piątek, 1 lutego 2019

Moje serce płonie

Wszędzie Cię widzę. Wchodzisz pod prysznic, zmywając z siebie resztki dnia. Z papierosem między wargami niesiesz kosz z praniem. W samym zimowym płaszczu stoisz na dachu. Podczas szarego, deszczowego dnia siedzisz pośród białej pościeli, ubrana w satynowy, kwiecisty szlafrok. Nagle zaczynasz biec. Znikasz. Rozmywasz się. A ja nie potrafię Cię znaleźć.

Solis znów zaczął płakać, kiedy pierwsze promienie słońca wpadły do dziecinnego pokoju. Jak na komendę ptaki za oknem rozdarły się w budzikowym śpiewie, a Prompto Argentum zerwał się na równe nogi, pochylając się nad kołyską.
– Hej, maluchu… – wziął syna na ręce, tuląc do siebie. – Wiem, że już masz mnie dość, ale mama za niedługo wróci.
Jestem taki nieodporny
Powtarzał to do znudzenia, ale już nie był pewny, czy sam w to wierzył. Zajęty uspokajaniem syna nie zauważył, że ktoś wszedł do pokoju.
– Idź się przespać, tato. – Rivus wrzuciła swojego pluszowego królika do kołyski, po czym wskoczyła na bujane krzesło, gdzie uprzednio drzemał jej ojciec. – Ja go popilnuję.
– Dlaczego ty już nie śpisz? – Prompto może i chciał zagrać przykładnego ojca, ale niezbyt mu to wychodziło.
Ostrożnie oddał Solisa w ręce Riv, a chłopczyk od razu przestał kwilić, choć jeszcze przez dłuższą chwilę jego małym ciałkiem wstrząsała czkawka. Ponownie jednak zapadł w sen, kiedy Rivus zaczęła cicho nucić kołysankę. Prompto przykrył dzieci kocem i wyszedł z pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Nie skierował się mimo wszystko do sypialni, a zszedł do kuchni. Tam nalał sobie już chyba piąty kubek kawy, którego nie dane mu było wypić. Ktoś zapukał do drzwi wejściowych i nie czekając na zaproszenie, wszedł do domu.
– Hej, Iris. – Prompto znów złapał się na tym, że nie zamknął na noc zamków. – Co cię do nas sprowadza?
Iris Amicitia uśmiechała się smutno, ale mocno przytuliła przyjaciela na powitanie.
– Niestety, jeszcze nie znaleźli Calor – Dziewczyna nienawidziła przekazywać złych informacji. – Pomyślałam, że wpadnę, zapytam czy nie potrzebujesz czegoś…
– Właściwie to… – Argentum zapatrzył się na moment w kąt kuchni, po czym wcisnął Iris kubek z kawą w dłonie. – Mogłabyś zostać chwilkę przy dzieciach? Skoczę do Cytadeli, zobaczę czy mogę się na coś przydać… – W sekundzie był przy drzwiach, narzucając na grzbiet swój nieśmiertelny bezrękawnik i tyle go Iris widziała.
Jak zmienia się czas
Trochę mu było głupio nie dając dziewczynie szansy na odpowiedź, ale teraz liczyła się dla niego każda sekunda. Jego żonę porwano, nikt nie wiedział, co się z nią działo, a on miał coraz to gorsze przeczucia, wcale nie spowodowane brakiem snu. Od tygodnia.
Wpadł do siedziby króla, a za razem jego najlepszego przyjaciela, nie przywitawszy się nawet ze strażami. Nikt go po drodze jednak nie zatrzymywał ani o nic nie pytał, w końcu od zaginięcia Calor cała Gwardia Królewska została postawiona na równe nogi. I nie tylko oni, bo także każdy dostępny łowca przeszukiwał rozległą krainę królestwa Lucis. Niestety, do tej pory poszukiwania spełzały na niczym.
Trzy pary oczu zwróciły się w jego stronę.
– Dlaczego nie jesteś w domu? – Głupszego pytania Noctis nie mógł zadać, choć jako król osobiście rozkazał Prompto siedzieć w domu, dopóki nie dowiedzą się czegoś nowego.
Z drugiej strony, nie dziwił się przyjacielowi. Choć było to dawno, sam kiedyś drżał o los swojej ukochanej i doskonale pamiętał, jakie to było wredne, nie dające spokoju uczucie. Okoliczności wydarzeń były jednak zgoła odmienne i teraz nie mogli pozwolić sobie na jakiekolwiek pochopne działania, czy nie dajcie bogowie, błędy.
– Iris została przy dzieciach. – Prompto podszedł do stołu, przy którym stali król oraz jego zaprzysiężona tarcza. – Dowiedzieliście się czegoś nowego? – Zaczął przerzucać leżące na blacie papiery.
Odpowiedziała mu cisza. Poderwał głowę, kiedy kątem oka zauważył, jak stojąca pod ścianą Mikhel rzuca znaczące spojrzenie Gladiolusowi. Przeniósł wzrok z Amicitii na króla, który wyglądał, jakby zamierzał nabrać wody w usta.
I jestem jakiś taki
– Co jest?
– Ignis złapał sygnał GPS z komórki Calor… – Mikhel podeszła do stołu. – Zmierzają w stronę Insomnii.
– To dlaczego jeszcze tu stoimy jak debile i gapimy się w to gówno?! – ryknął Argentum, zrzucając z blatu papiery. – Bierzmy sprzęt i gońmy tych skurwysynów…!
– Nie. – Gladio złapał go za nadgarstek.
Przez chwilę mężczyźni mierzyli się wściekłymi spojrzeniami, dopóki Noctis nie położył na stole malutkiego kartoniku.
– To przyszło wczoraj wieczorną pocztą. ­– Ściągnął przykrywkę kartonu, a Prompto natychmiast wyrwał rękę z uścisku Gladiolusa.
Sięgnął wewnątrz przesyłki, a gdy wyciągnął jej zawartość, natychmiast znieruchomiał.
– To włosy Cal… – szepnął, ściskając mocno długi pukiel wściekle różowych włosów. – Musimy ją znaleźć, sprowadzić do domu, musimy działać natychmiast…!
– Najpierw się uspokój – poprosił Noctis, ale jego przyjaciel tylko prychnął i spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Mam się uspokoić?! – krzyknął, podtykając królowi pod nos włosy należące niegdyś do jego żony. – Porwali moją Cal, obcięli jej włosy, bogowie wiedzą co innego jej robią w tej chwili, a ty, kurwa twoja mać, każesz mi się uspokoić?!
Gladio natychmiast odsunął Noctisa na bezpieczną odległość, ale to nie powstrzymało Prompto od rzucania w stronę władcy niepodważalnych oskarżeń. Doskoczył do niego, łapiąc za przód marynarki, wciąż w jednej ręce ściskając pukiel włosów Calor.
– Cały świat zjeździliśmy w poszukiwaniu twojej Luny, a teraz chcesz skazać moją Cal na taki sam los?!
– Daj spokój, Prompto! – Królewska tarcza musiał użyć więcej siły, by rozdzielić przyjaciół, ale Argentum dalej ciskał w nich wściekłymi spojrzeniami i nie zanosiło się, by posłuchał rozkazu króla.
– Ciesz się, że nie dałem spokoju, kiedy skakałem do rzeki, wyciągając Mikhel po tym jak się wpierdolili tam po wypadku! – Walnął pięścią w twardy tors Gladiolusa, nawet nie myśląc o kontrze, jaką rosły mężczyzna mógł mu zadać.
Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo za byłego kochanka zareagowała sama Mikhel, wyskakując przed Gladiolusa.
– Prompto, na miłość boską, przecież nie zostawimy Calor samej!
– Teraz się o nią martwisz?! – Argentum wyglądał, jakby zaraz miał odejść już całkowicie od zmysłów. – Przecież cały czas oskarżałaś ją o złodziejstwo! Nagle interesuje cię jej los?! Po tym, jak praktycznie wychowała twojego syna?!
Plask!
Mikhel wymierzyła Prompto siarczysty policzek, po czym natychmiast przytuliła go mocno, nie dając szansy na ucieczkę.
– Calor jest moją przyjaciółką i uwierz mi, nie zostawimy jej… – Poczuła, jak Argentum obejmuje ją w pasie i zaczyna lekko drżeć.
Ty czegoś płaczesz
Po chwili jej ramię było mokre od łez. Nie dane jej jednak było dokończenie tego, co chciała powiedzieć, bo drzwi ponownie otworzyły się z hukiem i w próg najpierw uderzyła czarna laska, a później wkroczył Ignis. Zapewne chciałby omieść salę konferencyjną pewnym spojrzeniem, ale jego mlecznobiałe tęczówki, ukryte za sportowymi okularami błądziły ślepo w przestrzeni. Nie przeszkodziło mu to natomiast w obwieszczeniu niezwykle ważnej nowiny.
– Sygnał GPS z komórki Calor od dłuższego czasu nadaje z Bastionu na Prerii.
Die Tränen greiser Kinderschar
ich zieh sie auf ein weißes Haar
werf in die Luft die nasse Kette
und wünsch mir, dass ich eine Mutter hätte
Niepozorna furgonetka zbliżała się leniwie do przejścia granicznego Crown City. Mimo iż zapadał zmrok, autostrada prowadząca prosto do Insomnii była dobrze oświetlona i Dante uśmiechnął się szeroko, kiedy trzy kilometry od szlabanów minął ich czarny samochód. Poznał w nim królewską Regalię, a otwarty dach auta pozwolił mu na rozpoznanie kierowcy, którym był sam król oraz jego pasażerów. Wszystko szło zgodnie z planem.
Spojrzał na zegarek i z trudem powstrzymał radosny śmiech triumfu. Jego kamraci posnęli na tyłach furgonetki, a zależało im na cichym dostaniu się do celu. Niemniej, cieszył się, że szykowana dla władcy Insomnii i jego przyjaciela niespodzianka się uda. Gdy dotrą na miejsce, Calor Venatrix z pewnością będzie już martwa.
Wiosną ulice nie są wcale takie złe
Dopiero przy bramkach niepokój nawiedził Dantego, a wszystko dlatego, że nikt nie robił im problemów. Żołnierz Gwardii Królewskiej tylko rzucił okiem na ich fałszywe dowody rejestracyjne i osobiste, po czym bez zbędnej rewizji puścił ich w dalszą drogę, gdzie Crown City stało przed nimi otworem.
Bez władcy, stolica była bezbronna.
Nie wierzył, że jego plan wypali. Choć jego koledzy proponowali mu wysłanie królowi obciętych palców Zaprzysiężonej Łowczyni, to jej pukiel włosów wystarczył, by wywabić ich śladem komórkowego sygnału GPS. Kiedy powrócą, zastaną tylko dopalające się zgliszcza królestwa i odradzającą się jak feniks z popiołów potęgę Niffelheimu.
Budzące się do życia nocne harce Crown City pozwoliło im na wtopienie się w tłum. Dante zaparkował w najbliższej Cytadeli bocznej uliczce i począł budzić towarzyszy. Została ich tylko piątka, ale i to wystarczyło, żeby obalić potęgę niesprawiedliwości Lucis.
Budzą się wrzody
Pero i Calva natychmiast się zerwali, kiedy Dante szarpnął ich za nogi. Capo potrzebował chwili, by powrócić z krainy snów do rzeczywistości, ale i dla niego szef nie był zbyt łaskawy, bo obudził go trzepnięciem w tył głowy. Tylko śpiąca na przednim siedzeniu Caria ocknęła się, kiedy Dante pogłaskał ją czule po głowie.
– Jesteśmy na miejscu – szepnął i pomógł zaspanej dziewczynie wysiąść z samochodu.
Skinął ręką na pozostałych i całą grupą wyszli na główną drogę prowadzącą do Cytadeli. Starali się nie rzucać w oczy i nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego, ale Caria odkąd zobaczyła gmach królewski, nie mogła powstrzymać się od rozanielonego spojrzenia.
– Mogę spalić to miejsce? – zapytała, łapiąc Dantego za ramię.
– Wiedząc, że to zamek zbudowany z kamienia, myślę, że ogień nie wyrządzi mu zbyt wielkiej szkody.
– Ale jeśli spróbuję, poczuję się dużo lepiej. – Złośliwy uśmiech błąkał się po jej twarzy, a chytre ogniki już paliły się w jej źrenicach.
Dlatego właśnie Dante trzymał ją przy sobie. Nienawidziła Lucis tak samo jak on i to dla niej chciał zniszczyć to miejsce i uczynić ją swoją królową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz