Najgorsze było to, że nie
straciłam świadomości. Nie do końca orientowałam się, gdzie mnie wywieźli, bo
założyli mi czarną szmatę na głowę, ale nieuprzejmie usadzili mnie na jakiś
krześle i związali ręce za oparciem, krępując brutalnie nadgarstki plastikowymi
opaskami. Już dawno straciłam poczucie czasu, ale zważywszy na to, że non stop
zmienialiśmy miejsce pobytu, wywnioskowałam, że moich oprawców ktoś gonił. I
wcale nie byli tacy sprytni, jak się im wydawało.
Zagubiłam się w czasie, ale nie w
przestrzeni. Choć nigdy nie przyznam, że dałam się złapać przez osobisty błąd,
jakim była ciekawość, to starałam się przynajmniej wyłapać wszystkimi zmysłami,
gdzie byłam. I tak, zorientowałam się, że na sto procent opuściliśmy Graleę, bo
nie piździało już jak w kieleckim. Do tego bankowo płynęliśmy łódką, kiedy
wtrącili mnie do jakiejś ciemnej kajuty i zaczęło bujać nie tylko wokół, ale i
w moim żołądku.
Wiosna wybuchła mi prosto w twarz
Moje przypuszczenia potwierdziły
się, kiedy wreszcie ściągnęli mi z głowy materiał. Przez dłuższą chwilę miałam
zamknięte oczy, by promień wiosennego słońca, który padał na moją twarz przez
dziurę w dachu nie wypalił mi wzroku. Drugiej ślepej osoby król nie potrzebował,
więc powoli rozchylałam powieki mając wrażenie, jakby ktoś wypalał mi gały
żywym ogniem. Rozejrzawszy się, poznałam spalony przez Loqi’ego kilkanaście lat
temu Bastion na Prerii. Dopiero teraz zaczęłam doceniać ich tępotę. Jak mogli przetrzymywać
mnie tak blisko Insomnii, w dodatku na terenie, gdzie doszło do pierwszego
morderstwa? Gwardii Królewskiej nie zajmą długo poszukiwania. O ile w ogóle o
mnie pamiętali.
Nieopodal mojego krzesła, przy
chybotliwym stoliku siedziało dwóch osiłków i grali w karty, co chwila zanosząc
się śmiechem z nieudanych żartów jakie sobie opowiadali. Kiedy słyszałam je po
raz pierwszy, starałam się wymusić w sobie choć iskrę uśmiechu i nie dostać
znów po mordzie. Teraz jakąkolwiek mimikę ust uniemożliwiała mi srebrna taśma. Kiedyś
czytałam, że powolne rzucie przyklejonej do twarzy taśmy pozwala się z niej
uwolnić, ale nie piłam od dłuższego czasu i każdy ruch spierzchniętymi wargami
dostarczał mi kolejnego bólu.
– Chciałabyś wiedzieć, dlaczego
cię tu przywieźliśmy? – Gdzieś za mną rozległ się głos.
W miarę możliwości wykręciłam
głowę, by powątpiewającym wzrokiem obserwować zbliżającego się powoli Dantego.
Dante zdawał się być szefem całej
tej szajki. Wiecznie brudne blond włosy opadały mu na ramiona, a gdy stawiał
ciężkie kroki miało się wrażenie, jakby nosił pod pachami pięciolitrowe
baniaki. Coś niebezpiecznego jednak tliło się w jego ciemnoniebieskich oczach i
dałabym sobie rękę uciąć, że gdzieś już widziałam ten charakterystyczny błysk.
Stanął naprzeciw mnie z wyraźnym
zadowoleniem na twarzy. Szybkim ruchem zerwał mi z twarzy taśmę i rzucił gdzieś
za siebie. Wydymałam parę razy usta, by szybciej wróciło mi w nich czucie, ale
Dante postanowił mi chyba w tym pomóc, bo chwilę później dostałam z pięści
prosto w nos, przez co krew natychmiast zalała mi dolną część twarzy.
Z nosa leci mi krew
– Nie odpowiedziałaś na pytanie.
Wyplułam krew na podłogę i gdybym
mogła, przejechałabym dłonią po twarzy.
– Dlaczego mnie po prostu nie
zabijecie?
– To by było zbyt proste.
Planujemy cię wymienić.
– Wymienić? – Zmarszczyłam brwi,
coraz bardziej skonfundowana.
– Ty za twoje dzieci.
Przez moment w baraku panowała
cisza, po czym wybuchłam tak gromkim śmiechem, że aż prawie zakrztusiłam się
wciąż sączącą się z nosa krwią.
– Naprawdę jesteście durni – stwierdziłam.
I teraz już byłam przekonana, że moi oprawcy to skończeni idioci.
Ale Dante wcale nie zraził się
moim zachowaniem. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął coś, w czym rozpoznałam
własną komórkę. Chwilę w niej pogrzebał, a potem odwrócił ekran w moją stronę.
– Dlaczego nie zadzwonisz do
swojego ukochanego i nie powiesz, że wszystko z tobą w porządku?
Nie mogłam dać się sprowokować.
Słysząc głos Prompto mogłabym się rozpłakać, a to była ostatnia rzecz, jaką
chciałabym, żeby widzieli. Musiałam grać na czas.
– Po co wam moje dzieci? –
zapytałam szczerze. – Już raz zabraliście Rivus, traktowaliście ją zgoła
odmiennie niż mnie…
– Zastanawiam się, dlaczego twój
król pozwolił ci rozwiązywać detektywistyczne zagadki. – Dante spojrzał na mnie,
mrużąc oczy. – Jesteś tępa, jak kilo gwoździ bez łepków… Czekaj. – Jego twarz
nagle pojaśniała, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. – Ty nic nie wiesz.
– Co? – zapytałam mało
inteligentnie, ale nie miało to znaczenia.
– Nie powiedzieli ci. – Splótł
ramiona na piersi.
– Czego, do kurwy nędzy, mi nie
powiedzieli?
– Nie masz pojęcia, kim jest twój
mąż – Radosny ton głosu Dantego rozbrzmiał złowieszczo we wnętrzu baraku.
Ja czuję, że cię tracę.
Na moment zabrakło mi powietrza w
płucach. Czy Dante blefował? Nie wyglądał na takiego, a ja czułam, że im więcej
się teraz dowiem, tym gorzej się poczuję. Miałam wrażenie, że rozwiązanie całej
misternej zagadki jest na wyciągnięcie ręki, ale już nie byłam taka pewna, czy
chcę go poznać. Fakt, że zamilkłam nie działał na moją korzyść, ale musiałam
jeszcze raz w głowie przeanalizować sytuację.
Zaczęło się od morderstw, które
miały na celu odwrócenie naszej uwagi tylko po to, by skurwysyny mogły
uprowadzić Riv. Udało nam się ją odbić, bo najdziwniejsze było to, że
traktowali ją jak księżniczkę. Na jakiś czas wszystko się uspokoiło, a parę
miesięcy po urodzeniu Solisa, znowu zaatakowali. Dałam się wrobić, działając
zbyt pochopnie. Nie wiedziałam, że moje dzieci są tak cenne.
– Coś umilkłaś. – Dante
przejechał dłonią po moim policzku, a ja miałam nieodpartą chęć ugryźć go w tę
łapę. Złapał mnie za podbródek, zmuszając bym spojrzała mu w oczy. – Nie wiesz,
że twój mąż nie jest Lucianem?
Czekaj, że co?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz