piątek, 1 lutego 2019

Mroźnego grudniowego wieczora

Dalia stała przed drzwiami wejściowymi do rezydencji. Od lat Lord Harborn nie zapraszał gości, a przez próg owych drzwi sam przechodził niezbyt często. Drzwi otworzył jej lokaj, mężczyzna w średnim wieku, o posturze zgarbionej staruszki, z paroma włosami zaczesanymi na bok głowy.
– Tędy proszę. – Szerokim ruchem ramienia, lokaj David zaprosił pannę Simons do środka.
– Dziękuje.
Kobieta wchodząc, rozglądała się po holu poczynając od podłóg, aż po same sufity, na których widniały malowidła w kolorach tak intensywnych, że na pierwszy rzut oka przypominały ukwieconą łąkę. Lokaj wyprzedził ją i mimo podeszłego wieku poruszał się całkiem sprawnie.

– Lord Harborn czeka na panią w salonie – powiedział, patrząc przed siebie, po czym odszedł długim korytarzem w stronę drzwi wejściowych.
Dalia Simons uchyliła drzwi, przez lukę ujrzała płomień tlący się w kominku. Ciepło wydobywające się z pokoju, zapraszało do środka. Wchodząc, ujrzała Williama Harborna siedzącego na fotelu, w ręce trzymał fajkę z kości słoniowej. Opinie związaną z wykorzystywaniem tego surowca, panna Simos miała wyrobioną, lecz tego wieczoru nie podzieliła się nią z gospodarzem.
– Dziękuję za zaproszenie Lordzie – powiedziała, będąc jeszcze przy drzwiach.
William odwrócił się w jej stronę, po czym wstał pośpiesznie, chcąc przywitać swojego gościa.
    – To ja dziękuję za przybycie. Domyślam się, że dzisiejszy wieczór wolałaby pani spędzić w gronie rodziny lub znajomych.
Tak, też było. Wigilia Nowego Roku była dniem powszechnie spędzanym w większym gronie, lecz Dalia nie mogła zaprzepaścić okazji, jaka pojawiła się przed nią właśnie tego poranka. Gdy otrzymała list polecony od Lorda z zaproszeniem na wieczór, musiała zmienić plany w ciągu paru godzin, mimo to sądziła, że wizyta będzie tego warta. Zawsze ją zastanawiało, jak tak młoda osoba jak William Harborn, przez lata może mieszkać sam, nie licząc służby. Oboje byli w tym samym wieku. Młoda Dalia Simons była fotografem, bardziej z powołania niż z zawodu, lecz uważała, że właśnie ta droga jest jedyną słuszną. Wychodziła z założenia, iż fotografia i krótka historia o kimś takim jak Lord Samotnik, jak nazywała go skrycie, pozwoli jej wybić się w karierze zawodowej, zostać docenioną przez grono profesjonalistów.
– To nic takiego Lordzie, nie miałam żadnych planów. – Dziewczyna uśmiechnęłą się słodko.
– Proszę mi mówić William, tytuły szlacheckie nic dla mnie nie znaczą – opowiedział, odstawiając fajkę na obudowę kominka.
W świetle świec dziewczyna wyglądała jak jedna z magicznych istot, o których z wielkim zamiłowaniem rozczytywał się Harborn. Postacie z książek były jego jedynymi przyjaciółmi, a miał ich setki, tak jak książek stojących na półkach pod ścianami salonu.
– W porządku, do mnie także proszę mówić po imieniu – zaproponowała z rumieńcem na twarzy, który jednak szybko zniknął.
– Słyszałem, że jesteś miłośniczką fotografii.
Dalia kiwnęłą szybko głową.
    – Chciałabym … – powiedziała dziewczyna, lecz William wszedł jej w słowo.
    – Możesz fotografować w tym domu, co tylko ci się podoba.
    – To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję - powiedziała spoglądając na mężczyzną. – Czy zechcesz być moim pierwszym obiektem?
William spojrzał na Dalię z uśmiechem. Zwrot którego użyła skojarzył mu się z eksperymentem.
    – Obiektem?
    – To znaczy, chyba źle się wyraziłam. – Dalia próbowała ukryć zawstydzenie i w głowie z desperacją szukała innego słowa.
    – Tylko jeśli ty również będziesz na tym zdjęciu. – William zrobił gest zapraszający.
    Zwykle Dalia nie występowała na swoich zdjęciach, no i jak miałaby wytłumaczyć w historii dla wydawców dlaczego oboje są na fotografii, skoro miała to być historia Hrabiego, który z wielką skrupulatnością strzeże swojej prywatności. Mimo wielu niejasności, zgodziła się na wspólną fotografię. Oboje stanęli przy kominku, a aparat został ustawiony na statywie. Gdy zdjęcie zostało zrobione, ostry błysk oślepił oboje, w tej samej sekundzie dzwon zegara ściennego wybił godzinę dwunastą. Dalia przecierając oczy, w uchu usłyszała szept Williama Harborna.
    – Szczęśliwego Nowego Roku.
Jeszcze widząc białe plamy przed oczami, odwróciła się w kierunku mężczyzny, jednocześnie zderzając się z jego głową.
    – Och, przepraszam to przez ten błysk, nie jestem przyzwyczajona – tłumaczyła, trzymając się za nos, który po zderzeniu promieniował bólem.
    – Nic nie szkodzi, ja również nie jestem przyzwyczajony. – Harborn zaśmiał się, trzymając się za łuk brwiowy.
Po wysłuchaniu zagmatwanych tłumaczeń Dali, zaprosił ją do jadalni, bowiem czekała tam uczta wieczoru. W każdym pomieszczeniu rezydencji na ścianach wisiał zegar, każdy w innym stylu. Mimo, że zdjęcie zostało zrobione równo o dwunastej, na zegarze w jadalni wskazówki nadal pokazywały tę samą godzinę, a sekundnik jedynie drgał, zatrzymany w jednym momencie. Gdyby nie wystawna kolacja oszałamiająca dziewczynę, Dalia z pewnością zapytałaby o zepsuty zegar.
– Czy spodziewasz się innym gości Lo… – Dziewczyna zrobiła pauzę i skłoniona miną gospodarza, dokończyła. – Williamie?
– Hm, rzadko miewam gości, ale z pewnością sobie z tym poradzimy – odpowiedział lekko speszony.
Lord zaprosił ją do stołu odsuwając krzesło, mimo że to zwykle służba czyniła taki gest. W tym momencie służący nie znajdowali się w pomieszczeniu. Po zajęciu miejsca przez pannę Simons, sam William zasiadł po drugiej stronie stołu.
    Po zjedzeniu przystawek Dalia ponownie zwróciła uwagę na zegar, nadal wskazówki znajdowały się w tym samym miejscu.
    – Ten zegar. – Wskazała dłonią. – On chyba nie działa.
William spojrzał na zegar wiszący po jego prawej stronie.
    – Czasami tak się dzieje, zatrzymuje się o północy w Wigilię Nowego Roku.
    – Zegar? Tylko w Wigilię?
    – Czas - odpowiedział Lord.
Dziewczyna wytarłą usta serwetką i wstałą od stołu. Podeszła do zegara wiszącego na ścianie.
    – To chyba jakaś pomyłka – odpowiedziała – przecież czas się nie zatrzymał, wtedy nikt nie mógłby się poruszać, zamarlibyśmy w bezruchu, czyż nie?
Dalia lubiła takie filozoficzne zagadki.
    – Niektórzy zamierają w bezruchu, zdziwiłem się, że ty nie.
    – Cóż, ty także nie zamarłeś Williamie. – Simons zaczęła się śmiać zakrywając usta dłonią.
– To nie wszystko.
Dalia spojrzała z pytaniem w oczach.
– Cóż jeszcze? – Z pewnością panna Simons nie uznawała żadnego ze słów Lorda za prawdę, a jedynie za pomysłowy żart.
    – Choć ze mną do salonu, kolacja może poczekać i tak nie wystygnie przez najbliższą godzinę.
Oboje skierowali się do salonu, jedynie Dalia odwracając się na te wszystkie smakołyki, pożałowała odejścia od stołu. William zamknął drzwi za gościem, po czym zaproponował, aby usiadła. Podchodząc do jednej z półek, która pięła się aż po sam sufit, sięgnął po książkę oprawioną w brązową skórę ze złotą obramówką. Dalia pomyślałą, że nie tylko fajki ma z najlepszej półki. Gdy usiadł na fotelu obok Simons, wskazał palcem na książkę.
– Są noce, jak już wspomniałem, kiedy dzieją się w tym domu różne rzeczy. Jedna z nich jest związana z tymi książkami.
Nie chcąc tłumaczyć dłużej, William Harborn otworzył książkę na jej środku. Złoty pył uniósł się w powietrze, jak kurz spomiędzy kartek starych i zaniedbanych ksiąg. Dalia otworzyła szeroko oczy, kilkakrotnie spoglądając raz na Williama, raz na pył roznoszący się po pomieszczeniu.
    – Wszystko co jest opisane w tych książkach raz na jakiś czas uosabia się w formach fizycznych.
    – To znaczy, że … postacie … – Dziewczyna starała się sklecić parę logicznych słów, mimo że ta sytuacja nie miała w sobie nic logicznego.
    – Wierzysz w magię? – zapytał mężczyzna. W tym momencie złoty pył zamienił się w setki kolorowych motyli.
Dalia nie wiedziała czy ma się skryć w ramionach fotela, czy zamknąć oczy i przeczekać coś, co w jej mniemaniu z pewnością było jedynie halucynacją.
    – To nie możliwe. – Powtarzała, wpatrując się w motyle świecące kolorami tęczy.
Kilka minut później wszystkie wzleciały do góry zatapiając swe bajeczne kolory w fakturze sufitu.
    – Ostatnio to samo przydarzyło mi się w holu, wtedy otworzyłem książkę “Zaczarowana łąka”. Teraz “W pogoni za motylami”.
Dziewczyna nadal próbowała zrozumieć co się właśnie stało i w przebłysku logicznego myślenia, powiedziała:
– Lepiej nie otwierajmy tych z historiami mrożącymi krew w żyłach.
Chwile póżniej zegar wybił dwunastą raz jeszcze, a wskazówki ruszyły z miejsca.
– Czarna godzina się zakończyła – powiedziała William, mimo że tym razem nic mrocznego się nie wydarzyło.
Może była to zasługa panny Simons, kolejnej osoby która nie zatrzymała się w półśnie podczas tego niezwykłego wydarzenia. Było pewne, że jest ona jedyną osobą jaką poznał William, która może zrozumieć ten fenomen.
Dalia wiedziała, że jest to ich pierwsze, lecz nie ostatnie spotkanie. Wiedziała także, że nie może opisać tego, co wydarzyło się w rezydencji mroźnego grudniowego wieczora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz