Upiłam potężnego łyka piwa.
Miałam dziwne wrażenie, że wypiłam
zdecydowanie zbyt mało, żeby zapomnieć o tym przeklętym dniu, kiedy cały świat
zwrócił się swoim wielkim dupskiem przeciwko mnie. Matka nazwałaby to
alkoholizmem, ojciec spojrzałby na mnie, wzruszył ramionami i powiedział, że
jeśli chcę się schlać, to żebym przynajmniej zrobiła to w domu, a nie szła na
jakąś popieprzoną imprezę, która przepełniona będzie ognistymi demonami żądnymi
mojego serca, mającego w sobie zaledwie dwadzieścia pięć procent ludzkiej
godności. Tak, dobrze myślicie, miałam to gdzieś. Może przynajmniej pozwolą mi
wreszcie dołączyć do organizacji Nox i nie będą na okrągło powtarzać, że to dla
mnie zbyt niebezpieczne. Dla mnie, ale już dla mojego brata bliźniaka i
młodszej siostry nie. Nie byłam tępakiem za jakiego mnie uważali. Potrafiłam
dokonywać prostych analiz. Nate cechował się inteligencją, zwinnością i
zaradnością, Calanthia była tak dobra w walce jak nasza babcia, a ja… ja byłam
zbyt łatwym łupem dla ognistych demonów, u których zdążyłam sobie nagrabić.
Zaklęłam i kopnęłam w drzewo.
Impreza na którą zmierzałam ku
ironii losu odbywała się w domu mojego najdroższego przyjaciela, Ace’a Bryne’a.
Co chciałam osiągnąć, idąc tam? Po pierwsze miałam chęć na wkurzenie całej
rodziny, która w chwili obecnej była na
wielkiej misji mającej na celu zlikwidowanie ogromnego siedliska demonów, po
drugie miałam chęć na wkurzenie Ace’a, którego jeszcze nigdy nie udało mi się
zirytować – gnojek był opanowany i zbyt pewny siebie. Pieprzona zamrażarka.
Rzuciłam szklaną butelką w tył.
Rozbiła się o pobliskie drzewo rozsypując swoje bursztynowe kawałeczki po
trawie. Nie obchodziło mnie to, czy ktoś wbije sobie szkło w stopę. Nikt mnie
nie obchodził. Niech wszystkich szlag weźmie!
Gdy dotarłam już na skraj małego
lasku, usłyszałam głosy. Nie musiałam się długo zastanawiać nad tym, kto jest
właścicielem jednego z leniwych, męskich brzmień. To ta przeklęta zamrażarka
próbowała swoich sił w romantycznej konwersacji. Szłam o zakład, że chciał
wyżreć serce dziewczynie, która chichotała się głupio z powodu jego żartów.
Zaraz. Ze mną nigdy nie żartował.
Zmarszczyłam czoło i podeszłam
kręto do drzewa. Oparłam o nie głowę i wyjrzałam zza niego konspiracyjnie. Ace ubrany był w długą,
czarną pelerynę a’la Dracula. Miał przylizane włosy i uśmiechał się
uwodzicielsko do swojej płomiennorudej koleżanki, która przebrana była za
jakiegoś pieprzonego Kopciuszka w balowej sukni.
Zaraz.
Rozglądnęłam się wkoło, mrużąc
oczy. Wszędzie znajdowali się jacyś dziwnie poprzebierani ludzie. No i demony.
Czy Ace zorganizował imprezę z przebierańcami w roli głównej? Po co? Po to,
żeby trudniej było rozróżnić potwory od zwyczajnych ludzi? Wystarczyło spojrzeć
w te płonące żywym ogniem oczy! Żadna maska tego nie przysłoni! Żadne
przebranie!
Przygryzłam wargę, kiedy Kopciuch
pogładził jedwabistą dłonią policzek Zamrażarki. Wbiłam paznokcie w korę drzewa
i przeklęłam soczyście, napawając się słowami, które wyszły z moich ust i
ujrzały światło dzienne. Dały mi przedziwną satysfakcję. Zupełnie, jakby moja zła
strona podpowiadała mi: robisz to dobrze, Aura.
Dlaczego ich gęby były tak blisko
siebie? Dlaczego mówili takie obrzydliwie słodkie słówka? Zaraz zwymiotuję
tęczą zmieszaną z piwem. Może dobrym rozwiązaniem byłoby podejść do Ace’a i
rzygnąć mu na buty dla okazania swojego buntu? Przepraszam, miłości.
Chwyciłam się za brzuch i skrzywiłam.
Naprawdę nie czułam się dobrze. Może jednak przesadziłam z alkoholem?
– Jak długo tam stoisz? –
usłyszałam i aż podskoczyłam do góry.
Moja wewnętrzna ironia przyniosła
mi szybki komunikat zwrotny, niezdradzający mojego strachu i wstydu:
– Dłużej, niż byś chciał.
Zamrażarka, która najwyraźniej
wyczuła w powietrzu zapach swojej najdroższej ofiary o złotym sercu, klepnęła
kochankę w plecy i szepnęła jej coś do ucha. Usatysfakcjonowana dziewczyna
podwinęła z gracją wieloryba sukienkę i uciekła w stronę domu jak Kopciuszek o
północy. Po drodze zgubiła nawet buta. Patrzyłam w jej nogi z taką
intensywnością, że w końcu się potknęła. Wtedy uśmiechnęłam się z satysfakcją.
Nie zauważyłam, kiedy Zamrażarka
do mnie podeszła, dlatego kiedy usłyszałam jego głos tuż nad swoim uchem, znowu
podskoczyłam do góry.
– Co tu robisz, samotna panno
Auvrey? – spytał chłodno.
Spojrzałam mu prosto w oczy,
próbując jakoś powstrzymać szaleńcze bicie serca.
Ogniste demony uwodziły swoje
ofiary, żeby dobrać się do ich serc. Umęczone miłosnym bólem ponoć lepiej
smakowały, ale ja nie zamierzałam się tak łatwo oddać w łapska temu kretynowi.
– Przyszłam tutaj z nudów, żeby
popatrzeć na takiego jednego debila przebranego za wampira ze Zmierzchu –
mruknęłam, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Chciałam sądzić, że wygląda jak
idiota, ale w rzeczywistości byłam oczarowana jego nowym wizerunkiem. Naprawdę
wyglądał jak wampir. Gdyby nie był moim wrogiem, dałabym mu się ugryźć w szyję
bez narzekania.
– Doprawdy? – Ace oparł się o
drzewo. Wyglądał teraz, jakby próbował zrobić na mnie wrażenie. Dobre wrażenie.
Uśmiechał się głupkowato pod nosem. – Powiesz mi może za kogo się przebrałaś? –
zakpił.
Spojrzałam na siebie. Miałam na
sobie prostą, czarną koszulkę, w której chodziłam po domu oraz krótkie dżinsowe
spodenki. Nie znałam postaci filmowej czy bajkowej, która byłaby ubrana tak jak
ja. Byłam jedyna w swoim rodzaju. Niepowtarzalna do bólu.
– Za Małgosię – odpowiedziałam
jednak. – Małogosię bez Jasia – dodałam, krzywiąc się na boku. W końcu mój brat
bliźniak był teraz na tej pieprzonej misji z całą moją ukochaną rodzinką.
– Małgosi bez Jasia może się coś
stać – szepnął Ace, przybliżając do mnie swoje wykrzywione w ironicznym
uśmieszku usta.
Nie. Tak. Nie i tak. Te dwa słowa
krążyły po mojej głowie obijając się o
siebie i tworząc nadmiar chaotycznych zlepek uczuć. Czułam złość, radość,
zniecierpliwienie, zirytowanie. Powoli traciłam zdolność do racjonalnego
myślenia. Dlaczego w obecności tego demona zachowywałam się, jakbym była pustą
kukłą, z którą można robić co się chce? Chciałam go? Matko i ojcze! Gdyby ten
demon powiedział mi teraz, że mam iść z nim do łóżka, pewnie bez zastanowienia
bym to zrobiła.
Czułam, że Ace nie jest trzeźwy,
podobnie jak ja. Dlaczego by więc nie ulec tym gorącym ustom? Chociaż raz?
Chociaż na chwilę? Nikt tego przecież nie widział. W oddali rozbrzmiewała tylko
głośna muzyka i dzikie okrzyki spanikowanych ludzi, uciekających w las.
Zaraz. Krzyki?
– Aura – usłyszałam chłodne
brzmienie dobrze znanego mi głosu, dochodzącego zza moich pleców.
Wybudzona z otępienia spojrzałam
na dłoń Ace’a, która zawisła tuż nad moim sercem. Cholera. Znowu straciłam czujność.
Spojrzałam na mojego brata, który
pojawił się znikąd. Chyba nigdy nie wyglądał tak przerażająco poważnie. Był zdenerwowany. Dotąd
nie wypowiedział mojego imienia takim ostrzegawczym tonem, jak teraz. Był w
stosunku co do mnie cierpliwy. Czyżby każdy członek mojej rodziny prędzej czy
później tracił cierpliwość w mojej obecności? Kto będzie następny? Calanthia?
Odepchnęłam ostentacyjnie Ace’a i
prychnęłam tak głośno, żeby każdy mnie usłyszał. Z domu zaczęły wylatywać
demony, które Nox bezlitośnie zabijało.
No, nieźle. Dlaczego nie wpadłam
na to, że ich misja polega właśnie na tym, żeby dostać się na tę imprezę? Nie
tylko ja byłam tak dobrze poinformowana.
Przejechałam ręką po
zarumienionym policzku i podeszłam do brata, który wyglądał tak surowo, jak mój
ojciec, kiedy robiłam coś naprawdę złego. Z wyglądu niczym się nie różnili,
poza tym, że Nate był młodszy.
– Przyszedł i Jaś – mruknęłam do
siebie i uśmiechnęłam się wrednie. Chociaż było mi wstyd, nie chciałam tego pokazywać
bratu. Od małego to ja byłam tą osobą, za którą podążał, dlatego nie mogłam
całkowicie zrezygnować z roli przywódcy. Czasami żałowałam, że w nastoletnim
wieku stanowiliśmy osobny zespół. Z łobuzerskich bliźniaków Auvrey nic nie
pozostało.
Nate chwycił mnie mocno za ramię
i spojrzał mi prosto w oczy. Jego powaga i zirytowanie ustąpiły miejsca
łagodności i zmartwieniu. To była jego prawdziwa wersja, która mnie nie
niepokoiła.
– Błagam cię, Aura, nie zakochuj
się – szepnął.
Uniosłam brwi w zdziwieniu. Serce
pogalopowało mi do przodu. Gdzieś w tle usłyszałam irytujący śmiech Ace’a,
który postanowił wykorzystać okazję i odejść z miejsca niedoszłego wypadku.
– Nie w nim – dodał szybko Nate.
Prychnęłam raz jeszcze i
odrzuciłam jego rękę w tył.
Nie potrzebowałam troski. Nie
potrzebowałam rodziny, która wiecznie mówiła mi, co mam robić. Ja sama
wiedziałam, co jest dla mnie dobre i zamierzałam się tego uparcie trzymać.
Nie zamierzałam zakochiwać
się Ace’a Brynie. To nie było możliwe.
Ja już od dawna byłam w nim
zakochana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz