“Ravens”
Season 4 [The Birth and Death of a Day]
Part ?? <Dead Man Tells No Tales>
Pomimo, iż każda sala szpitalna
miała automatyczną, jak i manualną opcję regulacji temperatury, Michelle było
duszno. Przez ostatni tydzień Black Hearts odwiedzały ogromne ulewy, a tego
wieczoru nagle przestało padać, jakby ktoś niebiosom odciął dopływ wody.
Temperatura powietrza wzrastała z każdą godziną, a ziemia zaczynała parować,
dając uczucie niezwykłej duchoty zarówno na zewnątrz, jak i w każdym pomieszczeniu.
Pierwszy raz została na
dwudziestoczterogodzinnym dyżurze i to jeszcze z własnej woli, a i tak
wcale nie czuła się zmęczona. Było za wcześnie, by definiować swoje uczucia.
Nie chciała zostawiać Rachel, ale pielęgniarki wręcz błagały, by wreszcie
poszła do domu i przespała się chociaż parę godzin. Upewniwszy się, że jej
przyjaciółka ma odpowiednią opiekę, opuściła jej salę, ale na szpitalnym
korytarzu wcale nie było chłodniej. Uszła parę kroków, kiedy poczuła, jak ktoś
łapie ją za nadgarstek. Przerażenie ścisnęło jej żołądek, ale szybko odpuściło,
gdy obróciwszy się, zobaczyła łagodny uśmiech babci Teresy.
– Och, Michelle… – Teresa
pogłaskała wnuczkę po policzku. – Dopiero co się dowiedziałam…
– Z Rachel wszystko w porządku,
wyjdzie z tego…
– A ty, jak się trzymasz?
Dopiero teraz Michelle spojrzała
w oczy babci.
– Ja… cieszę się, że stoję na
nogach. – Uśmiechnęła się krzywo, jak to miała w zwyczaju podczas ciężkich
chwil. – Jutro trzeba zidentyfikować zwłoki…
Nie wiedziała, dlaczego akurat ta
myśl przyszła jej do głowy, ale gdy wypowiedziała to na głos, zdała sobie
sprawę, że jest jedyną osobą, która będzie w stanie wskazać kornerowi, które z
popalonych ciał to jej szwagier.
– Tak mi przykro, kochana… –
Twarz Teresy wyrażało poważne zmartwienie. – Wiesz, że mógłby to zrobić każdy z
nas, ale procedura mówi, że musi to być najbliższa rodzina…
Michelle pokiwała głową. Zwykle
denerwowało ją, kiedy babcia na każdym kroku wspominała o prawie, w końcu była
sędziną, ale teraz nie miała już siły na takie błahostki. Nagle zapragnęła
znaleźć się we własnym domu i zaczęła grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu
kluczyków do samochodu, dopóki nie przypomniała sobie, że Lucas zabrał auto.
Nie miała przy sobie ani pieniędzy, ani nawet telefonu.
– Chodź, podrzucę cię do domu –
zaproponowała Teresa, bezbłędnie odgadując powód zagubienia wnuczki.
Przez całą drogę ze szpitala do
rezydencji Kingstonów obie kobiety nie odezwały się ani słowem. Czasem
cierpienia nie można było wyrazić werbalnie. Na odchodne sędzina posłała
wnuczce pełen miłości i współczucia uśmiech, po czym odjechała w ciemność, a
Michelle stała jeszcze chwilę na podjeździe, zbierając się w sobie.
W domu także było cicho.
Podejrzewała, że Lucas został z rodzicami i podskoczyła przestraszona, kiedy
nagle jej mąż wyłonił się z ich sypialni. Natychmiast do niego podeszła i
przytuliła go mocno. On wtulił twarz w jej ramię, mocząc jej koszulkę gorącymi
łzami.
– Zostawiłem małą u twoich
rodziców… – wyszeptał. – Ona nic nie wie…
– Spokojnie, powiem jej wszystko.
– Michelle wzięła w dłonie zapłakaną twarz męża i spojrzała na niego znacząco.
– James nie cierpiał. – Otarła łzy z jego policzków, po czym wzięła go za rękę
i poprowadziła do sypialni.
Lucas zasnął dopiero o czwartej
nad ranem, podczas gdy Michelle wcale nie zmrużyła oka. Nie mogąc dłużej
wytrzymać, wstała cicho i skierowała kroki do salonu, gdzie nad kominkiem stały
zdjęcia rodziny i przyjaciół, ponieważ blondynka zawsze chciała mieć wszystkich
blisko. Wzięła do ręki ramkę ze zdjęciem, które dawno powinna schować, przecież
James i Rachel rozstali się tak dawno temu… Przytuliła ramkę do piersi i
poczuła, jak coś w niej pęka. Osunęła się na podłogę i zalała się łzami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz