Teraz
oprócz wspólnej przeszłości łączyło ich coś jeszcze. Znak, który widniał na
ramieniu Rosko, oznaczał tylko jedno, on był jednym z nich, jednym z l'Cie.
Dlaczego się tutaj znalazł? Czy wiedział, że Lili także została powołana przez
przed laty przez jedną z boskich istot? Czy kontakt z nią był jego zadaniem do
wypełnienia, a może to wcale nie był Rosko, a jedynie jego imitacja, iluzja
stworzona przez Etro lub kogoś innego?
Dziewczyna
podniosła głowę i spoglądała co chwile na osobę, którą niegdyś dobrze znała. On
jednak nie zwracał na nią uwagi. Siedział przy jednym z okien wychodzących na
zachód, w dłoniach obracał bransoletki. Widziała je już wcześniej u innych
l'Cie. Z pewnością nadawały im wyjątkowe zdolności, jakby tych im brakowało.
Nie wiedziała do końca czy mężczyzna wie o tym, że sama jest l'Cie, w końcu
domniemana śmierć Rosko wydarzyła się parę miesięcy przed tym, gdy sama
otrzymała swój znak. Mimo że chciała rzucić się przyjacielowi na szyję i ze
łzami w oczach dziękować boginie Etro za ten cud, wiedziała, że na Gran Pulse nic nie dzieje się bez przyczyny. Zaufanie, którym kiedyś go darzyła,
zatarło się jak wspomnienie z dzieciństwa. Niby pamiętała kim jest, ale nie do końca wiedziała, dlaczego ma mu ufać.
– Pamiętasz naszą ulubioną
zabawę z dzieciństwa? – zapytała Lili, patrząc z daleka na wieczorne niebo.
– Tak ... zabawa w lwa –
odparł, nie odwracając się na przyjaciółkę.
Lili spojrzała na Rosko, ale nic nie odpowiedziała. Zdumiała ją odpowiedz,
choć wiedziała, że była prawidłowa.
– To zwykle mój ojciec był
lwem, my chodziliśmy dookoła, i... – Rosko zrobił przerwę. – Pamiętasz
dlaczego?
Nie planowała odpowiedzieć, choć cisza panująca na
zewnątrz wyolbrzymiała brak komunikacji między dwojgiem ludzi.
– Żeby rozśmieszyć –
wyszeptała, pochylając głowę w dół.
Rosko uśmiechnął się pod nosem, ale nie odwrócił w jej stronę.
– Żeby go rozśmieszyć! –
krzyknęła, tak jakby towarzysz siedział przynajmniej dziesięć metrów od niej.
Mężczyzna
odwrócił się i uśmiechnął ponownie. Wstając, schował bransoletki do kieszeni
płaszcza. Gdy Lili zobaczyła, ze się do niej zbliża, odruchowo złapała z broń
leżącą obok, lecz tym razem nie wycelowała w niego. Widząc to, Rosko zatrzymał
się metr od niej. Spoglądał na dziewczynę w charakterystyczny dla siebie
sposób, opuszczając nieco głowę i podnosząc wzrok. Jego oczy mówiły same.
Podniósł jedna z brwi i przechylił głowę na bok. Nie zamierzał jej popędzać,
ale nie rozumiał, dlaczego Lili trzyma taki dystans. Nie wiedział co do tej
pory przeszła, na ilu osobach się zawiodła.
– Dlaczego tutaj jesteś? –
zapytała, lecz pomyślała – „Jaki masz interes, do czego ci jestem potrzebna?”
– Chyba się nie cieszysz z
mojego przybycia – odpowiedział ze smutkiem w oczach i zmieszaniem na twarzy.
– To nie to, ja myślałam, że
ty nie żyjesz. Pogodziłam się z tą myślą.
Rosko podszedł bliżej.
– Kiedy zostałem zaklęty w
kryształ, przez cały czas myślałem o moich bliskich i przyjaciołach. O tym, czy
udało ci się wydostać z pułapki, którą na nas zastawili żołnierze. Gdy zostałem
z niego uwolniony, nie mogłem myśleć o niczym innym, jak to tym, aby cię
odnaleźć.
– Nie wiedziałeś nawet, czy
żyję – powątpiewała Lili-Rose – jak mnie tutaj odnalazłeś, jesteśmy dziesiątki
kilometrów od miejsca w którym cię ...
– Pojmano – dokończył Rosko –
gdy się przebudziłem, byłem gnany potrzeba odnalezienia ciebie. Zmierzałem
przed siebie. Któregoś dnia zobaczyłem, jak walczysz z żołnierzami na obrzeżach
miasta.
– Życie na niegościnnych
ziemiach uczy pewnych zdolności – powiedziała, uśmiechając się.
– Nie bylem pewien, czy to ty,
dlatego nie ujawniłem swojej obecności wcześniej. Gdy zobaczyłem cię po raz
kolejny, musiałem się z tobą zobaczyć.
– Jak długo mnie obserwujesz?
– zapytała z wyraźną złością na twarzy, lecz w rzeczywistości zastanawiała się,
czy Rosko widział jak używa swoich umiejętności. Czy niezwykłą zdolność walki, da się wytłumaczyć sztuka
przetrwania? Miała nadzieje, że nie było go w pobliżu, gdy została zaatakowana
w schronie, tego wytłumaczyć by nie potrafiła.
– Do Paddry dotarłem dopiero trzy dni temu, ale widziałem cię
zaledwie dwa razy. Pierwszy raz, gdy załatwiłaś tuzin mechanicznych żołnierzy
pociskami – wskazał na broń – co to takiego?
– Kwas silnikowy – odparła.
– Oczywiście. – Rosko
uśmiechną się. – Z nas dwojga zawsze
byłaś bardziej pomysłowa.
Lili zacisnęła usta.
– Ja próbowałem ich podejść
śrubokrętem.
– A ty zabawniejszy –
powiedziała, śmiejąc się pod nosem, mimo że starała się zachować powagę. – A
drugi raz?
– Drugi raz widziałem cię
wczoraj, gdy wracałaś tutaj. Wyglądałaś na wycieńczoną, wiec postanowiłem
sprawdzić, czy wszystko w porządku. Do tego ta cisza na zewnątrz, nie wróżyła
nic dobrego.
- Cisza? Nie ... przecież cisza zapadła ... – Nie dokończyła, gdyż nie była
pewna czy cisza zapadła w środku nocy, czy też, zanim wyszła ze schronu. Tak wiele
się wtedy wydarzyło. Czy mogła tego nie zauważyć?
– To musi być znak –
zasugerował.
– Znak?
– No tak ... moje przybycie do
miasta i to, że cię odnalazłem – tłumaczył Rosko
– „ Nie pochlebiaj sobie, nie jesteś pierwszym l'Cie w tym mieście” – pomyślała Lili
– Trudno to wytłumaczyć, ale
odkąd obudziłem się z kryształu, w moim życiu dzieją się dziwne, niesamowite,
ale też piękne rzeczy.
– Tak ... słyszałam o tym, że
po przebudzeniu niektórzy nie są już tymi samymi osobami – odparła dziewczyna,
chcąc spowodować Rosko.
– Ja się nie zmieniłem Lili.
Nadal jestem tym chłopakiem, którego znałaś od dziecka.
– Wszyscy się zmieniliśmy
Rosko, ten świat nas zmienił, niekończące się wojny, głód i walka. – Dziewczyna
zacinała zęby, po czym spuściła wzrok. – Ja też nie jestem tą samą osobą. To,
co kiedyś nas łączyło, już nie istnieje.
Chłopak spojrzał na nią i rzucił jedną z bransoletek, która zatoczyła się
aż pod jej stopy.
– Nie wiem, czy ci się to
przyda, ale zawsze możesz ją sprzedać, dostaniesz dobrą cenę.
Gdy Lili nie zareagowała, odwrócił się i zaczął iść w stronę starej klatki
schodowej. Postanowił wyjść tą samą drogą, którą tutaj przyszedł.
Dziewczyna
walczyła sama ze sobą, aby nie podnieść wzroku i nie pokazać jak bardzo cierpi
z powodu tego, co przed chwilą wydarzyło się między nimi. Gdy chłopak był już
przy schodach, zerwała się z miejsca i pobiegła w jego kierunku bez słowa.
Rosko odwracając się, złapał ją w ramiona, zadowolony, że Lili nie zrezygnowała
z przyjaźni, jaka ich łączyła od lat.
Ściskając ją
mocno, nie spostrzegł, że jego dłonie stają się coraz zimniejsze, a plecy
dziewczyny zaczyna pokrywać szron.
– Rosko! – zawołała wtulona w
szerokie ramiona – Rosko! Twoje ręce!
Chłopak momentalnie ją puścił, ale lud zaczął pokrywać podłogę i ściany.
Rozlewał się po powierzchniach jak woda zamarzająca sekundę po tym, gdy
popłynie dalej. Z pleców Lili lód zaczął obejmować jej ramiona i ręce.
– Rosko, zatrzymaj to! –
krzyczała przerażona.
– Ja nie mam nad tym kontroli.
– Rosko szamotał się, próbując zatrzymać rozprzestrzeniający się lód.
– ROSKO! - krzyknęła piskliwie
Lili. Wtedy tak jak w schronie ogień opanował jej ciało.
Momentalnie
lód na jej ramionach popękał na setki kawałeczków. Płomienie wzniosły się do
sufitu i utuliły ściany językami ognia. Chłopak patrzył wstrząśnięty, Lili-Rose
wyglądała jak płonący feniks na tle wieczornego nieba. Szepty ognia wzmagały
się wraz z zachodzącym słońcem. Cały lód stopił się lub cofną do swoje źródła.
Gdy przestała
krzyczeć opadła na kolana, ogień niczym pochłonięty przez czarną dziurę,
zabłysną jedynie na źrenicach dziewczyny. Podnosząc wzrok, zobaczyła, że ogień
tli się jedynie na przypalonym tapetach i starych, popękanych deskach.
Spojrzała na odrzuconego przez siłę ataku Rosko, leżącego teraz pod ścianą. Nie
wyglądał na zranionego, jedynie ogłuszonego.
- Widzisz, nikt z nas nie jest już tym, kim był kiedyś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz