Plan był taki, żeby po kilku słabych tekstach napisać coś trochę dłuższego i bardziej dopracowanego.
P.S. Dwóch na trzech pojawiających się tu bohaterów to wampiry. Wiem, ostatnio ten pomysł często wraca xD Jeśli ktoś nie lubi takiej tematyki, to nie zmuszam do czytania.
_________________________________________
Drzwi do mieszkania otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Derek zapisał w pamięci, aby je później naoliwić. Teraz miał jednak ważniejsze rzeczy do zrobienia. Uwieszona na jego ramieniu Sara prawie nie poruszała nogami. Nie wiedział, ile narkotyków wzięła, ale połączenie ich z dużą ilością alkoholu mogło dać tylko jeden efekt. Już w taksówce nie dało się zamienić z nią słowa. Na szczęście mógł jeszcze liczyć na Samanthę, ponieważ bez jej pomocy zaprowadzenie praktycznie nieprzytomnej wampirzycy do domu byłoby nie lada wyzwaniem.
Mijali właśnie kanapę w salonie, kiedy Sara wyrwała się z uścisku Dereka i przyjaciółki, po czym rzuciła na mebel.
- Tak, jesteś już u siebie, możesz iść spać, ale daj się chociaż zabrać do łóżka - westchnął chłopak.
Za plecami usłyszał stłumiony śmiech Sam. Odwrócił się do drugiej wampirzycy, rzucając jej mordercze spojrzenie. Ta tylko odchrząknęła i przybrała poważny wyraz twarzy. Miał rację, to nie był najlepszy czas do tego typu żartów.
- Lepiej pomóż mi ją podnieść. - Darował sobie jakikolwiek komentarz do zachowania blondynki. Złapał Sarę za rękę i spróbował podnieść do pozycji siedzącej, ale ta odepchnęła go.
- Ja tu zostaję - wybełkotała. Objęła jedną z kolorowych poduszek i podłożyła sobie pod głowę.
- Zostaw ją - poradziła Samantha. - Przecież tutaj też może spać.
- Nic jej nie będzie?
- Od kilku godzin na kanapie? - parsknęła. - Nie jest żadną księżniczką.
- Od narkotyków - sprecyzował Derek. Nie mógł uwierzyć, z jaką konsekwencją wampirzyca obraca wszystko w żart.
Sam podeszła do przyjaciółki i złapała ją za rękę. Miała moc rozpoznawania chorób i chociaż nie umiała ich jednocześnie leczyć, po to ukończyła studia medyczne, znacznie ułatwiło jej to karierę lekarską.
- Wszystko dobrze. Organizm unieszkodliwi szkodliwe związki chemiczne, tylko trochę to potrwa. Później będzie musiała zregenerować siły. Przez jakiś czas może być osłabiona.
- Naprawdę nie rozumiem, jak to się stało, że byłyście cały czas razem, a ona teraz jest w takim stanie.
- Właściwie to nie byłam z nią cały czas. W tym lokalu umówiłam się z pewnym... znajomym. Przenieśliśmy się do innego pomieszczenia na trzy, może cztery godziny.
- Zostawiłaś ją samą przy barze, chociaż wiedziałaś, jak wpłynęło na nią zobaczenie brata. Ty śmiesz nazywać się jej przyjaciółką?!
- Hej, bez takich! - Wskazała go palcem tak jak rodzice tłumaczący dziecku, czego nie wolno robić. - Chcę ci przypomnieć, że to ty byłeś z nią w momencie, kiedy prawie wpadła na Jamie'ego. Nie zostałeś z nią na ani chwilę dłużej. Po prostu złapałeś torbę i pomachałeś jej na do widzenia.
- Nie mogłem wiecznie tu mieszkać tylko dlatego, że Sara mnie uratowała. Każde z nas musiało wreszcie wrócić do normalnego życia.
- Do życia, którego byś nie miał, gdyby wcześniej ci go nie uratowała - podkreśliła, wykorzystując jego własne słowa. - Nie byłeś jej winny chwili rozmowy?
- Jestem tylko człowiekiem, bez żadnych mocy pozwalających mi widzieć jej myśli czy przeszłość. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego zobaczenie brata przez ułamek sekundy było dla niej tak trudne. Nic mi nie powiedziała. Nie mogłem tego przewidzieć. - Odwrócił się od Samanthy, nagle bardzo zainteresowany czymś na stoliku kawowym. Im dłużej zastanawiał się nad własnym zachowaniem, tym bardziej wątpił w swoje racje.
- No tak, bo Sara bardzo chętnie dzieli się informacjami o swoim wcześniejszym życiu, prawda? - Pytanie wampirzycy było retoryczne, ale trafiało w sedno i dobrze o tym wiedziała. Może i Derek ukrył przed nią swoją twarz, lecz o zdenerwowaniu mówiło całe jego ciało, postawa, przyspieszone bicie serca.
- Możesz już iść do siebie. Zostanę tu z nią, aż się obudzi, a później się zobaczy - powiedział, nadal nie patrząc na Sam. - Gdyby coś się działo, zawołam cię.
Blondynka wiedziała, że tym razem powinna odpuścić. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, jeszcze przez chwilę można było słyszeć stukot jej obcasów na klatce, dopóki nie weszła do swojego mieszkania sąsiadującego z tym należącym do Sary.
W pierwszej chwili chłopak miał ochotę czymś rzucić, ale nie zostawił u Sary nic, co mógłby bezkarnie zniszczyć. Nie było go tu od dwóch tygodni, ale mógł się założyć, że nadal pamięta, co gdzie leży. Wiedziony pierwszą myślą, skierował się do kuchni. Na blacie znalazł pusty woreczek po krwi. Zdziwiło go to. Kwestia ukrywania pozostałości po posiłkach do tej pory była bardzo ważna dla wampirzycy. Odruchowo spojrzał na datę zapisaną na opakowaniu, która określała, kiedy jego zawartość została pobrana od dawcy. Była sprzed dziesięciu dni. Zajrzał do lodówki i pierwsze, co zobaczył, to ludzkie jedzenie pozostałe jeszcze z okresu, kiedy tu mieszkał. Cześć produktów była zepsuta, ale czym się dziwił. Wyrzucił je do śmieci, po czym zaczął przerzucać kolejne woreczki z krwią. Jeszcze nie tak dawno obrzydzał go ten widok, a teraz robił to bez większego wrażenia. W końcu musiał zaakceptować świat, który sam się przed nim ujawnił.
Wszystkie porcje pożywienia Sary były opatrzone tą samą datą. Zdążył poznać jej zwyczaje, więc wiedział, że robi zaopatrzenie raz na tydzień i w takiej ilości, żeby starczyło jej na najwyżej siedem dni. Nie ruszyłaby starszej krwi. Wszystkie te informacje nasuwały tylko jeden wniosek - nie jadła tak często jak powinna, stąd zapas.
Wrócił do śpiącej Sary. Nachylił się nad nią i zabrał kosmyk włosów z jej twarzy po czym usiadł w fotelu. Emocje powoli zaczęły opadać, dopiero wtedy poczuł, jak bardzo jest zmęczony, bardziej psychicznie niż fizycznie. Nie zauważył, kiedy zasnął.
***
Pierwsze, co do niej dotarło, to blask słońca rażący ją w oczy nawet przez zamknięte powieki. Czasami nie wiedziała, co ją podkusiło, żeby kupić mieszkanie z salonem posiadającym całkowicie przeszkloną ścianę. Z drugiej strony, zwykle nie spała na kanapie.
Nagle dotarło do niej, że nie jest sama. Usłyszała miarowy oddech i bicie serca. Trochę się przestraszyła, bo powinna wyczuć czyjąś obecność dużo wcześniej. Poderwała się z miejsca. Gwałtowny ruch wywołał u niej zawroty głowy, ale względnie szybko je opanowała. Wreszcie mogła spojrzeć w stronę fotela. Kiedy ujrzała Dereka, miała mieszane uczucia. Niby był to normalny widok, który towarzyszył jej przez sześć tygodni, ale chłopaka nie powinno tutaj być. Spróbowała przypomnieć sobie, co takiego działo się ostatniej nocy. Pojedyncze obrazy zaczęły składać się w całość. Wypad z Sam do baru, oczywiście Ruby, bo jej przyjaciółka innego nie uznaje. Później drink za drinkiem. Nie musiała się ograniczać, ponieważ wypłata z Organizacji dopiero co wpłynęła na jej konto. Dealer pojawił się w najkorzystniejszym dla niego momencie, ponieważ kupiła wszystko, co podstawił jej pod nos. Podejrzewała, że wprowadził go jakiś stały klient, a handlarz zauważył kolejną okazję do zarobku. Później zapamiętała tylko próby Samanthy odciągnięcia jej od baru i pojawienie się Dereka. Przynajmniej wiedziała, skąd się tu znalazł.
Chwiejnym krokiem poszła do łazienki. Miała ochotę zwymiotować, ale i tak nie miała czym. Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze, a chwilę później wszystko na nowo zaczęło kręcić się przed oczami wampirzycy. Chwyciła się brzegu umywalki, próbując utrzymać równowagę.
- Ostatni raz - wyszeptała sama do siebie. - Ostatni raz.
- No ja mam nadzieję.
Sara podskoczyła na dźwięk głosu Dereka. Jej zmysły naprawdę były przytępione, skoro nie usłyszała tego, jak się zbliżał.
- Nie spodziewałam się zobaczyć ciebie w klubie. Myślałam, że kompletnie odciąłeś się od... tego wszystkiego. - Wyminęła go w drzwiach i wróciła na kanapę.
- To jednak nie jest takie proste. Zresztą, już nie jestem pewny, czy chciałbym wrócić do życia sprzed tamtego ataku, chociaż ujawnienie się przede mną świata wampirów mogło być mniej bolesne.
Oboje skrzywili się na wspomnienie tamtej nocy.
Sara złapała koc złożony w kostkę po jednej stronie sofy i zarzuciła go sobie na plecy. Nie wiedziała, co miało to zmienić, ale od razu poczuła się lepiej, bezpieczniej, jak w dzieciństwie.
Derek bez słowa włożył jej w dłonie kubek z krwią. Wampirzycę ścisnęło w żołądku, kiedy dotarł do niej zapach posiłku. Była głodna, nawet bardzo, ale nie rzuciła się do picia. Podniosła wzrok na człowieka ze zdziwieniem.
- Skoro sama o siebie nie dbasz, ktoś musi przejąć tę rolę. Poza tym mam okazję odwdzięczyć ci się za opiekę, a nie byłem wdzięcznym pacjentem. - Zajął swoje miejsce w fotelu, ale najpierw przesunął go bliżej Sary.
- W takim razie muszę to jakoś wykorzystać. - Zaśmiała się, po czym przyłożyła usta do krawędzi kubka i wzięła kilka dużych łyków. - Zapomniałam, że nie byłam w banku krwi... - wymamrotała, próbując ignorować wstrętny smak. - Co robisz? - zapytała, widząc jak Derek wyciąga telefon.
- Piszę do Samanthy. Mogłem pomyśleć o tym wcześniej. Zaraz przyniesie ci świeżą porcję ze swoich zapasów.
- Nie, zaczekaj. - Odstawiła naczynie z gęstą cieczą. Odwróciła wzrok od chłopaka i przez chwilę liczyła ruchy sekundnika ściennego zegara. Piętnaście, szesnaście... Ile jeszcze ich będzie, zanim wydobędzie z siebie kilka pierwszych słów? - Wiesz, że w noc, kiedy zostałam przemieniona, wracałam z imprezy. Wyszłam jako pierwsza, byłam zmęczona. Reszta znajomych nadal bawiła się w najlepsze. - Sześćdziesiąt jeden, sześćdziesiąt dwa... - Zadzwoniłam do Jamie'go, ale on był z kolegami, nie chciało mu się po mnie przyjechać. Kiedy zaczęłam dochodzić do siebie, już jako wampir, musiałam wytłumaczyć moją kilkudniową nieobecność i to, że mnie już nigdy nie zobaczą. Spotkanie twarzą w twarz nie wchodziło w grę. Odebrał właśnie mój brat. Musiałam to załatwić od razu, nie mogłam po prostu zadzwonić później. Dałam mu do zrozumienia, że tamtej nocy ktoś mnie skrzywdził, a nic takiego by się nie stało, gdyby ruszył swój leniwy tyłek i zabrał mnie spod klubu w szemranej dzielnicy. Dalej było tylko gorzej, bo zaczęłam płakać i krzyczeć. Zrzuciłam na niego całą winę, oznajmiłam, iż nie chcę więcej wiedzieć ani jego, ani rodziców, wyjeżdżam i nigdy nie wrócę. Do dzisiaj wysyłam im kartki z różnych części świata, ich jedyne dowody na to, że żyję. Teraz powiedz mi, jak po tym wszystkim miałabym spojrzeć mu w oczy, wyrastając przed nim na ulicy, skoro zapadłam się pod ziemię na prawie dwa lata?
W pomieszczeniu zapadła cisza przerywana tylko tykaniem zegara. O dziwo świat się nie skończył, kiedy wreszcie wyrzuciła z siebie to, co narastało w niej od dwóch tygodni.
Derek drugi raz tego dnia sprawił, że podskoczyła. Tym razem spowodowała to jego dłoń niepewnie położona na jej ramieniu. Po chwili chwyt stał się pewniejszy, bardziej zdecydowany. Kucnął przed nią, drugą ręką chwytając ją za brodę. Nie chciała z nim walczyć. Spojrzała mu głęboko w zielone oczy, a chwilę później dała się objąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz