piątek, 1 lutego 2019

Stracie ognia i lodu

Teraz oprócz wspólnej przeszłości łączyło ich coś jeszcze. Znak, który widniał na ramieniu Rosko, oznaczał tylko jedno, on był jednym z nich, jednym z l'Cie. Dlaczego się tutaj znalazł? Czy wiedział, że Lili także została powołana przez przed laty przez jedną z boskich istot? Czy kontakt z nią był jego zadaniem do wypełnienia, a może to wcale nie był Rosko, a jedynie jego imitacja, iluzja stworzona przez Etro lub kogoś innego?
           
Dziewczyna podniosła głowę i spoglądała co chwile na osobę, którą niegdyś dobrze znała. On jednak nie zwracał na nią uwagi. Siedział przy jednym z okien wychodzących na zachód, w dłoniach obracał bransoletki. Widziała je już wcześniej u innych l'Cie. Z pewnością nadawały im wyjątkowe zdolności, jakby tych im brakowało. Nie wiedziała do końca czy mężczyzna wie o tym, że sama jest l'Cie, w końcu domniemana śmierć Rosko wydarzyła się parę miesięcy przed tym, gdy sama otrzymała swój znak. Mimo że chciała rzucić się przyjacielowi na szyję i ze łzami w oczach dziękować boginie Etro za ten cud, wiedziała, że na Gran Pulse nic nie dzieje się bez przyczyny. Zaufanie, którym kiedyś go darzyła, zatarło się jak wspomnienie z dzieciństwa. Niby pamiętała kim jest, ale nie do końca wiedziała, dlaczego ma mu ufać.
Pamiętasz naszą ulubioną zabawę z dzieciństwa? – zapytała Lili, patrząc z daleka na wieczorne niebo.
Tak ... zabawa w lwa – odparł, nie odwracając się na przyjaciółkę.
Lili spojrzała na Rosko, ale nic nie odpowiedziała. Zdumiała ją odpowiedz, choć wiedziała, że była prawidłowa.
To zwykle mój ojciec był lwem, my chodziliśmy dookoła, i... – Rosko zrobił przerwę. – Pamiętasz dlaczego?
N
ie planowała odpowiedzieć, choć cisza panująca na zewnątrz wyolbrzymiała brak komunikacji między dwojgiem ludzi.
Żeby rozśmieszyć – wyszeptała, pochylając głowę w dół.
Rosko uśmiechnął się pod nosem, ale nie odwrócił w jej stronę.
Żeby go rozśmieszyć! – krzyknęła, tak jakby towarzysz siedział przynajmniej dziesięć metrów od niej.
           
Mężczyzna odwrócił się i uśmiechnął ponownie. Wstając, schował bransoletki do kieszeni płaszcza. Gdy Lili zobaczyła, ze się do niej zbliża, odruchowo złapała z broń leżącą obok, lecz tym razem nie wycelowała w niego. Widząc to, Rosko zatrzymał się metr od niej. Spoglądał na dziewczynę w charakterystyczny dla siebie sposób, opuszczając nieco głowę i podnosząc wzrok. Jego oczy mówiły same. Podniósł jedna z brwi i przechylił głowę na bok. Nie zamierzał jej popędzać, ale nie rozumiał, dlaczego Lili trzyma taki dystans. Nie wiedział co do tej pory przeszła, na ilu osobach się zawiodła.
Dlaczego tutaj jesteś? – zapytała, lecz pomyślała – „Jaki masz interes, do czego ci jestem potrzebna?”
Chyba się nie cieszysz z mojego przybycia – odpowiedział ze smutkiem w oczach i zmieszaniem na twarzy.
To nie to, ja myślałam, że ty nie żyjesz. Pogodziłam się z tą myślą.
Rosko podszedł bliżej.
Kiedy zostałem zaklęty w kryształ, przez cały czas myślałem o moich bliskich i przyjaciołach. O tym, czy udało ci się wydostać z pułapki, którą na nas zastawili żołnierze. Gdy zostałem z niego uwolniony, nie mogłem myśleć o niczym innym, jak to tym, aby cię odnaleźć.
Nie wiedziałeś nawet, czy żyję – powątpiewała Lili-Rose – jak mnie tutaj odnalazłeś, jesteśmy dziesiątki kilometrów od miejsca w którym cię ...
Pojmano – dokończył Rosko – gdy się przebudziłem, byłem gnany potrzeba odnalezienia ciebie. Zmierzałem przed siebie. Któregoś dnia zobaczyłem, jak walczysz z żołnierzami na obrzeżach miasta.
Życie na niegościnnych ziemiach uczy pewnych zdolności – powiedziała, uśmiechając się.
Nie bylem pewien, czy to ty, dlatego nie ujawniłem swojej obecności wcześniej. Gdy zobaczyłem cię po raz kolejny, musiałem się z tobą zobaczyć.
Jak długo mnie obserwujesz? – zapytała z wyraźną złością na twarzy, lecz w rzeczywistości zastanawiała się, czy Rosko widział jak używa swoich umiejętności. Czy niezwykłą zdolność walki, da się wytłumaczyć sztuka przetrwania? Miała nadzieje, że nie było go w pobliżu, gdy została zaatakowana w schronie, tego wytłumaczyć by nie potrafiła.
Do Paddry dotarłem dopiero trzy dni temu, ale widziałem cię zaledwie dwa razy. Pierwszy raz, gdy załatwiłaś tuzin mechanicznych żołnierzy pociskami – wskazał na broń – co to takiego?
Kwas silnikowy – odparła.
Oczywiście. – Rosko uśmiechną się. – Z nas dwojga zawsze byłaś bardziej pomysłowa.
Lili zacisnęła usta.
Ja próbowałem ich podejść śrubokrętem.
A ty zabawniejszy – powiedziała, śmiejąc się pod nosem, mimo że starała się zachować powagę. – A drugi raz?
Drugi raz widziałem cię wczoraj, gdy wracałaś tutaj. Wyglądałaś na wycieńczoną, wiec postanowiłem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Do tego ta cisza na zewnątrz, nie wróżyła nic dobrego.
- Cisza? Nie ... przecież cisza zapadła ... – Nie dokończyła, gdyż nie była pewna czy cisza zapadła w środku nocy, czy też, zanim wyszła ze schronu. Tak wiele się wtedy wydarzyło. Czy mogła tego nie zauważyć?
To musi być znak – zasugerował.
Znak?
No tak ... moje przybycie do miasta i to, że cię odnalazłem – tłumaczył Rosko
– „
Nie pochlebiaj sobie, nie jesteś pierwszym l'Cie w tym mieście” – pomyślała Lili
Trudno to wytłumaczyć, ale odkąd obudziłem się z kryształu, w moim życiu dzieją się dziwne, niesamowite, ale też piękne rzeczy.
Tak ... słyszałam o tym, że po przebudzeniu niektórzy nie są już tymi samymi osobami – odparła dziewczyna, chcąc spowodować Rosko.
Ja się nie zmieniłem Lili. Nadal jestem tym chłopakiem, którego znałaś od dziecka.
Wszyscy się zmieniliśmy Rosko, ten świat nas zmienił, niekończące się wojny, głód i walka. – Dziewczyna zacinała zęby, po czym spuściła wzrok. – Ja też nie jestem tą samą osobą. To, co kiedyś nas łączyło, już nie istnieje.
Chłopak spojrzał na nią i rzucił jedną z bransoletek, która zatoczyła się aż pod jej stopy.
Nie wiem, czy ci się to przyda, ale zawsze możesz ją sprzedać, dostaniesz dobrą cenę.
Gdy Lili nie zareagowała, odwrócił się i zaczął iść w stronę starej klatki schodowej. Postanowił wyjść tą samą drogą, którą tutaj przyszedł.
           
Dziewczyna walczyła sama ze sobą, aby nie podnieść wzroku i nie pokazać jak bardzo cierpi z powodu tego, co przed chwilą wydarzyło się między nimi. Gdy chłopak był już przy schodach, zerwała się z miejsca i pobiegła w jego kierunku bez słowa. Rosko odwracając się, złapał ją w ramiona, zadowolony, że Lili nie zrezygnowała z przyjaźni, jaka ich łączyła od lat.
           
Ściskając ją mocno, nie spostrzegł, że jego dłonie stają się coraz zimniejsze, a plecy dziewczyny zaczyna pokrywać szron.
Rosko! – zawołała wtulona w szerokie ramiona – Rosko! Twoje ręce!
Chłopak momentalnie ją puścił, ale lud zaczął pokrywać podłogę i ściany. Rozlewał się po powierzchniach jak woda zamarzająca sekundę po tym, gdy popłynie dalej. Z pleców Lili lód zaczął obejmować jej ramiona i ręce.
Rosko, zatrzymaj to! – krzyczała przerażona.
Ja nie mam nad tym kontroli. – Rosko szamotał się, próbując zatrzymać rozprzestrzeniający się lód.
ROSKO! - krzyknęła piskliwie Lili. Wtedy tak jak w schronie ogień opanował jej ciało.
           
Momentalnie lód na jej ramionach popękał na setki kawałeczków. Płomienie wzniosły się do sufitu i utuliły ściany językami ognia. Chłopak patrzył wstrząśnięty, Lili-Rose wyglądała jak płonący feniks na tle wieczornego nieba. Szepty ognia wzmagały się wraz z zachodzącym słońcem. Cały lód stopił się lub cofną do swoje źródła.
           
Gdy przestała krzyczeć opadła na kolana, ogień niczym pochłonięty przez czarną dziurę, zabłysną jedynie na źrenicach dziewczyny. Podnosząc wzrok, zobaczyła, że ogień tli się jedynie na przypalonym tapetach i starych, popękanych deskach. Spojrzała na odrzuconego przez siłę ataku Rosko, leżącego teraz pod ścianą. Nie wyglądał na zranionego, jedynie ogłuszonego.
- Widzisz, nikt z nas nie jest już tym, kim był kiedyś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz