czwartek, 31 stycznia 2019

WG: Three seconds to bed ~ Wilczy




________________________



    Gwar rozmów rośnie dookoła, słychać śmiechy i brzęk szkła, rozmowy, pojedyncze śpiewy. Barman ściera kurz, który pokrył cienką warstewką nieużywaną cześć kontuaru. Ciepły wiosenny wieczór wkrada się do środka, wszyscy ściągają bluzy, podwijają rękawy. Dwie dziewczyny siedzą naprzeciw siebie, próbując odpocząć i wyluzować po ciężkim dniu w pracy. Jedna z nich kołysze się na krześle, na jej ustach błądzi tajemniczy uśmiech, gdy niezobowiązująco przygląda się ludziom. To już trzy tygodnie, odkąd przyjęli ją do Kingsglaive, ale dopiero teraz ma okazję poświętować.
Rest your head
— Hm? Który? — pyta siedząca naprzeciw niej młoda kobieta, odstawiając piwo na blat i oglądając się za siebie.
— Słucham?
— Który wpadł ci w oko. — Krótko obcięta blondynka mruga do koleżanki, kącik jej ust się unosi, szare oczy błyszczą zawadiacko.
— Daj spokój, Blake. — Dziewczyna przestaje kołysać się na krześle, przewraca oczami, ale Blake jej nie odpuszcza. Jasna jak platyna fryzura podskakuje, gdy znów się za siebie obraca.
— Dygasz? — pyta wesoło, znów zwracając spojrzenie na towarzyszkę. — Czyżbyś jednak nie była tak nieustraszona za jaką próbujesz uchodzić, Mikhel?
— Że niby jestem nieśmiała? — prychnięcie.
— Zagrajmy w „3 sekundy”.
— Ok — zgadza się Mikhel. — Ty pierwsza.
— Co to za gra? — pyta zaciekawiony głos i obie kobiety zrywają się z miejsca, stając na baczność. — Chryste, dziewczyny, bez spiny! Jesteście po pracy, ja zresztą też… — Nyx Ulric postanawia się do nich dosiąść, odwraca krzesło oparciem w drugą stronę i usadawia się na nim okrakiem, zerkając raz na jedną, raz na drugą. Obie wydają się spięte obecnością przełożonego, wymieniając niepewne spojrzenia.
— Oho, no to spierdoliłeś koleżankom wieczór… Czemu mnie to nie dziwi. — Przy stoliku pojawia się jeszcze jedna osoba, niosąc piwo, które stawia przed Nyxem i kolorowego drinka dla siebie. Siada i zerka na Ulrica, który robi śmieszną minę, wydymając usta i patrząc na nią z dezaprobatą. Drobny tatuaż pod jego okiem znika w zagłębieniu zmarszczki, gdy mruży oczy.
— Cześć. Jestem Calor Venatrix — oznajmia nowoprzybyła, widząc, że mężczyzna nie kwapi się jej przedstawić i sama wyciąga do dziewczyn rękę. — Jestem p…
— Przyjaciółką! — wchodzi jej w słowo Nyx, gromiąc ją spojrzeniem.
— Taaak…? — Calor upija łyka drinka, unosząc brwi. — No dobra, jak tam wolisz. — Nagle wyciąga rękę i przykrawa dłonią dłoń Mikhel, patrząc konspiracyjnie na nią i jej koleżankę. — Ale mogę wam załatwić niezły sprzęt, może trochę zużyty, ale sama rodzina królewska polerowała te rękojeści, a ostrze wciąż nasączone jest mocą cytadeli…
— Dosyć, dosyć! — Nyx, siedzący między Mikhel a Calor, wyciąga ręce, żeby zdystansować od siebie kobiety. — Nie będziesz rozprowadzać swojego szmelcu wśród moich ludzi.
— Sam się u mnie zaopatrujesz — śmieje się Calor, mieszając w drinku parasolką.
— M-Można wiedzieć, czym handlujesz? — pyta ostrożnie Mikhel, skupiając wzrok na kobiecie i wodząc palcem po obwodzie szklanki.
Calor otwiera usta, ale Nyx znów ją ubiega.
— Antykami — odpowiada. — Same starocie, nie warto się interesować.
— Ale ty je kupujesz? — powątpiewa Mikhel. — Cóż, widocznie ma dziewczyna żyłkę do handlu, skoro dajesz sobie wcisnąć ten, jak to nazwałeś, chłam. Kapitanie — dodaje pośpiesznie, zdając sobie sprawę, że zwraca się do przełożonego, ale ten patrzy na nią krytycznie.
— Nyx — formalizuje, wyciągając dłoń w rękawiczce bez palców, a Mikhel ściska ją, zaskoczona. — Nie przynośmy pracy do… knajpy, dobra? — proponuje, a obie Glaive uśmiechają się szeroko i parskają śmiechem. Od tej strony nie znają Nyxa Ulrica, który podczas szkolenia nikomu nie odpuszcza i jest bardzo wymagającym mentorem.
— Nie wiedziałam, że jesteś taki… — zaczyna Blake.
— Jaki? — dopytuje Nyx.
— Ludzki. — Mikhel dopija piwo i podnosi rękę, by zamówić następne u przechodzącej obok kelnerki.
— No co, w końcu jestem tylko człowiekiem — prycha Nyx; on też sięga po piwo i opróżnia szklankę do połowy. — Mam takie samo prawo jak wy siedzieć tu i utyskiwać na pracę — obrusza się, udając oburzenie, co dziewczyny kwitują cichym śmiechem. — To co? Który z przełożonych zalazł wam za skórę najbardziej? — Jego niebiesko-szare oczy błyszczą wesoło, gdy nabija się z siebie i przyjaciela: — Ten grubas Libertus? A może frajer z wygolonymi bokami? Ma wszędzie takie drobne, chujowe tatuaże…
Atmosfera ostatecznie się rozluźnia wśród salw śmiechu i zamawiania kolejek szotów.
— To co to za gra, którą przerwałem? — przypomina sobie Nyx i obie Glaive chichoczą.
— Taka gra, że… — zaczyna Mikhel i choć Blake kopie ją pod stołem, zakrywając dłonią rozciągnięte w uśmiechu usta, kontynuuje: — Wiedziałeś, że gdy kogoś spotykasz pierwszy raz, wystarczą trzy sekundy, żeby ocenić, czy poszedłbyś z nim do łóżka?
Close your eyes
Nyx prycha, uśmiecha się pobłażliwie, ściągając brwi.
— Grałyście w to, kiedy się przedstawiałem na inauguracji?
Glaive długo siorbią swoje trunki, nie podnosząc oczu. Obie nieco się rumienią. Calor chrząka, Nyx wzrusza ramionami i uśmiecha się z zadowoleniem.
— No co, jestem ciekawy…
— Jesteś żałosny i łasy na komplementy — komentuje Calor, a Ulric rzuca jej zirytowane spojrzenie.
— Żałosny? Jestem bohaterem…
— Daruj sobie. Wszystkim wciskasz ten bajer. Ale chyba tylko ja nie dałam ci z tego powodu… zniżki. — Calor szczerzy do Nyxa zęby, a kiedy ten nie przestaje piorunować jej wzrokiem, pokazuje mu język, ale i to go nie odstrasza. — No dobra, niczego ci nie brakuje. Już?
You’re alright
— Coś się dzisiaj przeczepiła, Calor? — mruczy kapitan trzeciego oddziału Kingsglaive. Wyraźnie popsuł mu się humor.
— Wisisz mi jeszcze trzysta dwadzieścia gilu — oświadcza śpiewnie Venatrix. — Powiedziałam, że nigdzie cię nie puszczę, dopóki nie skołujesz hajsu.
— Kobieto, cały mój budżet to tylko drobne na piwo.
— Mmm… Już nie. — Color wyciąga plik banknotów i leniwie go przelicza, podczas gdy Nyx z przestrachem sięga do swojego portfela i odkrywa, że nic w nim nie zostało.
— Hej…! Kiedy ty… Tak nie można!
— Biorę, co swoje. Wisisz mi jeszcze tylko trzy stówy.
— Ty mała…
— No dobra, ja już mam na oku kogoś, komu bym w trzy sekundy nie odmówiła — przerywa im Mikhel, wypijając duszkiem szota i nawet wtedy nie odrywa wzroku od siedzącego przy barze mężczyzny.
Hold my stare
 Blake podąża za jej spojrzeniem i też go zauważa. Nyx i Venatrix błądzą wzrokiem po pomieszczeniu.
— Co? Który? — Nyx wyciąga szyję i zerka na Mikhel, ale ona nie odpowiada. Wlewa w gardło kolejnego szota i opieram ręce o blat.
— Ona to zrobi! — piszczy Blake, kiedy koleżanka podnosi się z krzesła. — Ej, bądź ostrożna, koleś wygląda groźnie!
Mikhel tylko się uśmiecha.
I'm in command
Za sobą słyszy syk protestu, ale nie przejmuje się. Nie ma zamiaru słuchać dzisiaj chrapania Blake. Zamierza spędzić tę noc z jakimś mężczyzną, a akurat ten jest niczego sobie. Pochmurne, poważne oblicze, przypięta u boku katana. Dobrze ubrany, stylowa marynarka, którą właśnie ściąga, ciemne dżinsy, włosy koloru brudnego blondu, ostrzyżone krótko, na wojskowego i te oczy. Kiedy rozgląda się po barze są jak dwa elektryzujące, błękitne jak niebo ogniki. Mikhel zmierza w jego stronę pewnym krokiem, jeszcze nie wie, co powie, jak go uwiedzie. On ją dostrzega, ich oczy się spotykają i choć on odwraca wzrok, to tylko na moment, czując, że jest obserwowany przez kogoś, kto zmierza w jego stronę. Dzielą ich ostatnie metry, kiedy dziewczyna czuje, że ktoś ją powstrzymuje, łapiąc za łokieć.
— A więc chcesz iść do łóżka z Marshallem? — syczy w jej ucho Nyx, ratując ją przed kompromitacją. Mikhel otwiera szeroko oczy, zatrzymuje się, ale przecież nie może teraz wyjść na głupka, nie pod ostrzałem tych błękitnych oczu. Marshall ściąga brwi i pewno już się zastanawia, co, u diabła, odpierdalają ludzie króla.
— Przedstaw mnie — szepcze Mikhel, robiąc dobrą minę do złej gry.
Nyx wzdycha i opanowuje sytuację, kładzie rękę na plecach Mikhel i wypycha ją przed siebie, tuż przed oblicze Marshalla.
— Bardzo chciała cię poznać, Cor — prezentuje podwładną bez entuzjazmu.
Cor powoli unosi do ust kieliszek i przechyla go jednym haustem.
— Tak? — pyta mrukliwie, patrząc na Mikhel nieufnie.
— No wiesz. Marshall, Cor Nieśmiertelny… Masz swoją sławę — wyjaśnia Nyx.
— Mikhel Rely Insanis — przedstawia się dziewczyna, wyciągając rękę, którą Marshall ujmuje w swoją dłoń.
Do you feel my heat on your skin
— Cor Leonis — odwzajemnia się. — I żaden tam „Nieśmiertelny” — burzy beznamiętnie swój wizerunek, wychylając kolejny kieliszek. Zadaje Mikhel pytanie, ale ona nie słucha, podziwiając z bliska jastrzębie oczy i surową, naznaczoną zmarszczkami i trudem twarz Marshalla, jest zbyt zajęta budowaniem w myślach anagramów. Mikhel Rely Leonis. W jej głowie brzmi to cudownie. — Glaivie?
— S-Słucham?
— Pytam, czy służycie.
— A, tak. — Macha ręką. — Dopiero co wstąpiłam. Przepraszam, za bezpośredniość, ale czy mogę panu postawić… drinka? — pyta, uśmiechając się figlarnie.
— Możesz mi mówić po imieniu — proponuje Cor, a Mikhel miękną kolana. Marshall przeszedł z nią na „ty”.
— Oczywiście. Nyx? — Mikhel odwraca się do przełożonego, zdając sobie sprawę, że ten wciąż za nią stoi. — To wszystko, dziękuję, że mnie przedstawiłeś. Możesz nas zostawić.
Nyx ma taką minę, jakby chciał odpowiedzieć: „Ale nie chcę”, jednak decyduje się oddalić. Może myśli, że podwładna nie będzie próbować niczego głupiego, skoro wie, z kim mam do czynienia, ale jej wcale nie przechodzi ochota na Marshalla.
— Co za niefart — wzdycha Ulric, klapnąwszy na krzesło. Zakłada ręce za kark, nie mogąc oderwać pełnego sceptycyzmu spojrzenia od podopiecznej i Leonisa.
— Daj jej spokój, dorosła jest — poucza go Calor, siorbiąc ze słomki resztki drinka.
— I wstawiona — nie ustępuje Nyx.
— Marshall chyba też — uśmiecha się Calor i kopie Nyxa pod stołem. Dopiero wtedy mężczyzna zwraca na nią wzrok. — Czy ty aby nie jesteś zazdrosny? — pyta z zaciekawieniem.
— Nieee, nie o to chodzi. — Nyx zbywa te podejrzenia machnięciem ręki, jego spojrzenie zdaje się teraz nieobecne. — Kogoś mi przypomina — zdradza niezbyt głośno, a na pytające spojrzenie dziewczyn, dodaje jeszcze ciszej: — Nieważne. Nie chcę, żeby zrobiła coś głupiego. Wiecie, w końcu Marshall to nie byle kto.
— Nie da się ukryć, że niezła z niego szycha.
— No, ma dziewczyna rozrzut — wtrąca Blake. — Jak nie książę, to marszałek…
Przy stoliku zapada cisza. Calor i Nyx wpatrują się w Blake z przerażeniem. Szare oczy dziewczyny też się rozszerzają.
— Chyba nie powinnam była tego mówić…
— Masz na myśli księcia Noctisa?!
— N-No, Mikhel mi się kiedyś zwierzyła, ale nie wiem, czy to prawda.
— Racja, pewno jakieś czcze przechwałki — podsumowuje Nyx, ale rzuca podwładnej jeszcze bardziej zaniepokojone spojrzenie. Jeśli dziewczyna ma ciągotki do rodziny królewskiej, Marshall też nie mógł się czuć bezpiecznie. — Hej, czy ona… Trzyma rękę na jego kolanie?!
— Uspokój się, Nyx! — Calor przytrzymuje mężczyznę za rękę, gdy ten zrywa się na nogi. — Nie przeginaj! Może i ta Glaive przypomina ci siostrę, ale to nie znaczy, że możesz ją kontrolować!
Nyx rozdyma nozdrza, przez chwilę jedynie patrzy na Calor, zastanawiając się skąd, u diabła, Calor Venatrix wie, że miał siostrę i jak wyglądała, skoro też uznaje jej podobieństwo do Mikhel. Jego rozbiegane oczy zaglądają raz w jedną, raz w drugą jej źrenicę, w końcu wyrwa rękę.
— Nie obchodzi mnie to. Powinna się szanować. Jest w moim oddziale i nie pozwolę, żeby psuła nam reputację.
Nyx odchodzi szybkim krokiem, w samą porę, żeby zobaczyć, jak Marshall ujmuje dłoń Rely Insanis, ściąga ją ze swojego uda, układa na jej kolanie, delikatnie poklepuje i mówi:
— Schlebiasz mi, ale jesteś dla mnie o jakieś ćwierć wieku za młoda. — Cor daje dziewczynie kosza i przenosi spojrzenie na twarz Nyxa, który zatrzymuje się nieopodal, podpierając pod biodra. Jastrzębie oczy mają nieodgadniony wyraz. Marshall przeprasza Mikhel, narzuca na siebie marynarkę i wychodzi z baru, trzymając rękę na swojej katanie.
— Zostaw mnie — cedzi przez zęby dziewczyna, gdy Nyx kładzie dłoń na jej ramieniu.
— Hej, nie przejmuj się. Takich marszałków…
— Powiedziałam, żebyś mnie zostawił! — Mikhel strąca z ramienia dłoń Ulrica i kupuje w barze papierosy. Wyszła na idiotkę, jest wściekła i czuje się upokorzona. Wychodzi przed knajpę, żeby zapalić, nie wie, że już nie wróci do środka. Gdy tylko otacza ją mgła  papierosowego dymu,  sięga przez nią czyjaś dłoń i  zakrywa jej usta, nim ponownie kosztują filtru. Druga obejmuje ją w pasie i Mikhel zostaje uprowadzona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz