piątek, 1 lutego 2019

Kings Blades: You're Gonna Go Far, Kid.

Kings Blades. Chapter IV: Don't Be Afraid (cz.2)



Rival of the King
Miałam już dość biegu. Płuca paliły ogniem przy każdym oddechu, a głowa pękała z bólu, przypominając sobie o niedawnym uderzeniu. Jednak nie mogliśmy się teraz zatrzymać, traktując ciemność nocy jako sprzymierzeńca. Najbliższy obóz znajdował się jeszcze trzy kilometry od nas, przez co zmuszeni byliśmy ukryć się wśród drzew małego lasku, na wschód od płonącego teraz w najlepsze, Bastionu na Prerii.
Od początku nie podobała mi się ta akcja. Począwszy od tego, iż nie dowodziłam grupą, której skład pozostawiał wiele do życzenia. Nie miałam zielonego pojęcia o umiejętnościach moich towarzyszy broni i coś mi podpowiadało, że sama poradziłabym sobie o wiele lepiej. Nie potrafiłam się skupić na analizie sytuacji, póki przez większość czasu musiałam uważać, by nic cennego nie zostało mi skradzione.  Do tego, coraz bardziej bolała mnie głowa, a pulsujący na potylicy guz dokuczał niemiłosiernie. Nie wspominając już o rozdzierającym bólu przeszywającym moją skręconą kostkę.
Jedno było pewne. Błąkając się po okolicy przejętej przez Imperialistów, mogliśmy tylko wpaść w jeszcze większe kłopoty. Może i sama dałabym radę ich pokonać, ale w dwójką najwidoczniej nieprzystosowanych do poważnej walki młokosów, nie mogłam ryzykować. Przecież w Gwardii Królewskiej uczyli mnie jak chronić ludzi, nie ich tracić.
Już od jakiegoś czasu trzymałam się z tyłu, nie mogąc nadążyć za prującą w głąb lasu dwójką łowców. Irytowało mnie ciągłe szlochanie Venatrix, która już nie była taka pewna siebie, jak jeszcze dnia poprzedniego, a tak samo jak jej, nie potrafiłam zaufać jej przyjacielowi, choć on jako jedyny był dla mnie nadwyraz uprzejmy.
– Hej, ludzie... czekajcie! – zawołałam, gdy wspinaliśmy się przez zalesione wzgórze. – Gdzie my w ogóle idziemy?
No one heard a single word you said.
– Musimy się schować... – rzucił Hospes, po czym w ostatnim momencie złapał Calor za rękę, by ta nie przewróciła się o własne nogi. – Musimy uciec.
– Jesteś bardzo odważny – sarknęłam, zakładając ręce na ramiona. – Czyli nie chcesz pomścić swoich braci?
– Widziałaś, w jakim ona jest stanie?! – wydarł się, wskazując na Cal, ale chwilę później się opamiętał, wzdychając. – Z całym szacunkiem, ale w tym momencie jedyne, na czym mi zależy, to uratować moją przyjaciółkę.
W normalnej sytuacji pewnie odwróciłabym się na pięcie i poszła sama rzucić się w wir walki z imperalistami, ale z niewiadomego powodu poczułam ukłucie w sercu. Czy to możliwe, że w tym momencie zadrościłam tej małej złodziejce kogoś, kto się o nią troszczy?
– Jesteśmy niedaleko ruin Keycatrich... – Podrapałam się po czole, czując coraz większe zazenowanie sobą. – Możemy się tam ukryć.
Dlaczego im pomagałam? Powinnam ich zostawić i zająć się ratowaniem królestwa...
– Dobry pomysł.
Ten gówniarz naprawdę miał coś w sobie, co powodowało, że można było się czuć bezpiecznie w jego towarzystwie.
– Ale czekaj chwilę. – Znów się zatrzymałam w półkroku. – Czy ruiny przypadkiem nie były przejęte przez Imperium?
– Były. Słyszałem, że książę z pomocą Cora Nieśmiertelnego rozbili tam imperialistów jakiś czas temu.
Na wspomnienie członka Gwardii zrobiło mi się ciepło. Dziękowałam bóstwom za nocną porę, podczas której nie było widać faktu, iż się zarumieniłam.
– Więc, ukryjmy się tam i poczekajmy do rana.
Przez resztę drogi do ruin już nikt się nie odezwał. Na nasze szczęście nie napotkaliśmy żadnych wrogów, co powinno wydać się podejrzane, ale w tamtym momencie uznałam to za błogosławieństwo. Potrzebowaliśmy chwili oddechu. Momentu, który pozwoli nam zyskać przewagę.
Tunele pod Keycatrich okazały się nadwyraz przytulne. Pozostałości po przebywaniu w tym miejscu uchodźców dostarczyły nam światła, a w najdalszym korytarzu Hospes znalazł parę butelek starego, nieodkapslowanego jeszcze wina. Jedną z nich wcisnął w ręce Calor, która zajęła miejsce pod kilkoma skałami i skuliła się w sobie. Już nie szlochała, ale łzy nadal ciekły jej ciurkiem po policzkach.
They should have seen it in your eyes
– Wszystko okej? – zapytałam, nie wierząc samej sobie, że to robiłam.
Dlaczego martwiłam się o jakąś złodziejkę...?
– Tak, dzięki... – Pociągnęła nosem i wytarła jego czubek o naciągnięty na dłoń rękaw. – Wszyscy nie żyją, prawda?
– Obawiam się, że nie przeżyli tego ataku.
– Cholera... czy to możliwe, że to jakiegoś rodzaju zemsta?
– O czym ty mówisz, Cal? – Hospes spojrzał na przyjaciółkę zmrużonymi oczami.
– Przecież rozbiliście bazę Niffów. To świętowaliście, gdy dotarłam do bastionu.
– Takie są prawa wojny. – Może i brzmiałam patetycznie, ale zdawało się to przemawiać do Venatrix. – Jednego dnia masz przyjaciół, następnego musisz ich pochować.
– Nie musisz mi tego wszystkiego tłumaczyć. – Sięgnęła do kieszeni spodni, z której wyciągnęła telefon.
Wybrała numer, ale po kilku sygnałach nikt się nie odezwał.
– Do kogo dzwonisz?
– Po pomoc, która na pewno się przyda. – Jeszcze kilka razy ponowiła próbę połączenia, jednka za każdym razem jej się nie udawało. – Kurwa! – krzyknęła, kiedy za ostatnim razem włączyła się automatyczna sekretarka.
Sfrustrowana, rzuciła telefonem o ścianę.
– Łoł, spokojnie... – Sięgnęłam po komórkę, która jakimś cudem się nie roztrzaskała.
Naprawdę nie chciałam być ciekawska, ale mój wzrok mimowolnie ześlizgnął się na ekran.
Zobaczyłam znajomą twarz i zamarłam.
What was going around your head.
– Venatrix. – Podałam jej powoli telefon. – Dlaczego dzwonisz do nieboszczyka?
– Co...? – zapytała mało inteligentnie, patrząc na mnie rozkojarzonym wzrokiem. – O czym ty mówisz?!
– Nyx Urlic nie żyje.
Telefon upadł pod nogi Calor i tym razem roztrzaskał się na kawałki. Nienawidziłam przekazywać złych wiadomości i choć dziewczyny nie lubiłam, teraz zrobiło mi się jej żal. Niemniej zaskoczył mnie fakt, iż nie wiedziała o śmierci swojego przyjaciela.
To przez kapitana Gwardii Królewskiej się poznałyśmy.
Hunter of the King
– Poprosiłabym... nie wiem, jakiś dobry drink. – Uśmiechnęłam się niewinnie do barmana, który przyjmował moje zamówienie.
– A dowód mogę zobaczyć?
Przewróciłam oczami i sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni, by wyciągnąć dokumenty. Może i kiedyś posługiwałam się lewym dowodem, ale juz go nie potrzebowałam, pełnoletnia byłam od kilku tygodni i denerwowało mnie, kiedy za każdym razem, gdy chciałam kupić alkohol, wymagano ode mnie okazania dokumentu tożsamości.
Ooh, she's a little runaway.
– Jesteś pewna, że nie jest podrobiony? – Barman przez dłuższą chwilę przyglądał się plastikowi i już chciałam mu powiedzieć, żeby się pałował, ale gdy otworzyłam usta wysoka postać pojawiła się tuż obok mnie, kładąc mi rękę na wyciąniętej dłoni.
– Gwarantuję panu, że jest pełnoletnia.
– Kapitan Ulric. – Barman od razu stracił pewność siebie i jakby delikatnie skinął głową przed Nyxem, od razu biorąc się za przygotowanie mojego drinka.
– Do tego będzie jedno piwo – rzucił, odwracajac się w moją stronę.
– Dobrze, że jesteś, zapłacisz za nas oboje. – Ucieszyłam się, stukajac wesoło paznokciami po blacie.
– Chyba sobie żartujesz, mała. Nie mam na tyle pieniędzy, by płacić za twoje wymyślne drinki. – Popatrzał z ukosa na kolorowy napój wyskokowy, który postawił przede mną barman.
– Wisisz mi trzysta dwadzieścia gilu – przypomniałam mu.
– Oddam ci po dziesiątym. Nie moja wina, że spóźniają się z wypłatami.
– Nie wiedziałam, że królestwo dopadł kryzys. – Zrobiłam niewinną minę i pociągnęłam ze słomki swojego drinka.
Okazał się nadwyraz dobry i nie było mi żal wydać na niego czyjeś pieniądze, które właściwie były moim hajsem. Naprawdę lubiłam kapitana Gwardii Królewskiej, ale z czegoś też musiałam żyć i nie zajmowałam się handlem dla zabawy. A skoro klienci wracali do mnie, musiałam mieć niezły towar.
– Więc... wracając do interesów – zagaiłam, gdy przy barze nastąpiła chwila ciszy.
– Nie robię już z tobą interesów – stwierdził Nyx, ale mimowolnie uśmiechnął się znad szklanki, którą właśnie przykładał do ust. – Gwardziści nie uzbrajają się kradzionym sprzętem.
– Nie jestem złodziejką! – Natychmiast spuściłam brwi, biorąc się pod boki. – Ja tylko… po prostu jestem naprawdę niezła w zdobywaniu rzeczy, które nie są moje. – Podrapałam się po policzku, udając zakłopotanie, ale zaraz potem puściłam oczko do Nyxa, który parsknął w swoją szklankę.
– To się nazywa czyste paserstwo.
– Och, myślę, że dobijemy niezłego targu, gdy usłyszysz co mam do zaoferowania. – Przemieszałam drinka słomką, obmyślając szybko plan interesu. – Mam parę zabawek pod ladą, a z tego co słyszałam, przybyło ci trochę ludzi w oddziale.
– No, nie wiem, czy jakikolwiek świeżak da się nabrać na twoje sztuczki.
– Nie wierzysz w moje możliwości? – Niemal poczułam się urażona brakiem wiary przyjaciela.
Chyba mogłam go tak nazywać. Znaliśmy się od dłuższego czasu, Nyx często wpadał do sklepu z bronią, w którym pracowałam. Przy każdej wizycie rzucił jakimś żartem, ładnie sie uśmiechnął, a po jakimś czasie zaczęliśmy się spotykać w knajpie na jedno czy tam, dwa piwka. Nie chciałam się przyznać do tego nawet przed samą sobą, ale mężczyzna wpadł mi w oko. Jak prawie całej damskiej, wolnej populacji Crown City.
Daddy's girl learned fast
Nie miałam jednak co liczyć na jakikolwiek romans. Nyx Urlic był kilkanaście lat ode mnie starszy i bardziej traktował mnie po bratersku. Był świadomy tego, że wychowałam się w bidulu i łatwego startu w dorosłe życie nie miałam. Byłam mu wdzięczna za to, że nie litował się nade mną, tylko starał się pilnować, bym nie wpakowała się w jakieś brudne interesy.
Obróciłam się plecami do baru i rozejrzałam się po wnętrzu knajpy. Może i pracowałam jako sprzedawczyni broni, ale w wolnym czasie lubiłam wiedzieć wszystko o wszystkich. Taka wiedza bardzo przydawała się w mojej branży. Teraz przeczesywałam teren w poszukiwaniu nowych klientów, którzy mogli by być jednoczesnie topiącymi stresy w alkoholu, świeżymi rekrutami oddziału Nyxa.
All those things he couldn't say.
W końcu sam Ulric wskazał mi cel, gdyż pośród tłumu odnalazł wzrokiem jakieś dwie dziewczyny, które też ewidentnie kogoś szukały. Prawdopodobnie kompanów na wieczór i spostrzegłam to nie tylko ja, ale i Nyx, bo zanim zdążyłam zareagować, on już szedł między stolikami, zapomniawszy o swoim piwie. Przewróciłam oczami i niewiele myśląc, złapałam obie szklanki i podążyłam za przyjacielem.
– Co to za gra? – usłyszałam, jak wciął się dziewczynom do rozmowy, zainteresowany ich konwersacją.
Parsknęłam śmiechem, kiedy obie na widok przełożonego stanęły na baczność, jakby lekko przerażone jego otwartością. Jednak widząc, jak Nyx odwraca wolne krzesło oparciem w drugą stronę i siada okrakiem przy stoliku, poczułam zazdrość i wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić.
– Chryste, dziewczyny, bez spiny!
Musiałam się opanować, by nie zgnieść niesionych w dłoniach szklanek. Po części byłam zła na siebie, że tak reagowałam, przecież Nyx był tylko moim przyjacielem…
– Jesteście po pracy, ja zresztą też…
Nie byłabym jednak sobą, gdybym się nie wtrąciła.
– Oho, no to spierdoliłeś koleżankom wieczór… Czemu mnie to nie dziwi. – Postawiłam piwo przed Nyxem, trochę mocniej niż zamierzałam, po czym dosiadłam się do stolika.
Kątem oka dostrzegłam, że Urlic spogląda na mnie z dezaprobatą, wydymając przy tym usta w śmiesznym grymasie. Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że kapitan Gwardii Królewskiej nie kwapi się mnie przedstawić.
– Cześć. – Wyciągnęłam rękę do jednej z dziewczyn. – Jestem Calor Venatrix, p…
Ooh, she's a little runaway
– Przyjaciółka! – wbił mi się w słowo Nyx, jednocześnie gromiąc mnie spojrzeniem.
– Taak….? – Uniosłam brwi, po czym upiłam łyk drinka. – No dobra, jak tam wolisz. – Musiałam wyjść z tej niezręcznej sytuacji z twarzą, by nie dopuścić swojej urażonej dumy do głosu.
Jedyne, co mogło mi poprawić w tym momencie humor, to dobrze ubity interes. Spojrzałam lekko konspiracyjnie na podwładne Nyxa.
– Ale mogę wam załatwić niezły sprzęt, może trochę zużyty, ale sama rodzina królewska polerowała te rękojeści, a ostrze wciąż nasączone jest mocą cytadeli…
– Dosyć, dosyć! – krzyknął Ulric, wyciągając ręce, by oddzielić mnie od dziewczyn. – Nie będziesz rozprowadzać swojego szmelcu wśród moich ludzi.
– Sam się u mnie zaopatrujesz – zaśmiałam się, mieszając w swoim drinku.
– M–Można wiedzieć, czym handlujesz? – zapytała ostrożnie dziewczyna, której przenikliwy, dwubarwny wzrok przyprawiał mnie o dreszcze.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy Nyx znowu wciął mi się w słowo.
– Antyki. Same starocie, nie warto się interesować.
– Ale ty je kupujesz? – Różnokolorowe oczy spoglądały przenikliwie na Nyxa. – Cóż, widocznie ma dziewczyna żyłkę do handlu, skoro dajesz sobie wcisnąć, jak to nazwałeś, chłam. Kapitanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz