piątek, 1 lutego 2019

Lubię cię

Bycie łowcą demonów nie było łatwe, szczególnie kiedy samemu było się demonem. Moment, w którym patrzyłeś prosto w szmaragdowe oczy zabijanej istoty był jak preludium twojej własnej śmierci. Bo przecież zawsze mogłeś być na jego miejscu. To tobie mogli wbić nóż w serce. To ty mogłeś rozpłynąć się w oparach cienistego dymu i zniknąć raz na zawsze z tego świata, nie zostawiając po sobie żadnego śladu. To ty mogłeś skończyć jak ubity pies. I to w każdej chwili.
Andi lubiła swoją robotę, ale nie mogła pozbyć się tego cholernego uczucia, które sprawiało, że zabijając istotę swojego pokroju, krzywiła się i prychała. Wszyscy sądzili, że to z powodu nienawiści, jaką darzy demony, ale prawda była inna: bała się, że karma w końcu do niej wróci. W końcu zabijanie istot, które należą do tego samego sortu było niedopuszczalne. Tak jak ludzie byli karani więzieniem i karą śmierci za zabijanie przedstawicieli własnego gatunku, tak samo były karane demony. Czy różniła się czymś od przeciętnego ludzkiego zabójcy? Czasami w to wątpiła. Ratowały ją tylko czyste i dobre intencje – w końcu walczyła z tymi pokrakami, by innym żyło się lepiej.
Demony w przeciwieństwie do ludzi nie były dobre. Prawda, mogły uczyć się dobra żyjąc w świecie ludzi, ale ich przeznaczeniem od poczęcia było czynienie zła. Tylko nieliczni się temu przeciwstawili.  Sama należała do tej wąskiej grupy z czego była dumna. I pomyśleć, że gdyby nie Nox, które uwięziło ją w swojej organizacji, nie żyłaby tak jak dziś.
Andi nie żałowała zupełnie żadnej chwili spędzonej na Ziemi. Nigdy więcej nie chciała wracać do Reverentii, chyba, że ktoś ją tam zaciągnie siłą. Życie w organizacji, wykonywanie niebezpiecznych misji, przyjaźń, szkoła, zajęcia dodatkowe… to wszystko wypełniało jej spełniony żywot. No, tylko czasem mogłaby dostawać jakieś misje w Nox dla jednej osoby. Sorathiel uważał, że wciąż jest na to za młoda. Nie pomagały kłótnie, nie pomagały spokojne rozmowy, zawsze przydzielał jej do pracy kogoś jeszcze. Zazwyczaj był to Nathiel albo Laura, w zależności od tego jak wielką sprawę mieli do załatwienia, ale dziś… Dziś było zupełnie inaczej. Gdy już myślała, że jej marzenie zostało spełnione, stało się to, czego nawet w najgorszych koszmarach sobie nie wyobrażała. Sorathiel poczynił niewłaściwy krok do przodu – wysłał ją na misję ze swoim współtowarzyszem wiekowym. Kompletnie tego nie rozumiała! Przecież dwójka szesnastolatków to tak jak jeden szesnastolatek! Równie dobrze mógł ją wysłać samą! Poradziłaby sobie, do cholery! To przecież tylko stara forteca w Heathrove, w której prawdopodobnie, ale niekoniecznie, kryją się demony! Dwa, może trzy, co to za problem je zabić?! Nie potrzebowała żadnego durnego Aleca i jego parszywo-przystojnej gęby, która szczerzyła się do niej każdego poranka, kiedy wchodziła do kuchni w swojej piżamie w małe rekiny! Na dodatek uparcie sądził, że to są śledzie! A ona śledzi nienawidziła! Ten idiota wiecznie z niej kpił! Patrzył na nią z góry, denerwował ją, przedrzeźniał wyzwiskami, cały czas starał się pokazywać, że jest od niej lepszy, chociaż tak nie było, a gdy nudziło mu się już bezpośrednie wkurzanie jej, zaczynał ją podrywać, bo wiedział, że działa to na nią jak płachta na byka! Czasem miała ochotę zrzucić go z okna, kiedy przychodził do niej wieczorami. Zazwyczaj przesiadywał wtedy na parapecie i przyglądał się jak odrabia lekcje. Jak ją to cholernie irytowało, kiedy patrzył na jej ręce! A gdy choć na chwilę odważyła się spojrzeć w jego twarz... obdarzał ją takim dziwnym spojrzeniem, którego nie potrafiła nawet nazwać. Cały czas się uśmiechał. Chciała, żeby choć raz ten cierpliwy idiota czymś się zasmucił. Albo wkurzył. Albo zaskoczył. Wtedy wzniosłaby triumfalnie pięść do góry i zaśpiewała pieśń zwy…
– Uśmiechasz się jak wariatka, wiesz? – spytał znajomy głos po prawej.
Jej usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia. Przez swoje fantazjowanie zapomniała, że obok niej idzie Alec. Nawet nie zauważyła, że weszli do lasu.
– Uśmiechasz się jak pedał, wiesz? – odcięła się Andi ze zjadliwą ironią w głosie.
– Nie lecę na chłopców. Wolałbym już pocałować ciebie, niż jakiegoś faceta – odpowiedział rozbawiony chłopak. Już po chwili umilkł i z pomocą swojej doskonalej gry aktorskiej przybrał naturalnie zdziwioną minę. – Kurcze, jednak wolałbym całować faceta. Nie zniósłbym ust małego śledzia.
– Więc pedał! – oburzyła się nastolatka. – I wcale nie śledzia! Rekina! – Zamachała swoim nożem w górze, powstrzymując się od wbicia go w odsłonięty bok chłopaka.
– Rekiny mają obwisłe wary – mruknął Alec i spojrzał na nią krytycznie. – Twoje usta są małe – mówiąc to, dotknął je palcem wskazującym. Andi wyszczerzyła zęby, żeby go ugryźć, ale chłopak w porę zabrał rękę. – No, dobrze, zęby mogą być rekinie. Kurcze, ciężka sprawa być rybią krzyżówką.
– Ciężka sprawa urodzić się kretynem z zębami jak bóbr – syknęła dziewczyna, obdarzając go chłodnym spojrzeniem.
Alec przystanął gwałtownie w miejscu i chwycił ją za rękę. Demonica nie miała pojęcia co tej idiota robi, dlatego momentalnie zesztywniała. Zazwyczaj nie miała problemu z uderzeniem kogoś, gdy jej przeszkadzał, ale na Aleca reagowała zupełnie inaczej. Gdy ją chwytał za rękę, napinała się jak struna i nie wiedziała co zrobić.
– Patrz – powiedział chłopak i pochylił się nad nią. Wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu na zawołanie. Palcem przejechał po przednich zębach. – Nie są już takie długie. Wyrosłem z tego – powiedział z dumą.
Gdy spojrzał prosto w jej oczy, prawie natychmiastowo odwróciła wzrok. Miał racje. To już nie był ten sam Alec co dwa lata temu, kiedy dołączył do Nox. Urósł – wcześniej byli ze sobą prawie równi, teraz przewyższał ją o głowę. Zmężniał – jego barki zrobiły się szerokie, klatka piersiowa nie sprawiała już wrażenia maksymalnie wychudzonej. Rysy jego twarzy się wyostrzyły, co uczyniło go przystojnym – wcześniej był mały, miał okrągłe policzki dziecka i wielkie, błękitne oczy marzyciela, które wcale nie wyróżniały go z otoczenia. Do tej pory dziewczęta go ignorowały, bo był przeciętnej urody, teraz większość się za nim oglądała. Andi cholernie to irytowało. Nie, nie to, że ktoś się za nim oglądał, tylko to, że tak się zmienił, bo nawet ona nie mogła w tym momencie powiedzieć, że jest brzydki! Jako typowa nastolatka miała sentyment do ładnych chłopców.
Alec wyprostował się i włożył ręce do kieszeni. Na jego twarzy pojawił się triumfalny, ale niezbyt wyraźny uśmiech. Andi go nie dostrzegła.
– Zrobiłaś się strasznie wstydliwa, Andi. Dorastasz? – zaśmiał się.
– Jak ci zaraz dorosnę, to starości nie dożyjesz! – wykrzyknęła w oburzeniu i zacisnęła pięści. Złość pozwoliła choć na chwilę spojrzeć mu w twarz, piorunując go wzrokiem.
– No i riposty ci nie wychodzą jak się denerwujesz.
– Kij ci w oko, rudy bobrze!
– Mam brązowe włosy, rybia daltonistko.
– Kto wie czy gdzie indziej nie masz rudych! Rudzi zachowują się jak ty! Są wredni! Okropni!
– Ty też jesteś poniekąd ruda, wiesz?
Andi spojrzała na swoje włosy. Nie, nie były rude. Czerwone. Właśnie tak reagowała genetyka demonów. W szkole każdy sądził, że są farbowane. Nie były. To samo z kolorem oczu. Intensywna, szmaragdowa zieleń, która kojarzyła się z barwionymi soczewkami. NIE. Była w stu procentach naturalna. Tylko jak miała to wyjaśnić zwyczajnym ludziom? Każdy z nich wyglądał tak samo… Alec wcale się od nich nie różnił.
– Czerwona – odparowała dziewczyna.
– Na twarzy – odpowiedział chłopak.
Andi przyłożyła dłoń do polika i nachmurzyła się.
– Wcale.
– A jednak.
– Wal się.
– Tylko z tobą.
Demonica wydała z siebie dziki okrzyk i rzuciła się z nożem na swojego towarzysza. I nie obchodziło ją w tym momencie, że pochodzili z jednej drużyny! Za chwilę zrobi mu krzywdę i będzie błagał, żeby go nie zabijała!
Dwójka szesnastolatków zaczęła się ganiać po całym lesie. Jesienne liście szeleściły pod ich stopami, a głośno rzucane wyzwiska niosły się echem wśród drzew. Gdyby był tu jakikolwiek członek Nox, zapewne stwierdziłby, że to już codzienność. Bo jeżeli Alec i Andi się nie kłócili, to znaczy, że nie byli tego dnia sobą.
– Ty skretyniała parówo!
– Wiem, że lubisz parówki, głupi śledziu!
– Nie takie jak ty! Ciebie to bym zarżnęła!
– Chyba zerżnęła!
Andi warknęła i rzuciła nożem na oślep. Trafił w drzewo za którym ukrył się Alec. Demonica rzuciła się na chłopaka z gołymi pięściami. Wyglądała na całkiem poważną, za to jej towarzysz trzymał się za brzuch i szczerzył, jakby z trudem powstrzymywał się od wybuchu rozbawienia. Wychodziło na to, że się poddał. Skulił się i wybuchnął śmiechem. Demonica dłużej nie czekała. Skoczyła mu na plecy i wgryzła się w ramię jak prawdziwa krwiopijca. Już po chwili poczuła w ustach gorzki smak krwi. Wcale jej to nie przeszkadzało. Dla Aleca nigdy nie miała litości! I jeżeli ktokolwiek miał mu robić krzywdę, to tylko ona!
Chłopak przestał się śmiać, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku, który poświadczyłby o tym, że coś go zabolało. Niespodziewanie przerzucił dziewczynę przez ramię i rzucił ją w leśną ściółkę. Potem pochylił się nad nią z uśmiechem wyrażającym zwycięstwo. Jego pospolicie niebieskie oczy błyszczały. Andi nie mogła oderwać od niego wzroku. Znów zastygła w bezruchu. Czasami miała wrażenie, że Alec stosuje dziwną, ludzką magię, która pozwalała mu zniewalać wszystkich w otoczeniu. I nie chodziło o to, że na jego widok mdlały wszystkie nastolatki. Ona nigdy nie zemdlała. Jego spojrzenie odnosiło całkiem odmienny skutek niż bezwładność.
Andi czuła, że jej demoniczne serce wyskoczy zaraz z piersi i ucieknie w las. Jeszcze chwila i nie będzie go mogła dogonić.
– No i co? – spytał szeptem Alec.
– No i zejdź ze mnie – mruknęła niezadowolona demonica. Nie planowała się poddać. Patrzyła na niego odważnie i nawet nie mrugnęła okiem. Między dwójką szesnastolatków zaczęła się kolejna cicha wojna. Wojna na spojrzenia.
– Kto mrugnie, ten demon – powiedział zadziornie Alec.
– Przegrasz – syknęła dziewczyna. Nie znosiła myśli, że nie pochodzi stąd i jej kompan doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Chciał jej po prostu zrobić na złość. Albo ją zranić.
– Niedoczekanie.
Chłopak pochylił się gwałtownie nad demonicą i pocałował ją w usta. Sposób w jaki to zrobił zaświadczył o tym, że prawdopodobnie nigdy się nie całował. Andi miała wrażenie, że pochłonął jej usta, a nie je musnął. Nigdy nie chciała wymienić się śliną z Aleciem!
Dziewczyna była w tak wielkim szoku, że zamrugała kilka razy oczami. Alec oderwał się od niej i uśmiechnął szeroko.
– Wygrałem – szepnął, a potem posłał dziewczynie pstryczka w czoło.
Andi straciła nagle cały zapał do kłótni. Czuła się, jakby Alec za pomocą swojego zaskakującego pocałunku, wyssał z niej całą energię, a w jej miejsce zasiał chaos. Demonica nie wiedziała co w tym momencie czuje. Czy ciepło, czy chłód, czy jeszcze większą nienawiść, a może coś zupełnie nowego? Nie potrafiła tego odgadnąć.
Dziewczyna odepchnęła od siebie towarzysza i przetoczyła się pod drzewo – wstała podpierając się o nie. Teraz obchodziło ją tylko odnalezienie starej fortecy. Chyba pierwszy raz w życiu straciła zapał do wykonywania misji. Nie szła normalnie – kiwała się jak pijana. Słyszała, że Alec śmieje się z niej za plecami. Dla niego taki pocałunek był niczym, dla niej znaczył więcej niż wiele. Zostało zacisnąć usta i iść dalej przed siebie. Po spełnionym sztywno obowiązku, zakopać się pod kołdrą i uspokoić serce.
Reszta podróży do Heathrove minęła w spokoju. Alec podrzucał nożem do góry, a Andi wgapiała się w swoje stopy, które dreptały miarowo w liściach. Atmosfera była co najmniej niezręczna, na szczęście droga niezbyt daleka. Kilka minut, kilkaset kroków i duża satysfakcja.
Andi wzięła głęboki wdech i wsparła ręce na biodrach. Nie spodziewała się, że Alec zechce w tym momencie być miły.
– Przepraszam – mruknął cicho. Gdy demonica na niego spojrzała, nie patrzył w jej kierunku. Miał zmarszczone czoło i zamyślony profil. Spoglądał na ruiny.
– Za to, że jesteś zwykłym dupkiem? – spytała chłodno dziewczyna.
– Nie. Za to, że nie potrafię się powstrzymać, kiedy patrzę ci w twarz – odpowiedział Alec.
Andi nic z tego nie rozumiała. Nie chciała nawet analizować wypowiedzi towarzysza. Mieli do wykonania misję, to na tym powinni się teraz skupić. Niezrozumiałą wypowiedź Aleca pozostawiła bez komentarza, co nie było w jej stylu. W jej stylu nie było też pędzące po równinach serce. Chyba właśnie uciekło jej w stronę fortecy.
– Andi – usłyszała za plecami. Chłopak chwycił ją za rękę i zatrzymał. Miał przerażająco chłodną dłoń. – Lubię cię.
Demonica otworzyła usta, żeby odparować mu niemiłym tekstem, ale nie potrafiła niczego wymyślić. Jej serce właśnie wspinało się po murach ruin i wędrowało w stronę dachu. Za chwilę z niego skoczy i Andi pozostanie bez serca. Miała tego dosyć.
– Fajnie. – Tylko tyle była w stanie z siebie wydusić. Chwilę potem pędziła już w stronę fortecy. Chaos zastąpiła teraz nieokreślona złość. Miała ochotę wyrżnąć wszystkie demony w pień! Teraz! Tutaj!
– Hej, gdzie tak pędzisz?!
Demonica nie słuchała. Wpadła do ruin jak burza i wydarła się:
– Gdzie się kryjecie, przeklęte padalce?!
Odpowiedziała jej cisza.
– No, dawać, wyłazić z tych spedalonych kątów! Czekam na was, gnojki! Mój nóż się nie może doczekać! Ja się nie mogę doczekać! I…
Chłodna dłoń zatkała jej usta, a druga objęła ją w pasie. Od razu zaczęła się wyrywać.
– Uspokój się, nie wiesz przecież ile ich jest – syknął do jej ucha Alec.
– Nieważne! Wszystkie zatłukę! I pokażę w końcu Sorathielowi, że nadaję się do wypełniania misji samej! I już nie będę cię potrzebowała! W ogóle!
– Matko, za jakie grzechy? – westchnął chłopak i spojrzał zmęczonym wzrokiem w sufit.
– Puść mnie, kretynie!
– Jak się uspokoisz!
– Nie zamierzam!
– Andi, do cholery!
– Alec, debilu!
Cała kłótnia ucichła, gdy za plecami dwójki młodych łowców zaskrzypiały drzwi. Kiedy się obrócili, przed oczami zdążył im mignąć tylko czarny ogon dymu. To były demony. Wykorzystały okazję i uciekły. Może jednak te cieniste pokraki nie były takie tępe? Potrafiły wybrać pomiędzy ucieczką a śmiercią.
– Idziemy! – warknęła demonica i rzuciła się w stronę drzwi. Alecowi zostało ulec dominacji towarzyszki. Podążał za nią bez słów narzekania.
Demony musiały być już daleko w lesie. Co za niefart! Przecież miała udowodnić Sorathielowi, że jest zdolną łowczynią, a tymczasem wrogowie zniknęli im z oczu! Jeszcze nigdy obiekt jej niszczycielskich zamiarów nie zwiał jej sprzed nosa! A to wszystko przez tego durnego Aleca! To był cholernie zły pomysł, żeby wybierali się tu razem! Wspomni o tym szefowi Nox!
Andi stanęła między dwoma dębami i zbadała wszystko, co mogłoby jej pomóc odpowiedzieć na pytanie: gdzie te cholery poszły?
– Sądząc po kierunku wiatru, połamanych patykach w rogu i śladach, myślę, że poszli w lewo.
– Naprawdę umiałaś po tym stwierdzić? – spytał Alec.
– Nie, idioto, wysłali mi wiadomość.
– Andi. – Chłopak potarł czoło i westchnął ciężko. – Możemy choć raz ze sobą współpracować? Kiedy ja próbuję być miły, ty nagle…
– Przepraszam. – To krótkie słowo sprawiło, że Alec natychmiastowo umilkł. Nigdy nie słyszał go z ust zaprzyjaźnionej demonicy, a teraz skierowała je w jego stronę. Był lekko zaskoczony. Chciał zażartować, żeby odjąć powagi sytuacji, ale Andi w porę mu przerwała. – Też cię lubię, debilu. – Po nich ruszyła do przodu.
– Łał – szepnął Alec. Wbił spojrzenie w plecy towarzyszki. Jego oczy przypominały teraz dwa spodki. Gdyby Andi na niego spojrzała, mogłaby odhaczyć na swojej liście wyzwanie pod tytułem: „zaskoczyć Aleca”, ale teraz była za bardzo zajęta ściganiem demonów i… własnego serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz