotować jakiś cholerny obiad, chociaż wychodziło to poza zakres moich kompetencji. Próbowałam zrobić naleśniki, ale po tym jak raz dodawałam za dużo mąki, raz wody, rzuciłam tym w cholerę.
— CRUSH! — usłyszałam ryk dobiegający z warsztatu i przewróciłam oczami. Ręce wciąż miałam z mąki, ale otworzyłam lodówkę i złapałam za kolejną butelkę.
— Proszę. — Postawiłam ją na zawalonym gratami stole w warsztacie, a Cid wyciągnął głowę z wnętrzności czegoś, co próbował zreperować.
— Nie otwarte — poskarżył się, sięgając po piwo.
— Jasny gwint, nie zatrudniłeś mnie tu na gosposię!
— Dobra, nie krzycz, do cholery!
— Pewnie, tylko tobie wolno! — Ruszyłam z powrotem do drzwi. — Zaraz będzie obiad! Którego robienie też nie należy do moich obowiązków!
Trzasnęłam drzwiami i chwilę pod nimi stałam, słuchając, jak Cid się trzaska i rzuca kurwami na prawo i lewo.
Wróciłam do kuchni i krzątałam się po niej, próbując zrobić sadzone na boczku, kiedy prawie dostałam zawału.
— Gdzie ona jest? — Podskoczyłam, łapiąc się za twarz i odwracając napięcie. — Ta nieszczęsna kobieta, która spierdoliła start mojej rakiety?
— Nie podkradaj się tak! — zawołałam, podskakując z napięcia w miejscu. — Nie ma jej!
— Jesteśmy sami?
— Tak!
— No i dobrze. — Cid pociągnął z butelki kilka łyków piwa i kiedy spojrzał na mnie, wydawał się trochę mniej wkurzony, pewno dlatego, że całą twarz ubrudzoną miałam mąką, o czym przekonałam się dopiero później. — Co, u diabła, tak pachnie?
— Sadzone.
— Wydawało mi się, że robisz naleśniki.
— To źle ci się wydawało.
Dopilnowałam jedzenia pod czujnym okiem kapitana. Kiedy było gotowe, zgarnęłam je na talerz i podałam Cidowi, jednak on odstawił go na bok, wciąż dziwnie mi się przyglądając i popijając piwo. Wzrok miał nieco zamglony. Sama się zgubiłam, rachując kolejne butelki, które mu przynosiłam.
— C-Co  tak patrzysz? — zapytałam niepewnie, wycierając dłonie w fartuch. — Mam coś na twarzy?
— No. — Cid podniósł się, opierając ręce na stole i podszedł do mnie. Skórzaną rękawiczką starł mąkę z moich policzków. Poczułam męski zapach smaru i rozpuszczalnika, wymieszany z ostrą wonią wody po goleniu.
— I chyba ci się guzik rozpiął… — Brodą wskazał na mój dekolt. Pomacałam się po nim i musiałam stwierdzić, że ma rację. Spaliłam buraka i zaczęłam prędko się zapinać, ale Cid złapał mnie za nadgarstek.
— Szlag by cię, Crush. Nie rób tego… — wychrypiał, wpatrując się w mój biust. Oddychał szybko, rozdymając nozdrza i z trudem podniósł wzrok na moją twarz. — Nożeż kurwa mać. Tak dobrze mi szło. Musiałaś wszystko spieprzyć?
That if you talk enough sense then you’ll lose your mind
Serce łomotało mi w piersi, ale jeszcze próbowałam się bronić i udawać, że nie wiem, do czego to zmierza. Wyswobodziłam rękę i byle tylko czymś się zająć, rzuciłam się zmywać naczynia, jednak czując poniżej pleców palące spojrzenie, co chwilę obracałam się za siebie.
Oczywiście już dawno zdałam sobie sprawę, że mieszkam pod jednym dachem z atrakcyjnym mężczyzną, który na dodatek mi imponował, a im starsza byłam, tym bardziej kręcił mnie jego sposób bycia, ta niedostępność, obcesowość, do której przywykłam i z którą się zaprzyjaźniłam oraz sam fakt tego, kim był. Choć tak często widywałam go wśród różnych maszyn, uwalonego smarem, czy za sterami jednego ze swoich wynalazków, nigdy mnie to nie nudziło. Cid-pilot, Cid-choleryk, Cid z papierosem i bluzgiem na ustach był sexy. Nigdy nie próbowałam do niego zarywać, bo byłam pewna, że wciąż widzi we mnie tylko smarkulę, której kiedyś pomógł, więc nie mam co liczyć na to, że potraktuje mnie poważnie.
No i była jeszcze Shera.
Ale teraz okazywało się, że jest inaczej. Nie wiedziałam czy to z powodu tego, że trochę sobie wypił, czy przez te cholerne guziki, ale uświadomiłam sobie, że coś się dzisiaj między nami wydarzy. Bo nie miał nas kto powstrzymać.
— Cholera, wiedziałem, że to był błąd — mówił Cid do moich pleców, gdy ja zawzięcie szorowałam czysty talerz — że cię przygarnąłem. — Pociągnął z butelki i odstawił ją na blat stołu. — Nie wziąłem pod uwagę, że zaczniesz mi tu, kurwa, dorastać. I kręcić się po moim własnym domu coraz ładniejsza. A ja będę musiał na to, do diabła, patrzeć i jakoś to znosić.
Zamarłam, czując, że Cid stoi tuż za mną. Położył ręce na mojej tali. Poczułam jego silne, męskie dłonie, przez chwilę, bo szybko je zabrał i złapał za zlewozmywak po obu moich stronach. Oparł czoło o moje ramię i westchnął ciężko.
— Czemu? — mruknął cicho, przesuwając nosem po mojej szyi. — Dlaczego nie mogę cię mieć?
Oh, and I found love where it wasn’t supposed to be
Zadrżałam, czując jego oddech na skórze.
— A kto tak powiedział, Cid?
Powoli odwróciłam się w jego objęciach i stanęłam twarzą do niego. Niebieskie oczy patrzyły na mnie zza mgły alkoholu i pożądania. Niepewnie wyciągnęłam dłoń, kładąc ją na jego szorstkim policzku.
Right in front of me
Z wahaniem wspięłam się na palce i czując, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, złożyłam na jego wargach swój pierwszy pocałunek.
Którego on nie oddał.
— To bardzo, kurwa, nieładnie z twojej strony, tak się nade mną pastwić — syknął zamiast tego, mrużąc oczy. — Co jest z tobą, dziewczyno? Powinnaś dać mi w twarz i wyzwać od starych zboczeńców…
Naprawdę? Kapitan Cid Highwind spodziewał się odrzucenia? Ze względu na różnicę wieku? Może dla niego była to jakaś przeszkoda, ale ja nigdy nie przejmowałam się tym mniej niż w tym momencie. Niezrażona jego biernością, znów go pocałowałam. Trochę odważniej, kąsając jego wargę i przesuwając po niej czubkiem języka.
— Dlaczego uparłaś się tak mi to utrudniać… — wysapał ochryple, gdy już się odsunęłam. Tym razem zobaczyłam w jego oczach walkę.
— Dlaczego to, dlaczego tamto… — Przewróciłam oczami. — Za dużo gadacie, kapitanie. — Dałam mu kolejne przyzwolenie, znowu go całując, a on wciąż pozostawał mi dłużny. — I za mało działacie.
Zaczynałam się niecierpliwić. Czy on nie zdawał sobie sprawy jak na mnie działał? Jak go pragnęłam?
— Muszę… Mieć pewność. Że wiesz, co robisz.
— Hej, to nie ja od rana piję — oburzyłam się, dźgając go palcem w pierś. — Pytanie, czy ty wiesz, w co się pakujesz.
Jego oczy rozbłysły niepewnością i żądzą.
— Nie zrobię ci tego — obiecał chrapliwie, jednocześnie napierając na mnie biodrami.
— Ale ja chcę, żebyś mi to zrobił.
— Przestań, do cholery. Przestań mnie prowokować.
— Sam zacząłeś — zauważyłam, bawiąc się sprzączką jego paska. — Wypada dokończyć.
— Tylko ty możesz to zakończyć. Co tu, kurwa, jeszcze robisz.
— Czekam na szczęśliwe zakończenie.
Talk some sense to me
— Każ mi zabierać łapy i się pierdolić.
— Jeśli ze mną, to czemu nie.
Cid syknął. Brudna gadka mogła się spodobać komuś takiemu jak on.
— Wiesz, że się nie powstrzymam, kiedy już… — urwał, gdy metaliczny odgłos sprzączki zasygnalizował, że właśnie rozpinam mu spodnie. — Ty cholero… — Uderzył pięścią w zlew za moimi plecami i w końcu wpił się w moje usta.
I found love where it wasn’t supposed to be
Kiedy Cid już się zdecydował, czego chce, wszystko zaczęło toczyć się błyskawicznie. Niemal nie odrywał warg od moich ust, całując mnie zawzięcie na kolejnych powierzchniach swojego domu, sukcesywnie pozbawiając mnie ubrań.
— A… A Shera? — zapytałam w pewnym momencie, jednocześnie podniecona i przerażona tym, że to się dzieje naprawdę.
— Do diabła z nią — odwarknął Cid, robiąc niezadowoloną minę. Wiedziałam, że był na nią wściekły, ale zastanawiałam się, czy nie będzie tego żałował. Nie dał mi jednak rozmyślać nad tym ani długo, ani intensywnie. Nie było blatu, po którym by mnie nie przeciągnął, a kiedy położył mnie na stole i zaczął całować po szyi, schodząc ustami coraz głębiej w dekolt, poczułam, że jestem gotowa na wszystko. Odpływałam, pozwalając mu się rozbierać, jednak kiedy szybkimi ruchami ściągnął mi dżinsy…
— Cid… Zaczekaj! — wydyszałam, próbując odepchnąć od siebie mężczyznę i usiąść.
— Kurwa, wiedziałem! — Natychmiast wypuścił mnie ze swoich ramion i założył ręce za głowę, zaciskając powieki i zagryzając wargę. — Rozmyśliłaś się — wycharczał, nie otwierając oczu. — Wyszedłem na cholernego idiotę…
Tym razem po prostu się roześmiałam. Nie mogłam uwierzyć, że na co dzień pewny siebie mężczyzna tak się teraz płoszy. Z mojego powodu. Przecież byłam tylko przybłędą, którą się zajął.
— Masz rację, jesteś idiotą. — Objęłam go za szyję i gorąco pocałowałam, rozkoszując się dotykiem jego dłoni, które natychmiast wróciły na moją talię. — Muszę tylko skoczyć do łazienki… — Oderwałam się od niego, tym razem z trudem, bo gdy Cid poznał powód mojej powściągliwości, nie chciał mnie puścić. — Zlituj się, kapitanie! — zaskomliłam, kiedy kolejny raz przyciągnął mnie do siebie i łapiąc za włosy, pocałował prosto w usta. — Stój! Chwila!
— Stoję — odparł Cid, a firmowy, krzywy uśmiech powrócił wreszcie na jego twarz, co jeszcze bardziej mnie rozpaliło.
— Boże, daj mi chwilkę — wymruczałam, nie mogąc oderwać wzroku od tego uśmiechu. Potarłam kciukiem kącik jego ust, położyłam obie dłonie na jego szczęce, oparłam kolano między jego nogami, wyciągnęłam się, sięgając ku jego wargom i odwróciłam się, uciekając. — Dwie minuty!
— Do kurwy nędzy! — ściągał mnie krzyk Cida. — Chcesz mnie doprowadzić do szału?! Wracaj tu! Masz trzy pieprzone sekundy!
— Nie ruszaj się stamtąd! — odkrzyknęłam, zamykając się w łazience. Spojrzałam w lustro i poddałam się histerii. Rozpuściłam włosy, potargałam je u nasady, nachyliłam się do lustra, rozcierając czarną kredkę, która rozmazała się pod moimi oczami, po czym jednak umyłam twarz. To miał być mój pierwszy raz, nie do końca wiedziałam, jak się do niego przygotować. Wyglądałam nienajgorszej i chociaż maszynka do golenia Highwinda kusiła, zostawiłam ją w spokoju. Byłam dość ogarnięta tu i tam, nie dlatego, że czegoś się spodziewałam, ale samo towarzystwo mężczyzny mobilizowało mnie, by o siebie dbać. Tak na wszelki wypadek. Który właśnie miał miejsce. Dokonałam najbardziej niezbędnej toalety i miałam zamiar opuścić łazienkę. Na koniec Przyjrzałam się krytycznie swojemu odbiciu, a ono mrugnęło do mnie. Będzie dobrze – przekopywałam się, łapiąc za jego krawędzie i przyglądając się sobie z bliska. To był błąd. Kiedy je puściłam, lustro zachybotało i zsunęło się ze ściany, rozbijając o umywalkę.
— Wszystko w porządku? — Cid załomotał pięścią w drzwi.
— Tak, t-ak, sekundeczkę! — zawołałam, na palcach wycofując się z odłamków lustra. Po tym jak Cid mnie wyobracał, zostałam w samym t-shircie i majtkach. I niech mnie szlag, ale nie wiem, kiedy odpiął mi stanik. Bardziej jednak w tym momencie brakowało mi skarpetek, bo przedostać się przez to pobojowisko na bosaka będzie trudno. Powinnam najpierw to posprzątać, ale nie chciałam psuć nastroju. Złapałam tylko za stojącego w kącie mopa i utorowałam sobie drogę do drzwi.
— Już… — Wbiegłam do kuchni, ale nikogo już w niej nie było. — C… Cid?
— Tutaj — usłyszałam za sobą.
And I’ll use you as a makeshift gauge
 Złapał mnie w pół i wciągnął do swojej sypialni. Pisnęłam i nabrałam gwałtownie powietrza, gdy polizał mnie po szyi. Odwróciłam się przodem do niego, a on wziął moją twarz w dłonie. Zbliżaliśmy się do łóżka, wciąż się całując. Wsunęłam ręce pod jego koszulkę, dotykając twardego brzucha, wędrując dłońmi po jego piersi, przesuwając je na plecy. Cid oderwał się ode mnie i złapał za swój t‑shirt, zdejmując go jednym ruchem.
— Twój brat by mnie zabił, gdyby wiedział, co teraz robię.
Parsknęłam. Kiedy Zack wpadł do Rocket Town i odkrył, że mieszkam z dorosłym mężczyzną, trochę się zdenerwował. Wiem, że ucięli sobie męską pogawędkę, zanim wyjechał, ale wtedy jeszcze nic między mną a Cidem nie było, choć może Zack dostrzegał coś więcej niż my.
— Obiecałeś mu, że będziesz trzymał rączki przy sobie?
— Co ty, zwymyślałem go, że jesteś dla mnie w cholerę za młoda i w życiu do głowy nie przyjdzie mi to, co dzisiaj. — Pokręcił głową.
— Czyli… Na to też jestem za młoda? — mruknęłam, zsuwając z niego spodnie. Cid uśmiechnął się i pchnął mnie na łóżko. Miękki materac sprężynował, gdy poprawiłam pozycję, wkładając ręce pod głowę i obserwując, jak Cid zrzuca ciężkie glany i wchodzi na łóżko, skradając się do mnie.
— Do ciężkiej cholery… — fuknął, gdy był tuż nade mną i spojrzał na mnie srogo. — Czemu jeszcze tego nie zdjęłaś? — Wziął w zęby materiał mojej bluzki i szarpnął. Pomogłam mu, śmiejąc się cicho i ku własnemu zdziwieniu, kiedy mnie rozebrał, nie odczułam wstydu, którego się spodziewałam. Cid pożerał mnie wzrokiem. Błyszcząca w jego oczach fascynacja, dodawała mi pewności siebie. Nie odrywając ode mnie wzroku, zębami ściągał swoje skórzane rękawiczki, by objąć dłońmi moje piersi. Dotyk spracowanych męskich dłoni budził we mnie ogień.
Przyciągnęłam go bliżej, zmuszając, żeby się na mnie położył. Wsunęłam ręce pod jego bokserki, ściskając jędrne pośladki. Cid zamruczał, a jego dłoń powędrowała w dół. Napięcie stało się niemal bolesne. Złapałam go za rękę, zanim wsunął ją w moje majtki.
— Cid — wyszeptałam, czując uderzające w twarz gorąco — bo…
— No cóżeż znowu, dziewczyno!
— Bo… Wiesz.
— Gumki? — Sięgnął ręką do szuflady i zaczął w niej grzebać, a na jego twarzy malował się coraz większy niepokój. — $^%#$^%!!! Do diabła…!
— Nie, nie o to chodzi… — Brak zabezpieczenia nie miał dla mnie znaczenia. Zbyt mocno go pragnęłam, żeby rezygnować ze zbliżenia z takiego powodu. — Ufam, że jako pilot, wyćwiczyliście sobie refleks, kapitanie.
Highwind wyszczerzył się szeroko, choć nie wiedziałam, co sprawiło mu większą radość – fakt, że kobieta nazywała go w łóżku kapitanem, czy że nie planowałam się wycofać. Szybko jednak znów ściągnął brwi.
— Skoro nie zamierzasz tak mnie zostawić — poczułam napierającą na podbrzusze męskość — to w czym rzecz?
— W tym, że… No bo ty będziesz pierwszy, Cid.
Marszczył brwi jeszcze przez chwilę, aż w końcu zaskoczył:
— A-haaa. — Pełen zadowolenia uśmiech powrócił na jego wargi. — W porządku. Bardzo w porządku. — Powolnym ruchem zsuwał ze mnie bieliznę. — Będę — wpił się w moją szyję — bardzo — przysunął usta do mojego ucha, biorąc w zęby łańcuszek, który łączył dwa kolczyki — delikatny.
Jego dłoń nie opuszczała mojego podbrzusza. Całował mnie po szyi i piersiach tak długo, aż zrobiłam się całkiem mokra i byłam bliska błagania go, żeby we mnie wszedł.
— Już… — wymruczałam, wyginając się, gotowa go przyjąć.
— Jakie „już”, do diabła! Jeszcze nawet nie zacząłem!
— Już… Możecie startować, kapitanie.
Cid zaśmiał się i kręcąc głową, ściągnął bokserki. Nawet jeśli nie zamieniłby startu, który się nie udał, na ten tutaj, w sypialni, ze mną, to chyba i tak była to niezła nagroda pocieszenia. Tak zdawało się myślał, gdy rozkładałam przed nim nogi.
Wchodził we mnie bardzo powoli, uważnie studiując moje reakcje.
Of how much to give and how much to take
Z każdym centymetrem, który zdobywał, wbijałam coraz mocniej paznokcie w jego ramię, ale nie protestowałam. Nie było to wyłącznie bolesne uczucie. Drżałam z niecierpliwości, chcąc poczuć go w sobie całego. Krzyknęłam, kiedy to się stało, obejmując go mocno.
— Ja pierdolę, dziewczyno… — usłyszałam tuż przy uchu jego ochrypły szept. — Jesteś tak ciasna, że… Mógłbym skończyć już teraz.
— Nawet nie próbuj — wychrypiałam, cała rozpalona, czując w sobie pobudzające, ciepłe pulsowanie.
— Spokojnie — odpowiedział przez zaciśnięte zęby. — Na coś… się przyda… moje… doświadczenie. —  Z każdym słowem wysuwał się ze mnie i wracał, powoli, a ja dostawałam coraz większych wypieków. I coraz bardziej mi się podobało. Oplatałam biodra mężczyzny nogami, unosiłam się, dysząc w zgięcie jego barku, całowałam go i jęczałam, a on reagował na moje potrzeby, wchodząc i wychodząc ze mnie coraz odważniej. W pewnym momencie mogłam tylko pojękiwać, leżąc z otwartymi ustami i zamkniętymi oczami, czując ogarniające mnie skurcze rozkoszy.
— K… K… Kapitanie! — Dochodząc, wczepiłam palce w jego blond włosy, zsuwając mu pilotki, które opadły na jego szyję. Chciał je ściągnąć, ale złapałam go za rękę. — Z… Zostaw! Kr… Kręcą mnie.
— Czyli… To dobrze… Że ciągle w nich chodzę? — wydyszał Cid, a ja ochoczo potwierdziłam, jęcząc przeciągle. Okręciłam dłoń wokół gumki pilotek i przyciągnęłam go do siebie, całując zaborczo. Kiedy zarzucił moje nogi na swoje ramiona, wchodząc we mnie głębiej, znów doszłam. Czułam go w sobie tak daleko i było mi tak dobrze, że wydawało mi się, iż więcej przyjemności nie dam rady znieść i miałam ochotę krzyczeć coś o odpalaniu rakiety, ale nie mogłam wyartykułować niczego bardziej sensownego niż:
— Szszy… Szybciej!
 Na szczęście nie musiałam się powtarzać. Cid też dotarł do kresu wytrzymałości. Powstrzymałam go, kiedy chciał ze mnie wyjść. Pragnęłam czuć go w sobie do samego końca. Kiedy złapał obiema dłońmi za stelaż łóżka nad moją głową i wykonywał ostatnie pchnięcia, wydając z siebie niskie pomruki, szczytowałam razem z nim.
Po wszystkim, dysząc i wciąż trzymając się oparcia łóżka, patrzył na mnie z góry, jakby niepewien, czy to wszystko się wydarzyło, aż opadł w moje ramiona i zsunął się ze mnie ostrożnie.
— Crush — wymruczał, leżąc koło mnie, gdy emocje ostygły.
— Jeśli zamierzasz się tłumaczyć albo co gorsza mnie przeprosić, czy coś w tym stylu, to przysięgam… Dostaniesz po pysku. — Przeciągnęłam się, szczęśliwa, że odzyskałam zdolność mowy, bo jeszcze chwilę temu nie byłabym w stanie złożyć i wypowiedzieć zdania.
— Yhym. — Leżący za mną mężczyzna, wtulił nos w mój kark, budząc na moich ramionach gęsią skórkę. Skubany szybko odkrywał wrażliwe miejsca. Odwróciłam się do niego, uśmiechając się. Patrząc mu w oczy, przez jedną szaloną chwilę miałam ochotę wyznać mu, że go kocham, że zwyczajnie w świecie się w nim zakochałam i zawsze będzie moją pierwszą miłością, nieważne jak to się teraz potoczy, ale na całe szczęście się powstrzymałam. Już dość miał przeze mnie problemów.
— Wiesz co? — zapytałam zamiast tego, wodząc palcem po jego nieogolonym policzku.
— No?
— Jestem głodna jak wilk.
— #$%%@#!!! Liczyłem na jakiś komplement!
— Trzy razy — poinformowałam go, siadając na łóżku i wciągając na siebie jego koszulkę. — Wystarczy?
Cid zaniemówił. Na moment.
— T-trzy? — Najpierw na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie. — O kurwa. — Potem cwany uśmieszek. — To znaczy, że wisisz mi jeszcze…
— Nie rozpędzaj się!
— Tch. Przed chwilą prosiłaś o co innego.
Tej nocy zasnęłam jak kamień, zaraz potem jak opróżniłam Cidowi lodówkę. Ułożyłam się na boku, a on położył się koło mnie, wsuwając ramię pod moją głowę i obejmując mnie drugą ręką. Cudownie było spać w jego ramionach. Przez całą noc nie przebudziłam się ani razu. Rano ocknęłam się w tej samej pozycji, w której zasnęłam.
I tak mijały kolejne dni. Raz czy dwa przyłapałam Cida na kacu moralnym, kiedy kurzył papieros za papierosem, patrząc gdzieś w dal i trzymając się za włosy, ale starałam się mu to regularnie wyperswadowywać. Na przykład przychodząc do rakiety, gdy czynił najróżniejsze obliczenia i dyrygował swoimi ludźmi. Zamykałam kokpit i odciągałam go od pracy, a on wciskał w uniesieniu najróżniejsze przyciski, opierając się o deskę rozdzielczą, czym budził niemałą konsternację wśród pracowników, otrzymujących sprzeczne sygnały i instrukcje. Kiedy zabronił mi przychodzić do swojej pracy, czekałam na niego w domu, nie mogąc myśleć o niczym innym, jak żeby już wrócił. Niecierpliwie przerysowywałam plany i sporządzałam czyste notatki z jego zapisków i zdarzało się, że gdy się nad nimi pochylałam, czułam zapach palonego tytoniu i męskie dłonie na swoim ciele.
Było za dobrze, żeby mogło to trwać zbyt długo.
Skończyło się to tak samo nagle, jak zaczęło. Wróciła Shera. Cid akurat wyciągał mi wszystko z rąk, żeby wziąć mnie „tam i wtedy”. Zdążył mi rozpiąć bluzkę, a ja jemu spodnie, kiedy usłyszeliśmy, jak klucze, którymi Shera otworzyła drzwi, spadają na podłogę.
Oh, I’ll use you as a warning sign
Cid pośpiesznie z powrotem mnie zapiął i poprawiając sobie spodnie, poprosił, żebym zostawiła ich samych. Przemykając obok Shery, czułam palące uczucie wstydu i poczucia winy. Zamknęłam się w swoim pokoju, ale i tak wszystko słyszałam. Pierwszy raz to Shera krzyczała, a Cid głównie słuchał.
— Ty wiesz, ile ona ma lat?!
— Wiem.
— A wiesz, ile ty masz lat?!
— Tak.
— Stary, a głupi! Jak mogłeś zrobić to tej dziewczynie! Myślałam, że masz trochę oleju w głowie!
— Do diabła, to nie tak…
— Nie wyjeżdżaj mi tu z banałami!
— Ale ona…
— Tylko mi nie mów, że to jej wina, że to ona cię uwiodła! To TY jesteś dorosły! — Zapadła cisza, podczas której zżymałam się w sobie, zastanawiając, czy nie powinnam się wtrącić. W końcu ja też byłam dorosła. — Zastanów się. Co ty możesz zaoferować komuś w jej wieku?
Nie zgadzałam się z tym. Już złapałam za klamkę, żeby wymienić wszystko to, co dałby mi związek z Cidem, kiedy usłyszałam niegłośne:
— Ja… Masz rację.
That if you talk enough sense then you’ll lose your mind
I poddałam się, tak jak on się poddał.
— Opamiętaj się i skończ to, zanim stracisz szacunek u ludzi, a przy okazji złamiesz jej serce.
Na to było już trochę za późno.
Cid posłuchał Shery i więcej mnie nie tknął, choć jeszcze czasem próbowałam go prowokować. Wtedy jedynie przeklinał i wychodził zapalić, co rzeczywiście mnie raniło. Nie rozumiałam, co takiego złego było w tym, co robiliśmy. Taka popieprzona atmosfera trwała jakiś czas. Zanim dostrzegłam to, że jedynym wyjściem jest ruszyć dalej i wynieść się od Cida Highwinda, odebrałam telefon, który mnie do tego popchnął. A przy okazji zrujnował całą resztę mojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz