piątek, 1 lutego 2019

I że cię nie opuszcze aż do śmierci

Wychodząc na zewnątrz, nie zwróciła uwagi czy mechaniczni żołnierze nadal są na patrolu. Zmęczona i głodna udała się z powrotem do miejsca, które tymczasowo zwała domem. Wdrapując się po stalowym szkielecie budynku, poczuła że coś uwiera ją w pasie. Po dostaniu się na swoje piętro, zaczęła przeszukiwać kieszenie i zakamarki w kurtce. Ku ogromnemu zdziwieniu w prawej kieszeni znalazła jabłko – owoc, którego nie jadła od lat. Skąd się tam wzięło, czyżby w amoku odruchowo schowała pożywienie do kieszeni? Podekscytowana zaczęła przeszukiwać inne kieszenie. W lewej znajdowało się jakieś pieczywo, po brzegi wypchane ziarnami. W kieszonkach rękawów znalazła ser i jakieś słodkości zawinięte w kolorowe papierki. Czyby były to cukierki? Stała zdumiona, wpatrując się na kryształki cukru jak dziecko, które pierwszy raz je otrzymało.
     Gdy ścisk w żołądku się nasilił, nie zwlekając dłużej, rzuciła wszystkie łupy na stertę materiałów, na których spała. Dawno nie cieszyła się na zwykłe jedzenie jak tego wieczora. Chleb z nasionami doda jej sił. Ser i jabłko zaopatrzą w niezbędne minerały i witaminy, których jej brakowało. Cukierki, jak i połówkę chleba postanowiła schować do wnęki w ścianie. Chleb przyda się, gdy znowu zgłodnieje. Do tych małych zawiniątek miała jednak nieco sentymentalny stosunek. Stały się one bowiem jej największym skarbem. Nie miała nic tak wyjątkowego i rzadko spotykanego.
     Dzisiaj pierwszy raz od wielu tygodni zasypiała z pełnym żołądkiem. Jak co nocy odgłosy syren i strzałów wygrywały melodie do snu. Kryształowy most niczym lampka nocna rzucał poświatę na pomieszczenie w którym spała. Czuła się prawie bezpieczna.
     Każdej nocy odgłosy wojny wyrywały ją ze snu, ale nie tym razem. Gdy obudziła się rano, na zewnątrz panowała cisza. Zerwała się zdekoncentrowana i podbiegła do okna wychodzącego na wschód. Słońce zaczynało unosić się, rozlewając ciepłem i złotym kolorem na horyzoncie. Cisza była taka błoga, że aż niebezpieczna. W tych okolicach nigdy nie świadczyło to o niczym pozytywnym. Przez moment zastanawiała się, czy nadal znajduje się w tym samym mieście, ale wszystko wydawało się takie samo, tylko nieco bardziej spustoszałe niż zwykle.
     Gdy usłyszała szmer za plecami, szybko chwyciła za broń. Odwracając się, nie mogła uwierzyć własnym oczom.
     – R-Rosko? – wyjąkała obserwując gościa.
     – Przyjemnie prawda? – odpowiedział, wskazując palcem na okno.
     – Ty ... przecież ty ... widziałam jak umierasz. – Lili-Rosa klęczała z bronią w rękach.
Niczym stojąc przed mirażem na pustyni, pragnęła aby to, co widzi, stało się rzeczywistością.
     – Prawie umarłem, ale zanim odeszło ze mnie życie, zamieniłem się w kryształ. Ktoś ... mnie uratował – odpowiedział Rosko.
     – Czy to kolejna sztuczka Etro?! – wykrzyczała w rozpaczy. Podniosła się z kolan i celując w przyjaciela, zbliżała się do niego, krok po kroku. Gdyby nie to, że cudowna zieleń z jego oczy znikła, a zastąpiła ją szarość, wyglądałby zupełnie tak samo.
     – Nie miałem zaszczytu jej poznać, ale to nie ona mnie uratowała. - Rosko chwycił Lili za ramie, ale ona niewzruszona nadal celowała bronią w jego serce.
     Słowo zaszczyt obrzydziło jej całą wypowiedź przybysza.
     – Zaufaj mi, zawsze ufaliśmy sobie bezgranicznie. – Rosko pociągnął Lili bliżej, unosząc lufę broni z klatki piersiowej tuz pod samą brodę.
     – Ale ... to nie jesteś ty ... znaczy on. Nie jesteś Rosko! – wykrzyczała, wpatrując się w szare oczy.
     – Hmm ... to przez oczy prawda? To nie jedyna zmiana po przebudzeniu, jeszcze mam to. – Pokazał wzrokiem na ramię, na którym widniał znak, ten sam, co na ramieniu Lili-Rose, teraz przykryty przez kurtkę.
     Dziewczyna wyszarpnęła się, cofając o parę kroków. Spuszczając wzrok z towarzysza, starała się poukładać w głowie myśli i to co do niej jeszcze nie docierało. Rosko, jedyny prawdziwy przyjaciel jakiego posiadała, wydostał się z objęć śmierci, w których do tej pory go widziała i stał przed nią nieco zmieniony, ale ona przecież też nie była tą samą dziewczyną, którą znał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz