piątek, 1 lutego 2019

Dead Man Tells No Tales

“Ravens” Season 4 [The Birth and Death of a Day]
Part ??  <Dead Man Tells No Tales>
Pomimo, iż każda sala szpitalna miała automatyczną, jak i manualną opcję regulacji temperatury, Michelle było duszno. Przez ostatni tydzień Black Hearts odwiedzały ogromne ulewy, a tego wieczoru nagle przestało padać, jakby ktoś niebiosom odciął dopływ wody. Temperatura powietrza wzrastała z każdą godziną, a ziemia zaczynała parować, dając uczucie niezwykłej duchoty zarówno na zewnątrz, jak i w każdym pomieszczeniu.

Pierwszy raz została na dwudziestoczterogodzinnym dyżurze i to jeszcze z własnej woli, a i tak wcale nie czuła się zmęczona. Było za wcześnie, by definiować swoje uczucia. Nie chciała zostawiać Rachel, ale pielęgniarki wręcz błagały, by wreszcie poszła do domu i przespała się chociaż parę godzin. Upewniwszy się, że jej przyjaciółka ma odpowiednią opiekę, opuściła jej salę, ale na szpitalnym korytarzu wcale nie było chłodniej. Uszła parę kroków, kiedy poczuła, jak ktoś łapie ją za nadgarstek. Przerażenie ścisnęło jej żołądek, ale szybko odpuściło, gdy obróciwszy się, zobaczyła łagodny uśmiech babci Teresy.
– Och, Michelle… – Teresa pogłaskała wnuczkę po policzku. – Dopiero co się dowiedziałam…
– Z Rachel wszystko w porządku, wyjdzie z tego…
– A ty, jak się trzymasz?
Dopiero teraz Michelle spojrzała w oczy babci.
– Ja… cieszę się, że stoję na nogach. – Uśmiechnęła się krzywo, jak to miała w zwyczaju podczas ciężkich chwil. – Jutro trzeba zidentyfikować zwłoki…
Nie wiedziała, dlaczego akurat ta myśl przyszła jej do głowy, ale gdy wypowiedziała to na głos, zdała sobie sprawę, że jest jedyną osobą, która będzie w stanie wskazać kornerowi, które z popalonych ciał to jej szwagier.
– Tak mi przykro, kochana… – Twarz Teresy wyrażało poważne zmartwienie. – Wiesz, że mógłby to zrobić każdy z nas, ale procedura mówi, że musi to być najbliższa rodzina…
Michelle pokiwała głową. Zwykle denerwowało ją, kiedy babcia na każdym kroku wspominała o prawie, w końcu była sędziną, ale teraz nie miała już siły na takie błahostki. Nagle zapragnęła znaleźć się we własnym domu i zaczęła grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu kluczyków do samochodu, dopóki nie przypomniała sobie, że Lucas zabrał auto. Nie miała przy sobie ani pieniędzy, ani nawet telefonu.
– Chodź, podrzucę cię do domu – zaproponowała Teresa, bezbłędnie odgadując powód zagubienia wnuczki.
Przez całą drogę ze szpitala do rezydencji Kingstonów obie kobiety nie odezwały się ani słowem. Czasem cierpienia nie można było wyrazić werbalnie. Na odchodne sędzina posłała wnuczce pełen miłości i współczucia uśmiech, po czym odjechała w ciemność, a Michelle stała jeszcze chwilę na podjeździe, zbierając się w sobie.
W domu także było cicho. Podejrzewała, że Lucas został z rodzicami i podskoczyła przestraszona, kiedy nagle jej mąż wyłonił się z ich sypialni. Natychmiast do niego podeszła i przytuliła go mocno. On wtulił twarz w jej ramię, mocząc jej koszulkę gorącymi łzami.
– Zostawiłem małą u twoich rodziców… – wyszeptał. – Ona nic nie wie…
– Spokojnie, powiem jej wszystko. – Michelle wzięła w dłonie zapłakaną twarz męża i spojrzała na niego znacząco. – James nie cierpiał. – Otarła łzy z jego policzków, po czym wzięła go za rękę i poprowadziła do sypialni.

Lucas zasnął dopiero o czwartej nad ranem, podczas gdy Michelle wcale nie zmrużyła oka. Nie mogąc dłużej wytrzymać, wstała cicho i skierowała kroki do salonu, gdzie nad kominkiem stały zdjęcia rodziny i przyjaciół, ponieważ blondynka zawsze chciała mieć wszystkich blisko. Wzięła do ręki ramkę ze zdjęciem, które dawno powinna schować, przecież James i Rachel rozstali się tak dawno temu… Przytuliła ramkę do piersi i poczuła, jak coś w niej pęka. Osunęła się na podłogę i zalała się łzami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz