piątek, 1 lutego 2019

Nieobliczalna

Byłem typem człowieka, któremu wystarczało kilka godzin dobrego snu, aby czuł się wyspany, rześki i pełen energii. Byłem również tym typem człowieka, który obojętnie, ile by nie przespał, po przebudzeniu zawsze wyglądał jak wygłodniałe zombie szukające na bezdrożach tego korytarzowego zadupia odżywczego mózgu. Mój stan względnego nieogarniania trwał od dziesięciu do dwudziestu minut. No, chyba że spotykałem w drodze do łazienki jakieś pobudzające moje zmysły czynniki, wtedy ożywiałem się nawet po kilku sekundach. Dzisiaj był właśnie jeden z tych pięknych dni.
Przystanąłem w miejscu, ponieważ usłyszałem ciche, bose stąpanie po lodowatych kafelkach. Mój wzrok prześlizgnął się po bladych stopach, a potem zawędrował ścieżką śnieżnych nóg w górę. Rozkoszowałem się widokiem obcisłych, czarnych spodenek, które uciskały zgrabne, kobiece pośladki. Potem zawędrowałem jeszcze wyżej, przyglądając się uśmiechniętemu pępkowi, który nie zdołał się ukryć pod białą, poszarpaną bluzką z rysunkiem różowego jednorożca okalanego brokatem. Na zarysowane pod piżamą nagie piersi patrzyłem jak wilk, który chętnie by je rozszarpał, gdyby doskoczył do swojej ofiary w przeciągu kilku sekund. Na koniec, pełen zadowolenia, pieściłem wzrokiem zgrabną, długą szyję, malinowe, drobne usta zaciśnięte w wąską kreskę, zadarty do góry świński nosek, okalające blade policzki falowane blond włosy i ziejące pustką brązowe oczy. Ciemne brwi nawet nie drgnęły, gdy z pełną satysfakcją oblizywałem rozszerzone w bestialskim uśmiechu usta.  Słowo daję, gdyby teraz zobaczyła mnie jakaś mała dziewczynka z podstawówki, zapewne uciekłaby z płaczem do swojej matki, krzycząc: „Mamo, mamo, to jakiś pedofil!”. I może wcale by się nie pomyliła, bo Nieobliczalna wyglądała właśnie jak takie małe, seksowne dziecko z tym swoim uroczym, zdobiącym jej cycki jednorożcem strzelającym z rogu tęczą.   
W mojej głowie brzęczała pasująca do sytuacji piosenka wąsatego Gunthera, która pozwoliła mi nacieszyć się pobudzającymi mnie wdziękami w spowolnionym trybie akcji.  
Uuuu, you touch my tralala, maleńka. 
A potem ta seksowna muzyka została przerwana przez brzęk przeładowanego pistoletu, który został skierowany w moją stronę. Wiedziałem, że mam zaledwie pięć sekund na reakcję.
Adrenalina przeplatana z radosnym pobudzeniem powędrowała wraz z krwią do mojego serca. W momencie wystrzału wyrzuciłem w górę ręcznik, który dzierżyłem jeszcze chwilę temu w ręku, jak czerwoną płachtę na byka. Męski żel pod prysznic stał się moją bronią i to właśnie nim rzuciłem w stronę nieobliczalnej blondynki, która jak co dzień rzucała mi wyzwanie pt.: „Albo zginiesz, albo przeżyjesz”. Nim kula dotknęła mojego ramienia, skoczyłem w bok. Podparłem się rękami o chłodne kafelki i poczyniłem przewrót wprzód z wystawioną do przodu stopą odzianą w różowy klapek. Uderzyłem nim w drzwi znajdujące się naprzeciw mnie, a potem przetoczyłem się do środka. Sięgnąłem dłonią pod biurko i wyciągnąłem z pudełka, na którym widniała kartka: „Ukochane zabawki Niepohamowanego <3”, broń MAG-08 dobrej, polskiej produkcji. Natychmiastowo przewróciłem się na plecy i skierowałem go w stronę drzwi.
Spod kołdry wynurzyła się głowa zaspanego Wyobrażalnego, który miał za sobą kolejną nocną eskapadę z gołymi pośladami na wierzchu – dziś zabił jakiegoś ministra, którym na szczęście nie bardzo się przejął, ponieważ po wyszukaniu kilku cennych informacji na internetach, okazało się, że nie był to zbytnio lubiany przez społeczność pan. Gdy mnie tylko dojrzał, westchnął cicho i przeczesał bladymi, długimi palcami swoje roztrzepane, białe włosy.
– Znowu zaczynacie od mojego pokoju? – spytał swoim zwyczajowym, chłodnym głosem, pozbawionym chociażby krztyny emocji.
– A myślisz, że po co przyniosłem tu pudełko ze swoimi zabawkami? – zaszczebiotałem jak mała dziewczynka. –                 Dorwę w końcu tę małą kanalię! – zaśmiałem się morderczo, jawnie kpiąc z prawdziwego imienia mojej przeciwniczki. Zaledwie chwilę później, nim Wyobrażalny wyraził swoje zimne oburzenie sytuacją, drzwi rozwarły się, uderzając z głośnym trzaskiem w ścianę. Glock 17 GEN 4 został skierowany w moją stronę. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, a potem niemal równocześnie wystrzeliliśmy z naszych broni.
Canaria Eliana Sølvi Alcantar. Krócej: Nieobliczalna. Jeżeli miałbym ją porównać z jakąś fikcyjną postacią, na pewno byłby to Mario. Teraz was to porównanie bawi, ale zaraz wam udowodnię, jak wiele jest w nim prawdy. Cofnijmy się do roku 1983, kiedy Super Mario Bros po raz pierwszy ujrzał światło dzienne, wynurzając się z odmętów zielonej tuby. Ten mały, wąsaty niczym Gunther koleżka (sorry, Mario, Gunther urodził się wcześniej) był włoskim hydraulikiem, którego stworzyli Japończycy, na dodatek mówił po angielsku i wyglądał jak Meksykanin. Nieobliczalna narodziła się na Wyspach Kanaryjskich, wypływając z łona matki wprost do Oceanu Atlantyckiego. Jej rodzicielka była hiszpańską, hipisowską dziwką, a ojciec przypadkowym, albinoskim Amerykańcem, który stał się pewnego dnia jej klientem. Canaria została nazwana na cześć miejsca, w którym się urodziła. Była jasnowłosą, bladą dziewczynką o przenikliwych, brązowych oczach. Wychowywała się w slumsach do piątego roku życia, potem jej matkę zabito na ulicy, a ją przeniesiono do sierocińca, gdzie nadano jej imię Eliana. Gdy miała osiem lat, sierociniec został napadnięty przez upitą hiszpańskim brandy norweską mafię, która będąc na wakacjach, chciała zabawić się w rzeź niewiniątek. Jedyną osobą, która nie uciekała, a dumnie chwyciła za pistolet wytrącony z rąk przez jednego z mafijnych gości, była właśnie mała Eliana. Z pełną satysfakcją wycelowała nim w rozbrojonego mężczyznę i pozbawiła go życia. Przejezdni Norwegowie najwyraźniej się w niej zakochali, ponieważ wzięli ją ze sobą w drogę powrotną, obiecując sobie, że będą jak Timon i Pumba, którzy uczynią z małego, dzikiego lwiątka swoją własną broń. Eliana zamieniła się więc w Sølvi, która odtąd pełniła rolę młodocianej zabójczyni od czasu do czasu będącą ku uciesze swoich mafijnych ojców ich dmuchaną lalką. Sølvi wyrosła na chłodną, dumną, a jednocześnie przepełnioną żądzą krwi nastolatkę, której nic nie potrafiło wzruszyć. Ponoć gdy nie dostała pewnego dnia ulubionego, zielonego cukierka, zabiła wszystkich swoich kamratów i wyruszyła w samotną podróż do USA. Tam już była prosta droga do nas.
Bladą pół Amerykankę, pół Hiszpankę z norweskiej mafii, która porozumiewała się w języku angielskim z wyraźnym, obcym akcentem, poznałem w dniu, w którym robiłem zakupy. Właśnie wyjmowałem z zamrażarki waniliowe lody (bo oczywiście czekoladowe ktoś wykupił), kiedy usłyszałem chłodny, niski, kobiecy głos, który mówił do ekspedientki: „Dlaczego nie macie frytek w kształcie dinozaurów?”. Starsza pani spojrzała na nią wtedy jak na infantylną idiotkę i odpowiedziała z jawną pogardą: „Bo najwyraźniej wszystkie zdesperowane matki małych dzieci je wykupiły”. Twarz dziewczyny nawet nie drgnęła, kiedy wyjęła z kieszeni dwa Colty 1911 i wystrzeliła nimi w kierunku starszej pani – ta nie zdążyła nawet zrobić zdziwionej miny, a już leżała martwa na podłożu, zalewając kafelki swoją szkarłatną krwią. Kiedy ja przyglądałem się tej scenie z psychopatycznym zachwytem, ludzie uciekali w popłochu, wydzierając się ile sił w płucach. To nie przeszkodziło uroczej blondynce z rękami zbrukanymi obcą krwią strzelać w kogo popadnie, chociaż może to złe określenie, zważając na to, że miała całkiem precyzyjne strzały, które ani razu nie chybiły. Ta krwawa scena przepływała przed moimi oczami w spowolnionym tempie, dopasowując się do piosenki Ti Amo, która rozbrzmiewała w mojej głowie, jakby ktoś umieścił w niej pieprzone głośniki od JBL’a.
Wokół falowanych, anielskich włosów i rozchlapujących się wkoło kropli krwi fruwały pieprzone, brokatowe gwiazdki, które doczepiła do tła moja chora wyobraźnia. Chłodna dotąd twarz rozszerzyła się w odrobinę zbyt szerokim, odrobinę zbyt wesołym uśmiechu (biorąc pod uwagę krew na ścianach, podłogach i lodówkach w dziale z mrożonkami). Wtedy już wiedziałem, że znalazłem bratnią duszę. Kusiło mnie, aby wyjąć z kieszeni granat i rozpieprzyć cały ten cholery market, w którym nie było frytek w kształcie dinozaurów i czekoladowych lodów, a potem chwycić tę zbłądzoną duszę w koszulce z niebieskim, uśmiechniętym delfinem i zaprowadzić ją do krainy, gdzie dinozaurowe frytki spadają z nieba, smażąc się na niewidzialnym oleju.
Moje podglądanie zostało przerwane w momencie, kiedy piękna nieznajoma skierowała dwa pistolety w moją stronę. W ostatniej chwili udało mi się ukryć za zamrażarką. Obserwowałem jak chipsy stojące na regale naprzeciw wirują w powietrzu, tworząc na podłodze słony, paprykowo-cebulowy dywan. Z radością sięgnąłem po telefon i wykręciłem numer naszego przełożonego.
– Hej, chciałem ci tylko powiedzieć, że znalazłem uroczą psychopatkę i chyba zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. – Przerwałem i wysłuchałem tego, co miał do powiedzenia znudzony życiem mężczyzna, który był już przyzwyczajony do naszych wybryków. – Tak, znalazłem ją w supermarkecie, w dziale z mrożonkami. Tak, zgadłeś, zrobiła tu lepszą masakrę, niż robi Wyobrażalny, gdy wpada w swój senny trans i zapiernicza po mieści z gołą dupą. Nie, nie, wcale nie mam kieszeni napchanych granatami, przestań, stary, nie wysadzę przecież marketu!
Oczywiście kłamałem. Tak naprawdę wysadziłem ¾ powierzchni, którą zajmował ten ogromny sklep, ponieważ bawiłem się w wybuchowego chowanego razem z moją nową koleżanką. Na pozostałej, odkrytej ¼ części, gdzie słońce oświetlało nasze twarze, a krew spływała po naszych dłoniach, leżeliśmy my – wymęczeni tą zabójczą zabawą. Znaleźli nas, gdy mierzyliśmy w siebie kuchennymi nożami, uśmiechając się do siebie jak najlepsi przyjaciele z piaskownicy (Wyobrażalny powiedziałby, że jak psychopaci, ale nie wierzcie mu na słowo. Ja tam się czułem całkiem normalny).
– Jesteś nieobliczalna – powiedziałem wtedy słodkim głosem przepełnionym miłością.
– A ty jesteś niepohamowanym idiotą – dostałem w zamian chłodnym brzmieniem prosto w twarz.
Tak właśnie się poznaliśmy i tak właśnie pokochaliśmy – bo czyż to nie czysta, niezmącona niczym miłość, kiedy w dziale z mrożonkami spotykały się dwie bratnie dusze walczące o sprawiedliwość na świecie i dostęp do każdego produktu w markecie? Jeżeli to nie była miłość, to nie obraziłabym się, gdyby jej miejsce zajęło przynajmniej pożądanie – i nie, nie chodziło mi bynajmniej o pożądanie lodów czekoladowych czy frytek w kształcie dinozaurów. Lepiej w tej roli sprawdzały się fruwające flaki, płynąca po kafelkach krew i gasnące serca wyrwane prosto z piersi.
Przetoczyłem się na bok, unikając pocisku, który otarł się o mój bark, rozdzierając rękaw szarej koszulki. Pocisk, który posłałem w stronę Nieobliczalnej, przeszył zaś zasłonę uwitą z jej blond włosów – jak zawsze opanowana przesunęła się tylko o kilka centymetrów, nie bojąc się, że nabój zatopi się w jej głowie. Zaśmiałem się lekko, widząc zmarszczony gniewnie nosek i ściągnięte w złości brwi. Wykorzystując chwilę nieuwagi, wyjąłem z kieszeni granat, odgryzłem zębami zawleczkę i rzuciłem nim za moją przyjaciółkę.
– Zgiń – syknęła przez zęby dziewczyna, rzucając się do ucieczki.
– Też cię kocham! – wykrzyknąłem za nią, wybuchając śmiechem tak samo, jak wybuchł mój granat. Wyobrażalny westchnął cicho i schował się pod kołdrą, mrucząc coś z niezadowoleniem pod nosem.
Cóż, to tylko kolejny dzień w naszym nietypowym gronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz