Od początku Jae’ger nie ufała Judalowi.
Zdeprawowany Magi wałęsał się bezkarnie po Sindrii, choć wszyscy dobrze wiedzieli, że nienawidzi tego miejsca, a jego największym marzeniem, jest nadzianie głowy Sinbada na swoją różdżkę. Niemniej, Judala można było codziennie spotkać w różnych sindrijskich miejscach, począwszy od królewskiego pałacu, po najbiedniejsze slumsy, gdzie małe dzieci biegały za Magim prosząc go, by znowu wyczarował im mydlane bańki. I nikt go nie wyrzucał, pomimo otwartej niechęci, jaką darzyli Magiego władze Sindrii.
Szary Smok podejrzewała, że Judal coś knuje. Judal nie byłby sobą, gdyby czegoś nie knuł. Mimo tego, że ciągle się uśmiechał, od paru dni jego wyszczerz był jakiś inny. Nie, żeby czujne oko Jae go obserwowało, czy coś. Nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, ale krzyżowanie planów Judala uważała za swoje guilty pleasure.
A Magi, jak na zdeprawowanego aż po koniec swojej różdżki człowieka przystało, za punkt honoru przyjął sobie zniszczenie życia Szaremu Smokowi. A to często ukrywał się za rogiem pałacowego korytarza, by przypadkiem na niespodziewającą się niczego Jae’ger wpaść, nabijając jej przy tym kilka siniaków. A to niepostrzeżenie szedł za nią, by nieuważnie nadepnąć jej na rąbek turkusowego szalika.
Jedyne, co go w tym martwiło to to, że dziewczyna nie raczyła mu oddawać. Wydawało się, że miała anielską cierpliwość, bo choć się wściekała, darła i szła jej z uszu para, to nigdy nawet małego płomyczka zemsty z ust nie puściła. Żadna agresywna, ociekająca przemocą i zwykłą złośliwością zagrywka nie była w stanie wyprowadzić Szarego Smoka z równowagi.
A przecież Judal tak bardzo chciał poznać, do czego była zdolna! Nie lubił, gdy coś nie szło po jego myśli. Normalny człowiek przy zdrowych zmysłach już dawno by te zdrowe zmysły postradał, tak bardzo Judal starał się uprzykrzyć życie Jae’ger. A kiedy smoczyca pozostawała niewzruszona, Magi musiał sięgnąć po swoją broń ostateczną.
Judal od zawsze uważał, że każdy problem można rozwiązać różdżką. Jeśli magiczny badyl nie pomógł doprowadzić Szarego Smoka do obłędu i wyzwolenia swojego potencjału, to Magi nie czuł się wcale źle, decydując się użyć innych swoich atutów. Po za tym, był zdeprawowany, to już na wstępie tłumaczyło jego postępowanie. Od dłuższego czasu pałętał się po Sindrii, powinni już się przyzwyczaić do tego, że brał, co chciał. A jeśli przy tym będzie miał z tego przyjemność, to dlaczegóż nie miałby spróbować.
Nie wiedział jednak, jak się do tego zabrać. Znaczy, dobrze wiedział, co robić, gdy jest się sam na sam z dziewczyną, ale właśnie to „sam na sam” tak ciężko mu było uzyskać. Bite dwa tygodnie dosłownie, na bezczelna, łaził za Jae’ger i jakby mógł, to władowałby się jej prosto do sypialnie, ale był na to zbyt ambitny. Po za tym, widział w tym jeszcze jedną, malutką korzyść dla samego siebie i zastanawiał się, czy to aby to nie nakręcało go bardziej.
Mianowicie, jeśli jego plan się powiedzie, utrze nosa Sinbadowi, co było jeszcze większą nagrodą, niż poznanie możliwości bojowych Szarego Smoka. Dlatego musiał to zrobić w takim miejscu, w którym po wszystkim łatwo będzie się można natknąć na króla Sindrii. Jego wybór padł na najzwyklejszą ścianę na jednym z pałacowych korytarzy, przez który Jae’ger musiała przejść, by dostać się do okien wychodzących na plac treningowy.
Dobrze wiedział, że ten korytarz był mało uczęszczany przez kogokolwiek, gdyż Jae zawsze wybierała samotne ścieżki. Tak było i tym razem, kiedy z samego rana kierowała swoje kroki na parapet, skąd zwykle przyglądała się treningowi swojej protegowanej. Jeszcze nie wiedziała, że tego dnia ćwiczeń nie zobaczy, a zrozumiała to, gdy uderzyła plecami o rzeczoną ścianę po tym, jak Judal niepostrzeżenie wyłonił się zza rogu i pociągnął ją za nadgarstek. Nie przejął się tym, że uszkodzi jakkolwiek smoczycę. Wykorzystał natomiast element zaskoczenia i kiedy zręcznie uniknął strumienia ognia, jaki posłała z ust Jae w jego stronę, oparł dłonie przy jej ramionach, zagradzając drogę ucieczki.
– No, chyba nie… – Jae’ger od razu poznała się na jego zamiarach. Nie tylko potrafiła rozpoznać jego niewiarygodnie ogromne zdeprawowanie, ale też domyślała się, co mężczyzna planuje zrobić. I nie zamierzała mu tego ułatwiać.
Prawda…?
Owszem, była pacyfistką. Ale nienawidziła przegrywać. Jeśli ten zdeprawowany Magi myśli, że może ją mieć, to się grubo mylił. Smoki są niezależne. Nie należą do żadnego miasta, ani do żadnego człowieka.
Ale to jego uśmiech sprawił, że się zawahała. Był inny niż te wredne, którymi ją raczył.
– Czego ty ode mnie chcesz?! – warknęła mu prosto w twarz.
– Ojej, nie bawisz się dobrze? – Złapał ją za nadgarstek i przycisnął jej rękę do ściany.
Musiało ją zaboleć, bo lekko się skrzywiła, ale nawet nie pisnęła. Zamachnęła się wolną pięścią, co Judal zręcznie wykorzystał, bo uchylił się zwinnie i chwytając jej zaciśniętą dłoń, pociągnął i obrócił twarzą do zimnej ściany. Obie ręce wykręcił jej za plecy i dopiero wtedy jęknęła, a Magi nie był pewny, czy to z bólu czy z przyjemności. Jemu natomiast obie opcje sprawiały niemałe podniecenie, o czym Jae szybko się przekonała, kiedy zaczął nieznacznie ocierać się o jej pośladki.
– Jae’ger, Jae’ger, Jae’ger… – Mając zajęte obie ręce, przybliżył twarz do jej szyi i zębami zaczął powoli ściągać jej turkusowy szalik. – Nie możesz ciągle być taka skryta… Przecież się przyjaźnimy.
Zahaczył językiem o jej ucho, a kiedy szalik opadła ziemię, kolejna tajemnica została odkryta. Przez moment Judal z zachwytem wpatrywał się w łuski, które aż prosiły się o scałowanie, co też Magi uczynił, a Jae’ger przepadła kompletnie.
Jeszcze nigdy w życiu nikt nie zajmował się nią w ten sposób. Ukrywała łuski, czasem było jej za nie wstyd. Teraz porzuciła resztki godności, byle tylko Judal nie przestawał pieścić jej smoczej części. A tak dobrze jej szło. Nie pokazywała żadnego ze swoich atutów. Jak tylko mogła unikała starcia z Judalem. Dopóki nie dopadł jej w najmniej spodziewanym miejscu.
– Hej, nie odlatuj mi – mruknął, widząc jak na nią działa. Już wiedział, że wygrał, ale nie mógł uwierzyć, że poszło tak łatwo.
Z powrotem obrócił ją twarzą do siebie. Z kieszeni nisko opuszczonych spodni wyjął swoją różdżkę, a jej ostro zakończonym grotem przejechał po jej szyi na tyle głęboko, by upuścić trochę smoczej krwi, ale zręcznie ominął tętnicę, która teraz szybko pulsowała. Uśmiechnął się półgębkiem i szybko zlizał krew, a kiedy znów spojrzał na dziewczynę, po ranie nie było ani śladu.
Nie mógł już dłużej czekać. Więcej problemów miał ze ściągnięciem jej obcisłych spodni niż ze zrzuceniem swoich nisko noszonych pantalonów, ale kiedy już nic nie stało na przeszkodzie, wdarł się stojącą częścią ciała w jej gorące, wilgotne zniecierpliwienie.
Za plecami miała tylko ścianę, do której teraz ją przyparł, jak podejrzewała, z braku innych pomysłów na rozgromienie jej. Nawet jej się spodobał fakt, iż mężczyźnie skończyły się argumenty i po prostu postanowił ją sobie wziąć. Tu i teraz. Przypierając do ściany. Czuła zimno tynku, który sypał się z każdym jego pchnięciem. Ale nawet ten chłód nie pomógł na jej rozgrzane łuski, które obsypywane zostawały pocałunkami i to właśnie dotyk na smoczej części ciała najbardziej podniecał Jae.
Dopiero po wszystkim się opamiętała. Szybko się ubrała, z dumą opatuliła szyję w turkusowy szalik i poprzysięgła sobie, że da Judalowi długo cieszyć się ze zwycięstwa. Spodziewała się, że to była tylko jedna bitwa z wielu, jakie przyjdzie im stoczyć. Uniosła dumnie głowę i jak gdyby nigdy nic, poszła w swoją stronę.
Judal jeszcze przez chwilę zwlekał z odzieniem pantalonów. Nie spodziewał się, że łuski Jae’ger będą smakować słodkim zwycięstwem…
O mało by nie wrzasnął, kiedy zza rogu korytarza wyłonił się Sinbad.
– Jak długo tam stałeś? – zapytał Magi, trafnie odgadując powód nagłego pojawienia się władcy Sindrii akurat w tym miejscu.
– Dłużej, niż byś chciał.
Sinbad nie miał wesołej miny. Wściekłość aż się z niego wylewała, przez co Judal czuł się jeszcze lepiej.
– No, co? – Magi długo wiązał spodnie, jakby bawił się sznurkami.
– Nie w taki sposób miałeś się nią zająć – wycedził przez zęby Sin. Z trudem opanowywał złość, zaciskając pięści. Wyraźnie się powstrzymywał, by Judalowi nie jebnąć.
– Aaa…? Zazdro…
Nie dane mu było dokończyć, gdyż Sinbad złapał go za gardło i huknął o ścianę. Judal stracił na chwilę oddech, ale zdołał jeszcze się roześmiać Sinowi w twarz.
– Zobaczę coś takiego jeszcze raz, a zmiażdżę ci krtań.
– A ja myślałem, że chcesz się pozbyć zdeprawowania, mój drogi. W tym momencie jesteś na drodze w całkiem przeciwnym kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz