Dla Lucasa Kingstona
posterunek policji w Black Hearts nigdy nie był przyjaznym miejscem. Gdy był
nastolatkiem, a jego ojciec pełnił funkcję szeryfa, często trafiał tu wraz ze
swoimi kumplami za drobne rozboje czy ”niszczenie mienia”, jak funkcjonariusze nazywali
murale. Głowa rodziny Kingstonów nie mógł pozwolić sobie na blamaż w postaci
syna kryminalisty i w domowym zaciszu urządzał Lucasowi piekielne awantury.
Teraz, kiedy Franklin Kingston awansował na agenta FBI i w Black Hearts
pojawiał się rzadko, jego dawni współpracownicy nie darzyli Lucasa zbytnią
sympatią. Wszystko przez jego „przygodę” z dopingiem.
Jeszcze pół roku temu Lucas
Kingston był chodzącą legendą. Najlepszy koszykarz szkolnej drużyny Smoków bez
problemu dostał stypendium w college’u Duke, gdzie otrzymał powołanie do kadry
Charlotte Bobcats, drużyny grającej w najlepszej lidze koszykarskiej świata.
Jako najmłodszy w historii zawodnik NBA nie wytrzymał presji popularności.
Pochłonęła go duma i nandrolon, a wraz z wpadnięciem w nałóg zaczął tracić to,
co dla niego było najcenniejsze. Pierwszą osobą, która dowiedziała się o jego
„problemie” była jego żona.
Michelle Carter – Kingston
była zbyt dumna na to, by komukolwiek powiedzieć, co tak naprawdę było powodem
ich separacji. Miało być życie jak w bajce, ale nikt nie przewidział koszmaru,
który zwykle rozgrywa się po napisach końcowych. Może właśnie dlatego bajki
kończą się po punkcie kulminacyjnym, bo nikt nie przyznaje głośno, że „długo i
szczęśliwie” to jedno wielkie kłamstwo. Już trzy miesiące po dołączeniu do
drużyny Bobcatsów, Lucas stał się innym człowiekiem. Rzadko się odzywał, stał
się arogancki, nerwowy i jakby nieobecny. Nie myśląc wiele, podczas jego
nieobecności, Michelle spakowała siebie, dzieci i wyprowadziła się do rodziców
Lucasa, nie zostawiając mu żadnej wiadomości.
We took a walk that night, but it wasn't the same
Teraz, stojąc pośrodku
pustego salonu, wydawało jej się, że w mieszkaniu od dawna nie było żywej
duszy. Wszystko stało tak, jak uprzednio to zostawiła, piętrzące się brudne
naczynia w zlewie, czy milczący telewizor. Jednak w atmosferze można było
wyczuć panoszącą się tu nienawiść i niechęć. Michelle starała się uspokoić
szybko bijące serce. Lucasa nie było w domu, ale w każdej chwili mógł wrócić i
byłoby dla niego niemałym zaskoczeniem to, że jego żona, która znienacka wyprowadziła
się i nie dała znaku życia przez cały tydzień, nagle materializuje się w
mieszkaniu.
Trzasnęły drzwi. Michelle
odwróciła się i wtedy ich spojrzenia się spotkały. Mimo tego, że Lucas miał czarne
oczy, od razu zauważyła, że ma rozszerzone źrenice.
– Co tu robisz? – Nie mogła
rozpoznać, czy w jego głosie było zaskoczenie, czy perfidia. Ściągnął bluzę.
Poszedł do kuchni, a Michelle podążyła za nim. Z szafki nad kredensem wyjął
kubek, po czym schował go z powrotem. Odwrócił się i oparł o kredens. Zaczął
stukać palcami o blat.
– Co tu robisz?! – powtórzył,
podnosząc głos.
Michelle z trudem pohamowała
uczucie strachu. Gdy spojrzała na męża, zauważyła krople potu na jego czole i
ramionach.
– Kokaina? Efedryna? Morfina?
Amfetamina? – Z każdym słowem czuła się bardziej pewnie. Podeszła do niego,
stając przed nim oddzielona o parę centymetrów. Zadarła głowę. – Co bierzesz?!
– krzyknęła mu w twarz.
Chwila ciszy.
Trzask.
Poczuła tępy ból gdzieś w okolicy
prawego oka. Włosy przykryły jej twarz jak zasłona. Nie zachwiała się. Ogarnęła
ją niepohamowana złość. Spojrzała na Lucasa najbardziej gniewnie, jak tylko
umiała. Nadal miał uniesioną rękę, ale w oczach zakwitł strach.
– Michelle, ja… – Opuścił
powoli dłoń. – Przepraszam…
– Brzydzę się tobą –
wycedziła. – Brzydzę się, rozumiesz?!
We had a fight on the promenade out in the rain
To były ostatnie słowa, jakie
wypowiedziała do niego. Wyprowadziła się i nie pozwalała Lucasowi widzieć się z
dziećmi, ale rodzinie wciskała kit, że tego fioletowego siniaka pod prawym
okiem nabiła sobie spadając ze schodów. Dwa miesiące zajęło mu pokonanie swojej
dumy. Skruszony, pojawił się na progu domu swoich rodziców, gdzie pomieszkiwała
Michelle.
Tego dnia deszcz padał od
rana, ulice i trawniki były mokre, krople uderzały o szyby samochodów i domów.
Carter siedziała przy stole w kuchni i obserwowała zegar jak odmierza
upływający nieubłaganie czas, choć kątem oka dostrzegała klęczącego pod
drzwiami Lucasa. Dawno już przemókł, pewnie się przeziębi, skoro tkwi tam piątą
godzinę. Na początku wołał, krzyczał, że przeprasza, łomotał w drzwi. Ale
Michelle była nieugięta, nie chciała odpuścić. Nie mogła pozwolić, by zobaczył
ją słabą. Już dawno postanowiła, że nie będzie stawiać się na każde zawołanie.
Przetarła czerwone od płaczu
oczy. Rodzice Lucasa zabrali dzieci do państwa Carter, więc dom był cichy i
pusty. Michelle zdołała usłyszeć cichy szloch męża. Nie mogła już wytrzymać, bo
choć oboje byli nieustępliwi, to zawsze ona pierwsza odpuszczała. Tak było i
tym razem. Naciągnęła rękawy bluzy i wstała powoli z krzesła. Wyszła przed dom.
Zacisnęła dłonie na ramionach.
– Wejdź do domu, chory
będziesz – powiedziała w końcu, unikając jego spojrzenia.
– Będę czekał, cierpliwie
czekał aż mi wybaczysz. – Teraz był człowiekiem, który zmarnował szansę na
życie. Nie poradził sobie w świecie sportowej sławy i przegrał z pychą.
– Nie jesteś niezniszczalny –
Michelle powtórzyła to zdanie po raz setny w życiu. Lucas od zawsze myślał, że
nic nie jest w stanie go pokonać. Był najlepszym, najpopularniejszym
koszykarzem w liceum, dostał się do NBA, ale w tym momencie wyglądał po prostu
żałośnie.
– Nie każ mi targać cię za
szmaty do domu. Wstań.
Posłusznie zrobił to, co
kazała, po czym podszedł powoli i chciał ją objąć, ale ona odsunęła się szybko.
– Jedne głupie przeprosiny
nie naprawią tego, co nawyrabiałeś – warknęła i skinęła głową na drzwi.
Lucas przekroczył próg i w
tym momencie na podjeździe zaparkował samochód państwa Kingston. Michelle nie
wiedziała, czy obecność rodziców będzie dla niej wsparciem, ale odetchnęła
widząc, że są sami.
– Twoi rodzice zajmą się
dziećmi. – Mary objęła Michelle ramieniem i wprowadziła do domu, ale na widok
swojego syna, stanęła i zaczęła płakać.
Dopiero, kiedy Franklin
zamknął drzwi, Lucas spojrzał na rodziców.
– Wyrzucili mnie z klubu –
powiedział zrezygnowanym tonem.
– Oczywiście – prychnęła
Michelle, ale tylko ją ta wiadomość zezłościła.
Natomiast zaskoczyła ją
reakcja ojca. Franklin podszedł do syna, położył mu rękę na ramieniu i ze
spokojem zapytał:
– Co teraz?
– Ja tylko chcę wrócić do
domu.
Przez dłuższy moment panowała
cisza, po czym Franklin przejechał dłonią po twarzy i westchnął.
– Nikt nie przejął stanowiska
Jamesa. Mogę załatwić ci tą posadę.
– Naprawdę… – zaczął Lucas,
ale Michelle przerwała mu śmiechem.
She said she loved me, but she had somewhere to go
– Serio? – Jej śmiech nie
miał nic wspólnego z radością. – Chcesz zginąć jak James? Dla mnie spoko. –
Porwała torbę z wieszaka w przedpokoju i otwarła drzwi. – A teraz wybaczcie,
muszę iść do pracy, gdzie są ludzie, którzy bardziej zasługują na ratunek. –
Wychodząc trzasnęła drzwiami. Miała żal do ojca za to, że chciał pomóc Lucasowi
najłatwiejszym sposobem, zamiast na przykład nawrzeszczeć na niego, jak to miał
w zwyczaju, gdy chodzili do liceum.
Niestety, Lucas przystał na
warunki ojca i dostał się do policji bez jakichkolwiek testów czy egzaminów.
Całe Black Hearts huczało od plotek, ale jeśli chciał odzyskać rodzinę, musiał
wytrzymać wszystkie szepty i docinki. Przed śmiercią jego brat, James, pracował
w wydziale kryminalnym i tam Lucas zaczął pracę od najcięższej sprawy, jaką
przyszło mu wyjaśniać. Już od progu komisariatu musiał znosić krzywe spojrzenia
policjantów, niezbyt miły ton przełożonych, a przyjazną osobę spotkał dopiero,
gdy dowiedział się, kim jest jego nowy partner.
– Proszę, proszę… – Znajomy
głos dobiegł go gdzieś spod automatu z kawą, stojącego po prawej stronie
głównego holu. – Cześć, ćpunku.
Harry Strings nigdy się nie
zmieniał. Nażelowane włosy nadal zaczesywał do tyłu, a dwa górne guziki koszuli
miał odpięte.
– Cześć, Ha… – urwał, gdy
Harry wylał mu na głowę zimną kawę – … rry. Zasłużyłem na to.
– Nie, nawet na to nie zasłużyłeś.
– Harry zaśmiał się, po czym złapał Lucasa za rękaw i pociągnął w stronę drzwi.
– Chodź, sprawę mamy.
– Co? Już?
– A co, myślałeś, że sprawca
będzie czekał aż wielmożny pan Kingston się wystroi?
Przez całą drogę na miejsce
zbrodni Harry opowiadał o pracy w jednostce kryminalistycznej. Potrafił
skonstruować takie napięcie, że Lucas chciał zrezygnować natychmiast, a
przecież jeszcze dobrze nie zaczął pracować. Zaparkowali przy wejściu na molo,
a mimo wczesnej godziny i tak musieli przeciskać się przez tłum gapiów.
Posterunkowi już zdążyli otoczyć miejsce żółtą policyjną taśmą.
– Co tu mamy? – zapytał
Harry, gdy podeszli bliżej.
– Kobieta, około dwudziestki,
nieprzytomna, prawdopodobnie od uderzenia w głowę, nie wykluczam hipotermii – referowała
Sara, sanitariuszka – do tego liczne rany cięte, siniaki, największe na szyi,
jakby ktoś ją dusił, ma też otarcia na nadgarstkach. Nie jest to jedna z
waszych zaginionych?
She couldn't scream while I held I close
I swore I'd never let her go
I swore I'd never let her go
– Być może. – Strings
przyjrzał się dziewczynie, gdy sanitariusze podnieśli nosze. Ofiara była ubrana
jedynie w cienką sukienkę, była bosa i miała potargane włosy. – Jakaś szansa, ze obudzi się w ciągu godziny?
– Módl się o to. – Sara
wskoczyła za noszami do karetki i odjechali na sygnale.
– Sierżancie Strings. –
Podszedł do nich niski posterunkowy, ściskając w dłoni notes. – Zgłoszenie
dostaliśmy od przypadkowego przechodnia, który znalazł dziewczynę leżącą na molo.
Nikt nie widział, skąd się tu pojawiła, podejrzewamy, że uciekła porywaczowi,
miała poranione stopy, jakby przebiegła dość duży kawałek…
– Bingo – mruknął Harry,
który od momentu pojawienia się posterunkowego, szukał czegoś w swoim
smartfonie. – To ona. – Pokazał Lucasowi zdjęcie. – Jenny Longstaff,
dwadzieścia trzy lata, rodzice głosili zaginięcie dwa tygodnie temu po tym, jak
nie wróciła od koleżanki.
– Co Sara miała na myśli,
mówiąc „jedna z zaginionych”? – zapytał Lucas, marszcząc brwi.
– O mój Boże! Sorry! Nie
powiedziałem ci o sprawie! – Harry przejechał dłonią po twarzy. – Wyjaśnię
wszystko w aucie.
– A gdzie jedziemy?
– Do szpitala.
Szpital Black Hearts Memorial
był ostatnim miejscem, które Lucas miał ochotę odwiedzać. Nie wiązał z nim
zbytnio dobrych wspomnień, do tego było to królestwo jego żony, Michelle i
właśnie to ona przyjęła poszkodowaną.
Tell me what you wanna know
– Hej, Mi – przywitał się
Harry, obejmując Michelle, kiedy dotarli na ostry dyżur. – Przywieziono do was,
jakieś dwadzieścia minut temu…
– Jenny ma się dobrze. –
Lucas nie był pewny, skąd Michelle miała wszystkie informacje, ale zdał sobie
sprawę, że podczas jego „wybryku” wiele go ominęło. – Jej stan jest stabilny, uraz
głowy okazał się niegroźny, mamy nadzieję, że… – urwała, kiedy jej pager zaczął
buczeć. Rzuciła okiem na wyświetlacz. – Zgaduję, że to wasz szczęśliwy dzień. –
Skinęła ręką i poprowadziła ich do jednej z sal.
Dziewczyna leżała w białej
pościeli, patrząc na nich przestraszonym wzrokiem.
– Hej, Jenny, jestem doktor
Kingston, już wszystko w porządku, jesteś bezpieczna. – Spokojny ton Michelle
wzbudzał zaufanie. Podeszła powoli do łóżka i złapała dziewczynę za rękę. –
Wiem, że pewnie jeszcze nie bardzo wiesz, co się dzieje wokół, ale nie masz już
czego się bać.
– Cześć, Jenny. – Harry
nieśmiało wszedł do środka.
Jenny momentalnie skuliła się
na łóżku widząc dwójkę mężczyzn.
– Cz-czego chcecie?
– Hej, oni są w porządku, są
z policji – wytłumaczyła Michelle, ściskając dłoń dziewczyny.
– Wiem, że dużo przeszłaś,
ale już nic ci nie grozi.
Oboje, Harry i Michelle
spojrzeli na Lucasa ze zdziwieniem. Do tej pory Kingston trzymał się z boku, a
teraz pewnie zaczął rozmowę z ofiarą.
– Czy możesz nam powiedzieć,
co się stało? Od samego początku? Jenny, mamy cię na liście zaginionych…
Jenny westchnęła i na chwilę
zamknęła oczy, jakby powstrzymywała łzy. Gdy na powrót spojrzała na
mundurowych, jej wzrok był pewny i zdeterminowany.
There ain't no motive for this crime
Jenny was a friend of mine
Jenny was a friend of mine
– Zostałam uprowadzona. Za
bardzo nie wiem, ile czasu upłynęło od momentu, gdy jakiś kretyn wrzucił mi na
imprezie coś do drinka, ale obudziłam się w ciemnym, zimnym pomieszczeniu,
wiecie, takim z opowieści, którymi straszy się niegrzeczne dziewczynki… –
zaśmiała się smutno. Wcale nie sprawiała wrażenia słabej ofiary. – Cały czas
byłam odurzana jakimś gównem, nie mam pojęcia, czy odwiedzało mnie kilku
mężczyzn czy jeden i ten sam… Na pewno robił ze mną straszne rzeczy, a ja nie
mogłam się bronić, bo jakieś więzy krępowały moje ruchy… – Zatrzymywała się,by
zaczerpnąć powietrza, ale nie uroniła ani jednej łzy. – Uwolniłam się tylko dlatego,
że chyba urządził sobie libację, nie wiem, nie myślałam trzeźwo. Rozwiązał moje
ręce, i chyba zapomniał je związać z powrotem, bo był zbytnio schalny… –
Ponownie się zaśmiała, zakrywając twarz dłońmi. – Ale gdy wyszłam z
pokoju, obudził się i rzucił się na mnie
z nożem. – Wyciągnęła przed siebie ręce, pokazując bandaże. – Kiedy udało mi
się wytrącić mu nóż, zaczął mnie dusić… Kiedy myślałam, że umrę, w głowie
zaświtało mi wspomnienie ze szkółki samoobrony, gdzie nauczycielka mówiła nam o
tym, że jak nie mamy szans, mamy starać się zrobić napastnikowi krzywdę… Ja
dziabnęłam go w oko. Puścił mnie, a ja resztką sił zerwałam się i zaczęłam
uciekać. Skorzystałam z okazji. Nie wiedziałam, że mam tyle siły w sobie, by
biec tak daleko. Nie wiem, skąd przybiegłam, ani jakim cudem znalazłam się na
tym molo…
– Świetnie sobie poradziłaś –
Michelle starała się wesprzeć Jenny.
– Nie będziesz w stanie go
rozpoznać? – zapytał niepewnie Harry, ale Jenny pokręciła głową. – Ale tak
bardzo nam pomogłaś. Obiecuję ci, że złapiemy tego skurwiela.
– Jenny, mogę cię o coś
spytać? – Lucas zmrużył oczy. – Kiedy byłaś tam uwięziona, nie myślałaś
„współpracuj z nim”, „może potraktuje mnie ulgowo”?
Harry trzasnął się otwartą
dłonią w czoło.
– Co masz na myśli, mówiąc
‘współpracuj z nim’? On próbował mnie zabić!” – Jenny zaczęła szlochać
histerycznie, nie wierząc własnym uszom.
– Wynoś się! Już! – krzyknęła
Michelle, zrywając się z łóżka. Pociągnęła Lucasa za rękaw, rzucając przy
wyjściu Harry’emu znaczące spojrzenie. – Czy ciebie kompletnie pogięło?! –
wydarła się na cały korytarz. – Jak możesz pytać ofiarę o takie rzeczy?!
– Ale o co ci chodzi? – Lucas
chyba nie zdawał sobie sprawy, co zrobił źle.
– O to, że się kompletnie nie
nadajesz do tej roboty! Wszystko dzieje się zbyt szybko, twoi rodzice myślą, że
jak zamiotą problem pod dywan, to wszystko się wyjaśni, jakim w ogóle prawem
ćpasz, wyrzucają cię z klubu, a potem nagle ojciec załatwia ci pracę w policji,
nosz kurde! Ludzie latami pracują, by spełnić swoje marzenia, a ty, nie
zasługując na nic, dostajesz wszystko podane na tacy!
– Michelle…
– Nie odzywaj się! Nic nie
mów! Jeszcze bardziej sobie grabisz! Po prostu zejdź mi z oczu i wróć jak się ogarniesz!
– Zaczęła głośno płakać, kiedy Lucas odwrócił się na pięcie i zniknął za rogiem
korytarza.
And then you whisper in my ear
I know what you're doing here
I know what you're doing here
To wszystko nie miało być
tak. Co się stało z jej bajką? Nigdy nie zapisywała sobie zasług, ale to dzięki
niej Lucas zmienił się z licealnego kretyna w kochającego ojca i męża. I to on
był jej wsparciem i siłą. Jak teraz miała żyć? Upadła na kolana, zanosząc się
płaczem, pierwszy raz od paru lat. W jednym momencie zrozumiała, że jej
marzenia się skończyły.
Poczuła, jak ktoś ściska ją
za ramię i podnosi z powrotem na nogi.
– Uspokój się – szepnął Harry
do jej ucha, mocno przytulając. – Musisz być silna. Jesteś Michelle Carter,
pamiętasz?
Oh come on, oh come on, oh come on
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz