Gdy ścisk w żołądku się nasilił, nie
zwlekając dłużej, rzuciła wszystkie łupy na stertę materiałów, na których
spała. Dawno nie cieszyła się na zwykłe jedzenie jak tego wieczora. Chleb z nasionami
doda jej sił. Ser i jabłko zaopatrzą w niezbędne minerały i witaminy, których
jej brakowało. Cukierki, jak i połówkę chleba postanowiła schować do wnęki w
ścianie. Chleb przyda się, gdy znowu zgłodnieje. Do tych małych zawiniątek
miała jednak nieco sentymentalny stosunek. Stały się one bowiem jej największym
skarbem. Nie miała nic tak wyjątkowego i rzadko spotykanego.
Dzisiaj pierwszy raz od wielu tygodni
zasypiała z pełnym żołądkiem. Jak co nocy odgłosy syren i strzałów wygrywały
melodie do snu. Kryształowy most niczym lampka nocna rzucał poświatę na
pomieszczenie w którym spała. Czuła się prawie bezpieczna.
Każdej nocy odgłosy wojny wyrywały ją ze
snu, ale nie tym razem. Gdy obudziła się rano, na zewnątrz panowała cisza.
Zerwała się zdekoncentrowana i podbiegła do okna wychodzącego na wschód. Słońce
zaczynało unosić się, rozlewając ciepłem i złotym kolorem na horyzoncie. Cisza
była taka błoga, że aż niebezpieczna. W tych okolicach nigdy nie świadczyło to
o niczym pozytywnym. Przez moment zastanawiała się, czy nadal znajduje się w
tym samym mieście, ale wszystko wydawało się takie samo, tylko nieco bardziej
spustoszałe niż zwykle.
Gdy usłyszała szmer za plecami, szybko
chwyciła za broń. Odwracając się, nie mogła uwierzyć własnym oczom.
– R-Rosko? – wyjąkała obserwując gościa.
– Przyjemnie prawda? – odpowiedział,
wskazując palcem na okno.
– Ty ... przecież ty ... widziałam jak
umierasz. – Lili-Rosa klęczała z bronią w rękach.
Niczym stojąc przed
mirażem na pustyni, pragnęła aby to, co widzi, stało się rzeczywistością.
– Prawie umarłem, ale zanim odeszło ze
mnie życie, zamieniłem się w kryształ. Ktoś ... mnie uratował – odpowiedział
Rosko.
– Czy to kolejna sztuczka Etro?! –
wykrzyczała w rozpaczy. Podniosła się z kolan i celując w przyjaciela, zbliżała
się do niego, krok po kroku. Gdyby nie to, że cudowna zieleń z jego oczy
znikła, a zastąpiła ją szarość, wyglądałby zupełnie tak samo.
– Nie miałem zaszczytu jej poznać, ale to
nie ona mnie uratowała. - Rosko chwycił Lili za ramie, ale ona niewzruszona
nadal celowała bronią w jego serce.
Słowo zaszczyt obrzydziło jej całą
wypowiedź przybysza.
– Zaufaj mi, zawsze ufaliśmy sobie
bezgranicznie. – Rosko pociągnął Lili bliżej, unosząc lufę broni z klatki
piersiowej tuz pod samą brodę.
– Ale ... to nie jesteś ty ... znaczy on.
Nie jesteś Rosko! – wykrzyczała, wpatrując się w szare oczy.
– Hmm ... to przez oczy prawda? To nie
jedyna zmiana po przebudzeniu, jeszcze mam to. – Pokazał wzrokiem na ramię, na
którym widniał znak, ten sam, co na ramieniu Lili-Rose, teraz przykryty przez
kurtkę.
Dziewczyna wyszarpnęła się, cofając o parę
kroków. Spuszczając wzrok z towarzysza, starała się poukładać w głowie myśli i
to co do niej jeszcze nie docierało. Rosko, jedyny prawdziwy przyjaciel jakiego
posiadała, wydostał się z objęć śmierci, w których do tej pory go widziała i
stał przed nią nieco zmieniony, ale ona przecież też nie była tą samą
dziewczyną, którą znał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz