piątek, 1 lutego 2019

Podróż w nieznane

Zwykle Elissa pomagała babci dźwigać kosz pełen ziół, ale nie tym razem. Podążała tuż za nią, ze wzrokiem odległym, jakby chciała ujrzeć, co się kryje pod warstwami ziemi. Szła tak dłuższy czas, Elissa szła ze wzrokiem wbity w ziemię, obserwując raz po raz kwiaty i zioła pod jej stopami. Doremide nie odwracała się za siebie, ale miała na uwadze wnuczkę idącą jej śladem. W odległości paru kroków od chaty, Elissa przyśpieszyła, wymijając babcię zaraz przed drzwiami wejściowymi. Doremide nie chciała jej zatrzymywać, nie skomentowała, także zachowania wnuczki. Dziewczyna kierowała się prosto do pomieszczenia, w którym znajdowało się jej łóżko. Usiadła na nim gwałtownie, pochylając się do przodu. Skrzyżowała ręce pod piersiami, jakby chciała zwinąć się w kłębek. Natłok myśli nie dawał jej spokoju, chciała krzyczeć, lecz nie wydobyła żadnego dźwięku.
– „Dlaczego moja matka chciała mnie chronić" – pomyślała – „jaką wiedzę ukrywała przed wszystkimi i dlaczego jest tak niebezpieczna".
Nigdy nie czuła się bardziej osamotniona niż w tej chwili. Nagle usłyszała stukanie. To Deremide, wolnym krokiem, zmierzała w kierunku jej pokoju.
– Czy pamiętasz swojego dziadka Tomanda? – zapytała opiekunka.
– Chyba tak – odparła Elissa, wpatrując się we własne stopy – Pamiętam cukierki z marcepanu, którymi zawsze mnie częstował.
– To właśnie twój dziadek założył osadę Elissium oraz zbudował tę chatę. – Zrobiła pauzę, po czym dodała. – On także posiadał wiedzę ... o funkcjonowaniu roślin, w tym drzew cydrianu rosnących na obrzeżach. Dzięki jego wiedzy mogliśmy zamieszkać tutaj i być bezpieczni od ciekawskich oczu.
– Czy właśnie taką wiedzę posiada moja matka? – zapytała spokojnym tonem dziewczyna.
– Tak – odparła babcia – również taką. Gdy twoja matka była w ciąży, postanowiła zamieszkać razem z nami. Ja, ty, dziadek Tomand oraz twoja matka Laventin. Twoja matka posiadała mądrość, jak i moc odziedziczoną po jej przodkach. Pochodziła z rodu Witannów, którzy przez pokolenia przekazywali sobie taką wiedzę. Niektóre pokolenia miały większe zdolności niż inne, rozumiesz mnie Elisso? – zapytała Doremide.
– Czy ty też posiadasz taką ... wiedzę? Dlatego właśnie zamieszkałaś w odosobnieniu z dziadkiem? – spytała nieco zirytowana, gdyż żyjąc przez lata na odludziu, niewiele wiedziała o świecie, a zrozumienie czegoś, co nie było częścią jej życia, zdawało się bardzo skomplikowane.
– Ja nie mam niezwykłych zdolności, gdyż nie wywodzę się z tej linii, ale wiedzą twój dziadek podzielił się również ze mną – odparła – przynajmniej tą zaczerpniętą z ksiąg. Właśnie z powodu niespotykanych zdolności twoja matka czuła się w niebezpieczeństwie, gdy nosiła cię pod sercem. Dlatego zamieszkała z nami.
– Czy ja też mam zdolności? – zapytała ze strachem dziewczyna.
Jej głos drżał, a do oczu zaczęły napływać łzy. W obecnej sytuacji ów dar wydawał się fatum wiszącym nad jej rodziną, a nawet klątwą.
– Przez te wszystkie lata nie zauważyłam nic szczególnego, lecz wiedzę możesz zyskać ... na przykład o roślinach leczniczych. Tego rodzaju wiedzą z chęcią się z tobą podzielę – uśmiechnęła się Doremide.
Dziewczyna czuła swojego rodzaju ulgę, że jej pokolenie ominęły zdolności, z powodu których ukrywała się jej matka.
– Ale czegoś nie rozumiem – powiedziała Elissa – skoro matka była z wami ... z nami bezpieczna, dlaczego odeszła, gdy byłam dzieckiem?
– Laventin obawiała się za bardzo, że z wiekiem twoje zdolności mogą się ujawnić. Ponieważ ona sama miała większą moc niż dziadek Tomand, podejrzewała, że ty posiądziesz jeszcze większą. A taka moc interesuje wielu ludzi. Dlatego też, gdy miałaś cztery lata, postanowiła odejść, aby stworzyć złudny trop dla tych, którzy mogliby kiedykolwiek cię szukać.
– Czy wiesz gdzie teraz mieszka moja mama? – zapytała z niekrytą nadzieją w głosie.
Dziewczyna sądziła, że gdyby wiedziała gdzie mieszka jej matka, mogłaby ją odnaleźć i udowodnić, że nie posiada żadnej mocy, która mogłaby jej zagrozić. Czy wtedy Laventin by wróciła?
– Niestety drogie dziecko nikt nie wie, gdzie ona się znajduje. Mówiła, że to dla naszego bezpieczeństwa.
Doremide wskazała na kosz ziół stojący pod drzwiami. To chyba był dobry moment, aby rozpocząć szkolenie wnuczki na temat roślin leczniczych.
– Czy pomożesz mi w oczyszczeniu ziół? Są całe zalepione w kurzu pyłkowym – powiedziała Doremide – nauczę cię jak postępować z liśćmi cydrianu, aby nie zrobić sobie krzywdy.
            Elissa wiedziała, że nie jest w stanie przetrawić więcej informacji na temat wielkiej tajemnicy, którą ukrywała jaj matka. Musiała poukładać w głowie wszystko, czego się dowiedziała. Podniosła się z łóżka i podeszła do kosza z ziołami.
– Czy zanieść go pod palenisko? – zapytała cicho, chwytając za kosz – chyba liście rosomarku schną najdłużej.
            Chwile później zmierzała do drugiego pomieszczenia, aby rozpocząć nauki o sporządzaniu ziół. Doremide poszła za nią. W drodze do paleniska chwyciła wiadro do połowy wypełnione wodą. Uklękła na kocu obok wnuczki.
– Nie dotykaj tego! – krzyknęła, widząc Elissę sięgającą po liście cydrianu – pokaleczysz się.
Dziewczyna nigdy nie miała z nimi do czynienia, za bardzo bała się rzędów ponurych drzew, aby podejść bliżej. Nie wiedziała, jak ostre krawędzie posiadają ów liście.
– Po liście cydrianu sięgaj jedynie przez materiał, na przykład w rękawiczce. Musimy zalać je gorącą wodą – wskazała na wiaderko.
Elissa przelała wodę do saganka i powiesiła na metalowym haku, tuż nad płonącym ogniem.
– To zioło musimy najpierw wysuszyć – wskazała na rosomark, po czym urwała nitkę zwisającą z rąbka jej sukni.
Wnuczka chwyciła pęczek rosomarku i powiesiła na nitce otrzymanej od opiekunki. Wystarczająco blisko, aby ciepło ognia pomogło roślinie pozbyć się nadmiaru wody.
– Czy wiesz Elisso czemu służą te przygotowania? – zapytała babcia z uśmiechem na twarzy.
– Sądząc po rosomarku, coś na stłuczenia – powiedziała Elissa, spoglądając z ciekawością na kobietę.
– Jesteś blisko, pomaga to wszak na urazy, ale nie tylko na stłuczenia. Pomaga wyleczyć, także bardziej skomplikowane dolegliwości. To eliksir zdrowia dziecko, wypity pomaga w chorobie ... od środka.
Elissa wyglądała na zafascynowaną. Spoglądała raz na kociołek pełen wody, a raz na zioło rosomarku wiszące na nitce. Zastanawiała się, czy jeszcze coś jest potrzebne do sporządzenia tak cudownego eliksiru. Woda w saganku zaczynała wrzeć, wtedy Doremide wskazała ręką na liście cydrianu.
– Teraz możesz zdjąć saganek, tylko ostrożnie jest bardzo gorący – rzekła babcia.
Elissa sięgnęła po grube lniane rękawiczki wiszące na ścianie. Należały one do Tomanda i były o wiele za duże, lecz nadal chroniły jej delikatną bladą skórę przed poparzeniami.
Dziewczyna chwyciła ciężki i gorący pojemnik z wrzącą wodą, powoli opuściła go na ziemię przed paleniskiem. W wielkich rękawiczkach chwyciła za liść cydrianu, za jego ogonek, tak samo, jak wcześniej zrobiła to jej babcia. Spojrzała na Doremide, unosząc liść nad sagankiem. Tamta skinęła głową, wiedząc, że Elissa wrzuci go do gorącej wody.
– Do jednego eliksiru potrzebujesz trzech liści cydrianu.
Elissa sięgnęła po dwa pozostałe i wrzuciła je do wody. Ku jej zdziwieniu woda zaczęła zabarwiać się na zielony kolor, ciemny jak odcień liścia. Obserwowała tak wodę przez chwilę, wtedy kolor zaczął zmieniać się na zielono-żółty. Doremide chwyciła łyżkę, wyglądało na to, że wszystkie przybory ma już przygotowane.
– To ten moment, gdy trzeba wyjąć liście z naparu, gdy woda zmienia kolor na żółty – doradziła starsza kobieta, wyjmując liście z wody – rosomark schnie powoli, ale uważaj, aby nie skruszył się jeszcze przy suszeniu.
Elissa spojrzała na pęczek wiszący na nitce, faktycznie listki były już mocno wysuszone. Podniosła się szybko z podłogi i zdjęła rękawiczki. Chwyciła zioło i położyła je delikatnie na ręce i podeszła do opiekunki.
– Teraz chwyć rosomark w obie dłonie, przesuwając je delikatnie w górę i w dół nad sagankiem, tak aby suche zioło oprószyło się prosto do naparu.
Tak też zrobiła dziewczyna. Rosomark zaczął rozpuszczać się w wodzie, zmieniając kolor naparu na niebieski.
– Jeszcze woda ze Źródeł Lasońskich – powiedziała Doremide.
Za plecami miała małej wielkości fiolkę. Chwyciła po nią i podała Elissie. Woda była krystalicznie czysta i połyskującą w promieniach słońca, wlatujących do pomieszczenia przez okna chaty.
– Teraz dodaj trzy krople, tylko trzy.
Elissa chwyciła fiolkę z wodą, wyjęła korek, którym była zatkana. Przechyliła lekko nad kociołkiem, skupiając się z całych sił na ilości spływających kropel. Jedna, dwie....ręka dziewczyny zaczęła drżeć, trzy. Szybko podniosła fiolkę do góry, aby nie uronić więcej kropli. Woda tym razem nie zmieniła koloru, czego Elissa się nie spodziewała. Spojrzała na Doremide, która tylko kiwnęła głową.
– Teraz odstaw ten napar w chłodne miejsce – powiedziała, wskazując róg pokoju – gdy wystygnie, rozlejesz go w takie same fiolki jak ta z wodą źródlaną.
Elissa chwyciła już chłodniejszy kaganek i zaniosła do rogu pomieszczenia.
– Usiać koło mnie! – zawołała babcia – już nie długo wyruszysz w podróż do Lasos po drewno. Nie musisz się bać, gdyż Lasos leży bardzo blisko, tuż za drzewami cydrianu, na zachód od chaty. Jedyne co musisz zrobić to zaprzęgnąć konie i przeprowadzić je przez las, potem one zaprowadzi cię do Lasos. Dobrze znają tę drogę, podróżowaliśmy nią nieraz. Drzew się nie lękaj, one są tam, aby cię chronić, wiec nie grozi ci nic z ich strony.
Elissa patrzyła uważnie, słuchając każdego słowa Doremide. Była nieco zdezorientowana, od kiedy babcia opowiedziała jej o dziedzictwie rodu Witannów. Poznawała swoją historię i historię jej rodziny. Była gotowa, aby opuścić po raz pierwszy dom i znany jej świat.
– Teraz połóż się, musisz odpocząć przed podróżą – zleciła jej babcia.

Elissa kiwnęła głową, po czym szybko stanęła na równe nogi.
– Ja zajmę się eliksirem, ale on nie będzie ci potrzebny w tej krótkiej podróży – powiedziała z uśmiechem i zmęczeniem w oczach.
            Dziewczyna ruszyła prosto do pokoju i wskoczyła do łóżka. Patrząc na sufit, myślała o tym jak wygląda świat i o tym czy poradzi sobie w tej ważnej dla niej podróży. Zamykając oczy, uśmiechała się do snu. Zanurzając się w krainie sennych marzeń, śniła o krótkiej podróży do Lasos.
            Następnego dnia wstała jeszcze przed świtem. Przygotowując się do podróży, starała się nie obudzić staruszki. W sporą lnianą torbę włożyła płaszcz chroniący przed deszczem, gdyż na zewnątrz niebo było zachmurzone. Zabrała też parę kulek cukrowych, wiedząc jak koń lubi przysmaki, oraz parę jabłek i zawiniątko z serem dla siebie na drogę. Widząc jak z każdą minutą na dworze robi się jaśniej, postanowiła przygotować również konia i powóz na podróż. Nie raz widziała, jak robią to jej dziadkowie. Nie zajęło jej to więcej niż pół godziny. Gniade konie dumnie stały, zaprzężone do powozu. Gdy Elissa się odwróciła w stronę domu zobaczyła, że Doremide ją obserwuje. Przywitały się uśmiechem, po czym opiekunka wręczyła wnuczce woreczek pełen suszonych ziół.
– Zapach tej mieszanki odstrasza natrętne zwierzęta – powiedziała babcia – nie musisz się obawiać, działa głównie na wiewiórki i owady. Nie chcę, abyś wróciła pogryziona przez komary.
Elissa chwyciła woreczek i położyła koło siedziska na przodzie wozu.
– Tutaj masz trzydzieści srebrach gallonów, wystarczą na dziesięć skrzynek drewna. – Doreminde wręczyła Elissie monety. – Teraz ruszaj, słońce już nad nami góruje. Musisz przeprowadzić konie przez las, czasami się go boją, potem możesz spokojnie usiąść na wozie, konie pociągnął go do Lasos.
– Tak zrobię – odrzekła, po czym chwyciła za lejce jednego z koni.
Idąc w stronę lasu, nie odwracała się za siebie, nie chcąc okazać strachu. Zbliżając się do drzew zauważyła, że nie są gęsto posadzone, dzięki czemu dziewczyna nie będzie miała problemu z przeprowadzeniem koni i wozu. Omijając pierwsze drzewa, patrzyła w górę na połyskujące liście. Przez głowę przeszła jej myśl, która nieco ją rozśmieszyła w ironiczny dla niej sposób.
– „Dobrze, że nie nastała jeszcze jesień” – pomyślała, uśmiechając się pod nosem.
            Wchodząc w głąb lasu, robiło się coraz ciemniej. Korony drzew nie przepuszczały dużo słońca, lecz wystarczająco, aby widziała, po czym stąpa. Konie robiły się nerwowe. Zaczęły rżeć cicho i machać głowami, obserwując otaczające ich drzewa. Sama przeprawa przez las nie wywoływała wielkiego strachu w Elissie, gdyż kiedy zaczęła już iść miedzy Cydrianami, jej niepokój opadł. To chyba przejście przez granice dzielącą łąkę i las przerażał ja najbardziej, a może to moc naszyjnika działała na nią kojąco.
            Elissa szła już pół godziny i w tym czasie nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Była bezpieczna, tak jak zapowiedziała opiekunka. Z daleka prześwitywało już słońce między rzędami pni. Musiała być już blisko. W pewnym momencie konie odmówiły dalszej podróżny. Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć. Ciągnęła za lejce, klepała konie po zadach, ale one ani rusz, uparcie stały w miejscu. Zirytowana chodziła dookoła, kopiąc co parę kroków kamienie. Nagle usłyszała pisk. Oglądając się na boki, próbowała zlokalizować, skąd dochodzi dźwięk. W oddali zobaczyła worek, w którym coś się poruszało. Jeden z koni zarżał bardzo głośno, może był to znak ostrzegawczy, aby zostawić znalezisko same sobie, ale ciekawość Elissy wzięła górę. Podeszła powoli do worka, który pod dźwiękiem łamiącej się gałązki, pod stopą dziewczyny, przestał się poruszać. Ona jednak nie zatrzymała się. Stojąc nad workiem, pochyliła się, nasłuchując cichych odgłosów. Gdy znowu usłyszała pisk, chwyciła za worek i zaczęła rozwiązywać supeł. Odrzucając sznurek na bok, otworzyła worek, w którym leżały dwa umazane sadzą stworzenia. Wyglądały na szczenięta psa, może wilka. Nie była pewna, ale zauważyła, że jedno to samiczka, a drugie samiec. Z pewnością rodzeństwo. Pomyślała, że on i jego siostra zostali pozostawieni w lesie na śmierć, ale któż byłby tak okrutny, aby pozostawić szczenięta w zaklętym lesie i to zawinięte w worku. Nie myśląc dwa razy, złapała szczeniaki w ramiona i zaniosła do wozu. Konie przestępowały z nogi na nogę. Ich niepokój nie zmalał, ale dały się poprowadzić w stronę wyjścia.
            Podchodząc bliżej do granicy lasu, słońce zaczynało razić ją po oczach. Widziała, że za chwile opuścić zewsząd otaczające ją drzewa. Konie wychodząc na ścieżkę, biegnącą obok zaczarowanych Cydrianów, uspokoiły się zupełnie, wiec Elissa postanowiła dołączyć do swoich nowych towarzyszy podroży na wozie. Miała nadzieję, że konie nie straciły orientacji i poprowadzą ją wprost to miasteczka. Wdrapując się na wóz, jeszcze raz spojrzała na szczenięta, które trzęsły się z zimna, lub przerażenia. Postanowiła się nimi zająć, jak tylko dotrą do miasta. Zapała za lejce i dając znak koniom, ruszyła wozem do przodu. Nie wiedziała gdzie jedzie, a lista zmartwień się powiększała. Jadąc spoglądała na odbicie zachodzącego słońca w wodach małego stawu, znajdującego się nieopodal. Musiała dotrzeć do miasta nim słońce zajdzie całkowicie. Konie zostały popędzone lejcami, czas uciekał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz