piątek, 1 lutego 2019

A touch of sable in her eyes

Najgorsze było to, że nie straciłam świadomości. Nie do końca orientowałam się, gdzie mnie wywieźli, bo założyli mi czarną szmatę na głowę, ale nieuprzejmie usadzili mnie na jakiś krześle i związali ręce za oparciem, krępując brutalnie nadgarstki plastikowymi opaskami. Już dawno straciłam poczucie czasu, ale zważywszy na to, że non stop zmienialiśmy miejsce pobytu, wywnioskowałam, że moich oprawców ktoś gonił. I wcale nie byli tacy sprytni, jak się im wydawało.

Zagubiłam się w czasie, ale nie w przestrzeni. Choć nigdy nie przyznam, że dałam się złapać przez osobisty błąd, jakim była ciekawość, to starałam się przynajmniej wyłapać wszystkimi zmysłami, gdzie byłam. I tak, zorientowałam się, że na sto procent opuściliśmy Graleę, bo nie piździało już jak w kieleckim. Do tego bankowo płynęliśmy łódką, kiedy wtrącili mnie do jakiejś ciemnej kajuty i zaczęło bujać nie tylko wokół, ale i w moim żołądku.
Wiosna wybuchła mi prosto w twarz
Moje przypuszczenia potwierdziły się, kiedy wreszcie ściągnęli mi z głowy materiał. Przez dłuższą chwilę miałam zamknięte oczy, by promień wiosennego słońca, który padał na moją twarz przez dziurę w dachu nie wypalił mi wzroku. Drugiej ślepej osoby król nie potrzebował, więc powoli rozchylałam powieki mając wrażenie, jakby ktoś wypalał mi gały żywym ogniem. Rozejrzawszy się, poznałam spalony przez Loqi’ego kilkanaście lat temu Bastion na Prerii. Dopiero teraz zaczęłam doceniać ich tępotę. Jak mogli przetrzymywać mnie tak blisko Insomnii, w dodatku na terenie, gdzie doszło do pierwszego morderstwa? Gwardii Królewskiej nie zajmą długo poszukiwania. O ile w ogóle o mnie pamiętali.
Nieopodal mojego krzesła, przy chybotliwym stoliku siedziało dwóch osiłków i grali w karty, co chwila zanosząc się śmiechem z nieudanych żartów jakie sobie opowiadali. Kiedy słyszałam je po raz pierwszy, starałam się wymusić w sobie choć iskrę uśmiechu i nie dostać znów po mordzie. Teraz jakąkolwiek mimikę ust uniemożliwiała mi srebrna taśma. Kiedyś czytałam, że powolne rzucie przyklejonej do twarzy taśmy pozwala się z niej uwolnić, ale nie piłam od dłuższego czasu i każdy ruch spierzchniętymi wargami dostarczał mi kolejnego bólu.
– Chciałabyś wiedzieć, dlaczego cię tu przywieźliśmy? – Gdzieś za mną rozległ się głos.
W miarę możliwości wykręciłam głowę, by powątpiewającym wzrokiem obserwować zbliżającego się powoli Dantego.
Dante zdawał się być szefem całej tej szajki. Wiecznie brudne blond włosy opadały mu na ramiona, a gdy stawiał ciężkie kroki miało się wrażenie, jakby nosił pod pachami pięciolitrowe baniaki. Coś niebezpiecznego jednak tliło się w jego ciemnoniebieskich oczach i dałabym sobie rękę uciąć, że gdzieś już widziałam ten charakterystyczny błysk.
Stanął naprzeciw mnie z wyraźnym zadowoleniem na twarzy. Szybkim ruchem zerwał mi z twarzy taśmę i rzucił gdzieś za siebie. Wydymałam parę razy usta, by szybciej wróciło mi w nich czucie, ale Dante postanowił mi chyba w tym pomóc, bo chwilę później dostałam z pięści prosto w nos, przez co krew natychmiast zalała mi dolną część twarzy.
Z nosa leci mi krew
– Nie odpowiedziałaś na pytanie.
Wyplułam krew na podłogę i gdybym mogła, przejechałabym dłonią po twarzy.
– Dlaczego mnie po prostu nie zabijecie?
– To by było zbyt proste. Planujemy cię wymienić.
– Wymienić? – Zmarszczyłam brwi, coraz bardziej skonfundowana.
– Ty za twoje dzieci.
Przez moment w baraku panowała cisza, po czym wybuchłam tak gromkim śmiechem, że aż prawie zakrztusiłam się wciąż sączącą się z nosa krwią.
– Naprawdę jesteście durni – stwierdziłam. I teraz już byłam przekonana, że moi oprawcy to skończeni idioci.
Ale Dante wcale nie zraził się moim zachowaniem. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął coś, w czym rozpoznałam własną komórkę. Chwilę w niej pogrzebał, a potem odwrócił ekran w moją stronę.
– Dlaczego nie zadzwonisz do swojego ukochanego i nie powiesz, że wszystko z tobą w porządku?
Nie mogłam dać się sprowokować. Słysząc głos Prompto mogłabym się rozpłakać, a to była ostatnia rzecz, jaką chciałabym, żeby widzieli. Musiałam grać na czas.
– Po co wam moje dzieci? – zapytałam szczerze. – Już raz zabraliście Rivus, traktowaliście ją zgoła odmiennie niż mnie…
– Zastanawiam się, dlaczego twój król pozwolił ci rozwiązywać detektywistyczne zagadki. – Dante spojrzał na mnie, mrużąc oczy. – Jesteś tępa, jak kilo gwoździ bez łepków… Czekaj. – Jego twarz nagle pojaśniała, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. – Ty nic nie wiesz.
– Co? – zapytałam mało inteligentnie, ale nie miało to znaczenia.
– Nie powiedzieli ci. – Splótł ramiona na piersi.
– Czego, do kurwy nędzy, mi nie powiedzieli?
– Nie masz pojęcia, kim jest twój mąż – Radosny ton głosu Dantego rozbrzmiał złowieszczo we wnętrzu baraku.
Ja czuję, że cię tracę.
Na moment zabrakło mi powietrza w płucach. Czy Dante blefował? Nie wyglądał na takiego, a ja czułam, że im więcej się teraz dowiem, tym gorzej się poczuję. Miałam wrażenie, że rozwiązanie całej misternej zagadki jest na wyciągnięcie ręki, ale już nie byłam taka pewna, czy chcę go poznać. Fakt, że zamilkłam nie działał na moją korzyść, ale musiałam jeszcze raz w głowie przeanalizować sytuację.
Zaczęło się od morderstw, które miały na celu odwrócenie naszej uwagi tylko po to, by skurwysyny mogły uprowadzić Riv. Udało nam się ją odbić, bo najdziwniejsze było to, że traktowali ją jak księżniczkę. Na jakiś czas wszystko się uspokoiło, a parę miesięcy po urodzeniu Solisa, znowu zaatakowali. Dałam się wrobić, działając zbyt pochopnie. Nie wiedziałam, że moje dzieci są tak cenne.
– Coś umilkłaś. – Dante przejechał dłonią po moim policzku, a ja miałam nieodpartą chęć ugryźć go w tę łapę. Złapał mnie za podbródek, zmuszając bym spojrzała mu w oczy. – Nie wiesz, że twój mąż nie jest Lucianem?
Czekaj, że co?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz