_______________________
Wszystko, co widzę, jest wszystkim tym, czego nigdy nie chciałam oglądać. Twoje cienie pod oczami. Głębokie blizny na twarzy. Świeże rany na przedramionach. Wybladłe tatuaże, już nie tak czytelne, zmuszone do rywalizacji z rozległymi sińcami, których wciąż przybywa. Stoisz, otoczony ciemnością i w ciemność wpatrzony z tym nowym, zmartwionym wyrazem twarzy.
it feels like there's oceans Between you and me
— Dzisiaj pójdę z tobą — mówię głosem nieznoszącym sprzeciwu. Krzyżuję ręce na piersi tak jak ty i tak jak ty patrzę w mrok, stając obok. Nigdy nie baliśmy się nocy, ale też nigdy dotąd nie nadeszła noc tak długa, jak ta. Gęsta, parna i pełna demonów. Moje skóra muska twoją. Powiew dusznego wiatru budzi nieprzyjemne dreszcze. Otaczasz mnie ramieniem i mówisz te kilka słów, które mrożą mi krew w żyłach:
— Ty masz dla kogo żyć.
Odsuwam się, gwałtownie, odtrącając twój dotyk. Chyba już dawno nie widziałeś furii w moich oczach, chyba zapomniałeś, że nie warto mnie prowokować. Nie w tak paskudny sposób.
— Co to niby ma znaczyć? — syczę, a ty – prawie dwa metry muskularnego mężczyzny – patrzysz na mnie ze strachem.
— Nie miałem na myśli…
— To po co to powiedziałeś — przerywam ci, desperacko oczekując wiarygodnych wyjaśnień, które ukoją moje serce, ale ty nie wiesz, co odpowiedzieć. — Posłuchaj mnie, ten jeden raz mnie posłuchasz i zrobisz, o co cię, kurwa, proszę: nie dasz się zabić. Nie zostawisz mnie samej, Gladio. Ani teraz, ani nigdy — oznajmiam zaciekle i nawet nie zdaję sobie sprawy, że po mojej twarzy zaczynają toczyć się łzy.
We hide our emotions Under the surface
Dziwne. Przecież ja nie płaczę. Nie uroniłam ani jednej łzy żadnej z tych wielu, trudnych nocy, nawet tamtej, gdy okazało się, że nie mamy już króla, którego możemy chronić.
— Ty mi tego nie zrobisz — łkam otwarcie, gdy zamykasz mnie w swoich ramionach.
— Nie zrobię. Przepraszam — uciszasz mnie, kołysząc w rytm wyjącego wiatru.
— Przysięgnij.
— Przysięgam. — Odsuwasz się, zaciskając dłonie na moich ramionach i patrzysz mi prosto w oczy. — To było głupie, co powiedziałem, wcale nie miałem na myśli tego, że… Przepraszam. — Znów przygarniasz mnie do siebie. Wdycham twój świeży, żarliwy zapach i czuję, że mówisz prawdę. — Nie zostawię cię. Was — poprawiasz się, a kącik twoich ust unosi się w górę. — Tylko zostań w domu, póki jesteś w dwupaku, dobra?
Twoje bursztynowe oczy się śmieją. Pierwszy raz od tak dawna. Też się uśmiecham, mając nadzieję, że to do nas wróci, ta radość życia, że jakoś damy radę, mimo ciemności, mimo tego, że nasze dzieci nie zobaczą słońca. Mam nadzieję.
and tryin' to pretend
Ale ta nadzieja gaśnie z dnia na dzień.
Król nie wraca. Królestwo popada w ruinę.
Nasze życia też.
***
Obserwuję w milczeniu, jak wkładasz mundur Straży Królewskiej, zapinasz go na guziki, wciągasz na nogi wysokie, chroniące golenie mokasyny o czerwonych podeszwach, zarzucasz na ramię tarczę, sięgasz po swój miecz. Zawsze mnie przerażał, wiesz? Dwuręczny, o ściętym sztychu. Zimna stal ostrzegawczo odbijająca światło. Jest, kurwa, potężny. Jak ty. A kiedy cię poznałam, próbowałeś nim ściąć mi głowę. Może dlatego, że ja mierzyłam do ciebie z kuszy. Pamiętasz? Co to były za czasy…
Zgrzyt klamki. Drzwi powoli się uchylały, a w szparze błysnęło czyjeś oko. Uniosłam kuszę, celując w pojawiający się kawałek twarzy, nacięty szkaradną blizną, której zagłębiania wypełniało światło księżyca
— Ani kroku — warknęłam wściekle, przykładając się do celownika.
— Iris? — rozbrzmiał niski głos i drzwi otworzyły się szerzej. Zobaczyłam prawie dwa metry porządnie zbudowanego mężczyzny w rozpiętej skórzanej kurtce, pod którą nic nie miał. Świetnie, nie dość że zbir, to jeszcze ekshibicjonista, pięknie. Nie wiedzieć czemu już nie celowałam w jego twarz, tylko w ten niewiarygodnie zarysowany sześciopak.
I-I-I want you
— Iris tu nie ma — skłamałam, oderwawszy oko od celownika, żeby spojrzeć w twarz osiłka. — Wynoś się albo ci co nieco podziurawię — blefowałam, zdając sobie sprawę, że flara wystrzelona w brzuch nie zrobi mu żadnej krzywdy.
Jego grube brwi zbliżyły się do siebie, a wargi odsłoniły zęby, na co w podobny sposób odpowiedział mu Omen, mój pies.
— Kim jesteś i co zrobiłaś z Iris?! — zapytał wściekle i pchnął mocniej drzwi, które walnęły w ścianę. Wszedł do pokoju, stawiając mocny krok, ale zatrzymał się, gdy Omen wyskoczył przede mnie, jeżąc sierść na grzbiecie.
— Co za bydle… — Skrzywił się i sięgnął za plecy po ogromny miecz, jednak zanim zdążył go użyć, zrównałam z nim krok, unosząc kuszę.
— Nawet nie próbuj — ostrzegłam, mierząc mu między oczy. Facet w ogóle się tym nie przejął, zupełnie jakby dodatkowa blizna na twarzy nie robiła mu różnicy. Prychnął pogardliwie, wykrzywiając usta i uniósł miecz nad głowę.
Natychmiast puściłam cyngiel, odpalając flarę. Rzuciłam się w bok, osłaniając oczy i wołając do siebie Omena. Wpadłam na łóżko i przeturlałam się po nim, słysząc gniewny ryk mężczyzny. Wyszarpałam zza paska jeden z bełtów i pośpiesznie lokowałam go w łuzie broni, gdy wielka łapa złapała mnie za włosy, ciągnąc w górę. Wrzasnęłam, odchylając głowę, a Omen z groźnym szczeknięciem odbił się od mojej piersi, zostawiając na mojej skórze czerwone pręgi i skoczył mężczyźnie do gardła.
— To cholerstwo! — usłyszałam klnięcie, agresywne warczenie zwierzęcia i jego żałosne skomlenie, gdy uderzył grzbietem w szafę.
— Nie! — Poderwałam się na nogi i wskoczyłam na łóżko, wściekle się wykrzywiając. Odrzuciłam z twarzy grzywkę, opadającą mi na oko i dźgnęłam mężczyznę w kark ostrzem bełta. Nie lubiłam strzelać przeciwnikom w plecy. Teraz też poczekałam, aż obróci się do mnie twarzą, groźnie rozdymając nozdrza. Puściłam cięciwę, ale ręka zadrżała mi z emocji.
Chybiłam. Bełt przeszył powietrze kilka centymetrów od jego twarzy.
Opuściłam kuszę, wciąż patrząc mu w oczy. Mogłam sobie na to pozwolić tylko dlatego, że wciąż stałam na łóżku. Gość był naprawdę wysoki i naprawdę dobrze zbudowany, co musiałam docenić, chcąc-nie-chcąc. Jego ramiona pokrywały tatuaże, ale nie kamuflowały prężących się pod skórą mięśni. W innych okolicznościach pewno zapytałabym go o ich znaczenie, a on uwodziłby mnie tym niskim, głębokim głosem, aż zauroczona poszłabym za nim wszędzie, gdzie mogłabym z bliska podziwiać jego muskulaturę.
Oh, I-I-I want you
W dodatku gość nie był brzydki. Miał jasne, bursztynowe oczy, całkiem inteligentne jak na faceta, który składał się z samych mięśni. Patrzyłam w nie raźnie, chociaż wiedziałam, że przegrałam.
— Dowiem się, kim jesteś i co zrobiłaś z… — zaczął i usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi ze strony sypialni.
— Gladdy? — zapytał zaskoczony głos, a mężczyzna odwrócił się w tamtą stronę. Natychmiast wykorzystałam okazję, używając kuszy niczym broni obuchowej i walnęłam go nią w łeb. Mężczyzna zatoczył się i zgiął w pół. — Przestań, Mikhel! To mój… GLADIO, NIE!
Facet szybko wziął się w garść. Skoczyłam na niego, ale jego wielka dłoń zacisnęła się na moim gardle, unosząc mnie w górę. Widziałam wykrzywione złością oblicze mężczyzny, słyszałam krzyki Iris, (Puść ją, puść ją! Ona jest ze mną!) widziałam ją, ciągnącą go za rękę, a obraz przed moimi oczami migotał Mężczyzna przycisnął mnie do ściany z takim impetem, że walnęłam w nią potylicą i całe moje pole widzenia zaczynały pochłaniać gęstniejace mroczki. Mimo to wciąż walczyłam, do utraty tchu, dosłownie. Zaciskając palce na jego ręce, szarpnęłam głową, ale udało mi się jedynie odrzucić grzywkę, która opadała mi na twarz. O dziwo, to podziałało. Zobaczyłam, że mężczyzna z zastanowieniem przeskakiwał spojrzeniem od jednego – zielonego, do drugiego – czarnego oka, aż nagle puścił mnie z okrzykiem cichego zdumienia.
— Znam te oczy… — usłyszałam gdzieś nad sobą, zsuwając się po ścianie i kaszląc. Próbowałam łapać oddech, ale ból głowy sprowadzał coraz więcej kolorowych plam, które w końcu pochłonęły cały świat.
Twoje duże dłonie delikatnie ujmują moją twarz. Przyglądasz się gojącej ranie, która ciągnie się pod okiem aż na grzbiet nosa. To nie twoja wina, że byłam nieostrożna. Wiesz o tym, powtarzałam to setki razy. Mimo to czujesz się winny. Widzę to w twoich oczach, a kiedy zbliżasz wargi do moich warg, pocałunek ma gorzki smak.
And nothing comes close
— Jak tylko odeskortujemy Cida, wrócę — przyrzekasz. Co z tego, że robisz to szczerze, skoro wiem, jak wiele rzeczy może się wydarzyć i udaremnić ci próbę dotrzymania tej obietnicy. Mimo to kiwam głową, uśmiecham się blado i pozwalam ci wyjść, zamykając za tobą ciężkie, masywne drzwi. Powinnam czuć się za nimi bezpiecznie, ale ostatnio czuję się tak tylko wtedy, gdy jesteś w pobliżu.
To the way that I need you
Kiedy zostaję sama, muszę się zmagać z takimi samymi demonami, jak ty tam na zewnątrz. A może są one jeszcze paskudniejsze. Bo wszystkie mają oblicze króla. Takiego, jak go zapamiętałam. Młodego, rozważnego i trochę marudnego. Mam wrażenie, jakbyśmy widzieli się zaledwie wczoraj, tak żywa jest twarz przed moimi oczami. A minęło już dziesięć lat od tamtej chwili, gdy razem tańczyliśmy. Na bogów. Gdybym wiedziała, że to nasz ostatni taniec, ubrałabym się odpowiednio do okazji.
Biegłam ile sił w nogach, jakby mnie ścigał sam Ardyn. Tylko że wtedy byłabym przerażona, a teraz biegłam i śmiałam się sama do siebie. Nie wiedziałam czy to endorfiny, czy po prostu naprawdę dobrze się bawiłam w ich towarzystwie. Z daleka widziałam unoszącą się na tle granatowego nieba strużkę siwego dymu, świadczącą o tym, że reszta rozbiła już obóz i poczułam miłe ciepło, na myśl o czekającym na mnie posiłku i miejscu do spania.
— Rusz się, wielkoludzie! — krzyknęłam za siebie, słysząc, że ciężkie kroki Gladiolusa się oddalają. Nie odpowiedział, usłyszałam tylko zaciekłe syknięcie. Gladio nie lubił przegrywać. Zwłaszcza w czymś, co miało związek z wytrzymałością fizyczną. Ale to musiał jakoś przełknąć: byłam od niego szybsza. On był wyższy, tęższy i dużo silniejszy, więc i tak nie zgarnęłam dla siebie zbyt dużo. I nie zamierzałam okazywać litości. Przyspieszyłam, a skała – spłaszczony stożek, na którym znajdowało się obozowisko – rosła przed moimi oczami. Wbiegłam na nią, przeskakując nad migoczącymi źródłami odnawialnej energii i prawie potrąciłam w biegu księcia, który właśnie absorbował z nich moc.
— Hej, uważaj! — krzyknął za mną, ale ja zatrzymałam się dopiero, gdy dotarłam na szczyt. Pochyliłam się, dysząc i opierając ręce o kolana, z bliska przyglądając się skale, emanującej niebieskawym światłem.
— O rany. Czyś ty się, dziewczyno, z błotem biła? — powitał mnie szczupły, wysoki mężczyzna w okularach, serwujący właśnie upieczoną rybę na plastikowych talerzach, które rozkładał na turystycznym, rozkładanym stoliku. — Gdzie z tymi brudnymi… Niereformowalna. — Pokręcił na mnie głową, gdy tylko otrzepałam ręce i rzuciłam się na jedzenie, siadając na wędkarskim krześle.
— Pyszne, Iggy, nowy przepis? — pochwaliłam go, a Ignis z zadowoleniem poprawił okulary, umieszczając je wyżej na nosie. — Co to za ryba?
— Nebula. Noctis złowił parę sztuk.
— Książe dalej wędkuje? — zdziwiłam się, patrząc na Noctisa, który właśnie wdrapywał się na skałę. Jego dłonie wciąż otaczała biała powłoka szronu lodowej energii, którą pozyskał.
— Wędkuję — odpowiedział mi, siadając naprzeciw i częstując się nebulą. — Jesteś w podejrzanie dobrym nastroju — zauważył, przyglądając mi się uważnie.
Wzruszyłam ramionami.
— Może dlatego, że ta złodziejska menda nie kręci się w pobliżu. — Obejrzałam się, by mieć pewność, że Venatrix tu nie ma. — Gdzie się podziała?
— Ona i Prompto jeszcze nie wrócili.
— Pięknie. Zbałamuciła ci przyjaciela — prychnęłam, wyciągając z ust ość.
— I kto to mówi… — odpowiedział cicho Noctis, gdy na szczycie pojawił się zadyszany Gladio.
— S… skubana… — ziajał. — Prze… Prześcigła mnie.
— Może przestań robić masę i przerzuć się na cardio — poradził mu Noctis, ściągając brwi, ale uśmiechnął się, gdy Gladio zaczął mu wymyślać, że on i jego żałosny brak mięśni, nie mają prawa układać mu planu treningowego. Książe natychmiast zaprzeczył, twierdząc, że też ma mięśnie, tylko Gladio po prostu ich nie dostrzega. Zdawał się trochę speszony, ale wciąż wesoły.
Noctis bardzo rzadko się uśmiechał. Pamiętałam go z czasów, gdy razem chodziliśmy do szkoły. Pamiętałam nawet to jego wędkowanie. To były jedyne chwile, gdy widziałam, go szczęśliwego: gdy udało mu się coś złowić. Sama też nie często okazywałam radość, ale teraz, słysząc tyradę Gladia i niski chichot Ignisa, rozciągnęłam wargi w uśmiechu. I właśnie w tym momencie wyskoczył ze swoim polaroidem Prompto, oślepiając mnie fleszem.
— Idioto! — krzyknęłam, mrugając zawzięcie, żeby pozbyć się białych plam sprzed oczu.
— Hej, to zdjęcie będzie kiedyś warte fortunę! — zawołał blondyn, machając fotografią, by przyspieszyć proces wywoływania. — Wy, razem, UŚMIECHNIĘCI…
— A idź, bo ci walnę! — zagroziłam, rzucając w niego patyczkiem po szaszłyku z ryby, ale nic nie było w stanie popsuć mi tego wieczoru humoru. — Gdzie twoja przyjaciółeczka?
— Venatrix? Poszła po coś do Regalii…
— Jak nie chcesz, żeby gwizdnęła wam brykę, lepiej jej pilnuj — poradziłam szczerze.
— E tam, przestałabyś być ciągle taka nieufna — zbył mnie, ale niepewnie spojrzał za siebie, w stronę drogi, gdzie na poboczu stała zaparkowana Regalia. — Przy-przypomniało mi się, że ja też potrzebuje czegoś z auta… — dodał pokracznie i zniknął. Pokręciłam głową.
— Założę się, że nie wrócą do rana — mruknęłam, wyciągając przed siebie nogi i rozkoszując się ciepłem ognia. Trzaskanie gałęzi, gwieździste niebo nade mną, przyjemny, letni wietrzyk. Zamknęłam oczy tylko na chwilę. Musiałam przysnąć, bo kiedy znów je otworzyłam, z namiotu dochodziło chrapanie Ignisa, a przed sobą zobaczyłam Gladiolusa, który usnął na krześle, tak jak ja, wciąż trzymając w dłoniach otwartą książkę. Tylko Noctis czuwał, kucając przy ogniu i obracając w palcach czarny pierścionek, któremu uważnie się przyglądał.
Poruszyłam się, poprawiając się na krześle, a książe pospiesznie schował pierścień do kieszeni i spojrzał na mnie.
— Co tam?
— Nic, chyba przysnęłam.
Noctis wstał, oparł ręce na biodrach i spojrzał w niebo, wzdychając.
— Piękna noc.
— Piękna — zgodziłam się, pocierając policzek. Kontemplowaliśmy ją w milczeniu, słuchając trzasków z ogniska i trzeszczącej stacji grającej z przenośnego radyjka, gdy z głośników popłynęły znajome nuty walca Insomnii, do którego tańczyliśmy na zakończenie szkoły. Oboje parsknęliśmy cichym śmiechem, wymieniając ze sobą krótkie spojrzenia. Noctis przez chwilę się wahał, ale w końcu podszedł do mnie, skłonił się szarmancko, wyciągając rękę i unosząc brew.
I wish I can feel your skin
— Daj spokój — żachnęłam się, machając dłonią i odwracając wzrok, ale on nie cofał ręki, uśmiechając się kącikiem ust. W końcu westchnęłam i uścisnęłam ją, wstając.
— I co teraz? — spytałam, czując, że czerwienię się z zażenowania. Pocieszał mnie tylko fakt, że w poświacie ogniska Noctis tego nie zauważy, a on przyciągnął mnie do siebie, nie zważając na to, że cała jestem zakurzona i najpewniej podeptam go ubłoconymi buciorami, jeśli tak jak się spodziewałam, zamierzał ze mną zakurwatańczyć.
— Coś taka spięta? — zapytał, obejmując mnie w tali i kładąc sobie moją dłoń na swoim ramieniu.
— Wiesz, że nie jestem w tym dobra — mruknęłam, próbując oderwać wzrok od jego niebieskich oczu, które w świetle ognia zyskiwały niepokojący blask.
And I want you
— Ale to nie jest taniec. — Noctis przewrócił oczami. — Nie jesteśmy na sali bankietowej, a ja nie jestem twoim narzeczonym, czy coś.
— R-racja — odpowiedziałam, spuszczając wzrok.
— Więc możesz się wyluzować — kontynuował Noctis, pochylając głowę, żeby zajrzeć mi w oczy. Wciąż się uśmiechał i kiedy znów na niego spojrzałam, też to zrobiłam. Kiwnęłam głową, już śmielej patrząc mu w twarz.
Był ode mnie niewiele wyższy. Ciemna grzywa niesfornych włosów opadała mu na czoło. Miał nawyk ciągłego jej poprawiania i wydawało się, że nawet teraz walczy ze sobą, by nie odgarnąć jej z twarzy. Zaśmiałam się cicho, wyobrażając sobie jego tortury.
— Co? — zapytał mnie, zarażając się śmiechem.
— Nie, nic, tak tylko… — urwałam, nagle poważniejąc. Nie wiem, czy to była ta piosenka, jej smutny, wolny wydźwięk, czy już wtedy przeczuwałam nadchodzące wydarzenia, ale nagle przejął mnie chłód. Zaczęłam myśleć o bezsensownych rzeczach. Twarz Noctisa wydała mi się starsza, on sam dostojniejszy. Zdałam sobie sprawę, że to już nie jest książe, chłopak pretendujący do tronu, któremu można było dogryzać. Jego ojciec, władca Lucis, nie żył. Stałam tu sobie, brudna i poobijana, w objęciach nowego króla. Chłopak, którego znałam, leniwy i nietowarzyski, choć dobrze wychowany, zniknął. Poczułam nagły strach, że zniknie coś więcej.
— Coś się stało?
Pokręciłam głową, ale nie mogłam ukryć wyrazu zmartwienia na twarzy. Co gorsze, Noctis wydawał się go rozumieć. Wydawał się… Z czymś pogodzony. Wtedy nie rozumiałam. Nie rozumiałam, że gdy powiedział:
— Wiesz, Mikhel… Chyba nigdy ci nie podziękowałem.
To właściwie się żegnał.
— Niby za co? — zapytałam.
— Dobrze wiesz za co.
Zamilkł, patrząc gdzieś ponad moją głową, a ja, ten jeden jedyny raz, położyłam głowę na jego ramieniu i mocniej zacisnęłam na nim palce. Wiedziałam, że to się nie powtórzy. Wiedziałam, dokąd zmierzał.
I know what you deserve
I podświadomie czułam, że to się nie skończy dobrze.
Tak jak się bałam, zniknęło coś jeszcze. Ty zniknąłeś. Przepadłeś na dobre. Noctis. Gdzie ty się, kurwa, podziałeś? Stoję, patrząc w to samo niebo, w które patrzyliśmy razem, ale teraz wyłącznie ja je widzę. Pod jakimkolwiek sklepieniem ty przebywasz, nie ma tam gwiazd takich jak te. Jeśli coś słyszysz, na pewno nie jest to walc. Pozostaje mi jedynie wierzyć, że cokolwiek oglądasz i czegokolwiek słuchasz, nie jest to tylko cisza i ciemność.
It feels like there's oceans between you and me once again
I że powrócisz.
Pewnego dnia.
Kiedy znów zrobi się jasno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz