— Rozmowa na koszt abonenta, wciśnij jeden, by zaakceptować połączenie.
Postąpiła zgodnie z instrukcją. W słuchawce rozległy się trzaski
— Halo? — Była pewna, że słyszy czyiś oddech. — Kto tam? Halo?
— Hakai…— Westchnięcie. Pociąganie nosem.. — O Boże…
— H… Hashire?! — Dłoń Hakai zacisnęła się mocno na słuchawce telefonu. Na usta cisnęły jej się różne pytania: co się stało, gdzie jest i czy jest cała, ale gardło ścisnęło się z nadmiaru emocji. Już dawno nie słyszała głosu przyjaciółki, ale nie dlatego zaniemówiła. Opanowała ją dziwna pewność, że wydarzyło się coś złego, zupełnie jakby spłynęło na nią to samo przerażenie, które słyszała w głosie Hashire.
— Przepraszam, że dzwonię do ciebie… Po takim czasie… — Hashire pociągała nosem. — Ale mam tak bardzo przesrane… — Oddychała coraz bardziej spazmatycznie, jakby szlochała. — Nie mam pojęcia, co robić…
Every carpet, every floor
Everywhere I look I fall
— Najpierw się uspokój się — spróbowała. — Powiedz mi, gdzie jesteś. Przyjadę po ciebie.
— Prze-przeprasza-am, że w-w ogóle z-zawracam ci-i głowę… — załkała Hashire. Hakai jeszcze nigdy nie słyszała, żeby była tak roztrzęsiona. — N-nie mam do k-kogo się zwrócić…
— Przestań wygadywać głupoty i mów, gdzie…
— J-Jestem na komisariacie.
Hakai westchnęła.
— Co się stało?
— Nie chcę cię…
— Już mnie w to wmieszałaś — fuknęła. — Powinnaś zrobić to dawno temu, zamiast się wyprowadzać. Mam już dość tych tajemnic.
We all have our secrets,
we all have our secrets
— O-Oskarżają mnie o próbę morderstwa.
— Że co?!
— Ale wycofają zarzuty, bo…
— KOŃCZYĆ! — rozległ się głos w tle.
— Jestem spalona, Hakai — wyznała zrozpaczonym tonem. — J-Jestem skończona…
— Co zrobiłaś, Kyo-san?
— W-Wsypałam Majimę.
W słuchawce rozległ się sygnał. Połączenie zostało zakończone.
***
— Kiryu-san, wstawaj! — Hakai klepnęła grzbietem dłoni w nagie, twarde ramię mężczyzny, wciągając w pośpiechu spodnie. Zabawne, że jeszcze godzinę temu krępowała się go obudzić – ex-yakuza nocował na jej kanapie, a dla wygody wyskoczył z koszuli i właśnie tak znalazła go rano Hakai. W samych spodniach, z dłońmi uroczo złożonymi pod głową, dobrze zarysowanym bicepsem i naprężającym się w rytm oddechu kaloryferem. Zrobiła sobie kawę i wypiła ją, podziwiając widoki. A potem odebrała telefon i takie trywialności jak nieśmiałość przestały mieć znaczenie.
What goes on behind these doors
— Coś się stało? — zapytał zaspanym głosem Kazuma, ale posłusznie przestał się wylegiwać i teraz siedział na kanapie, zarzucając na ramiona koszulę.
— Tak, chyba tak. — Hakai w pośpiechu zapinała stanik, kręcąc się za kanapą i zupełnie nie dbając o to, że wystawia swoje wdzięki na pokaz. Wolałaby zrobić to w innych okolicznościach, na przykład minionej nocy, Kiryu jednak nie wykazywał się przesadną bystrością w tych sprawach i choć próbowała swoich sił w uwodzeniu go, były one dość marne, istniała więc szansa, że jeśli nie pokaże mu się bez bluzki teraz, nie zrobi tego nigdy. — Wiem, że jest jeszcze bardzo wcześnie, ale muszę jechać na komisariat.
— Komisariat? — Kiryu spojrzał przez ramię, zapinając guziki koszuli, a widząc Hakai w półnegliżu, chrząknął, oblał się rumieńcem i taktownie odwrócił wzrok. — Dzwonili z pracy?
— N-Nie. Dostałam telefon od Hashire… Wygląda na to, że ją przymknęli i… — Wciągnęła przez głowę t-shirt z nadrukiem kreskówkowej sowy. — Chyba zgodziła się współpracować z policją w zamian za… wydanie Majimy.
Tym razem Kiryu odwrócił się do niej, a jego palce zamarły w połowie drogi do następnych guzików.
— Co masz na myśli? — zapytał poważnie, a Hakai wzruszyła ramionami, kręcąc głową.
— Mogę się tylko domyślać — westchnęła, dopijając kawę. — Wiesz, że odkąd Majima zaczął się kręcić przy Kyo-san, nasze kontakty trochę się… oziębiły.
— Hm. Czy to nie naturalne, że na początku znajomości poświęca się ukochanej osobie więcej czasu, niż przyjaciołom?
Hakai opluła się kawą.
— Tak to wygląda z twojej perspektywy?!
Kiryu pogładził się po brodzie w zamyśleniu.
— Myślałem, że ich relacja ma charakter związku, skoro zostają u siebie na noc — wyznał szczerze.
Hakai, która próbowała po raz drugi napić się kawy, znowu parsknęła napojem.
— Skąd wiesz takie rzeczy?! — Otarła usta dłonią, patrząc na Kazumę.
— Kiedy poprosiłaś mnie, żebym podrzucił na nowe mieszkanie Hashire parę rzeczy, które zostawiła, zastałem u niej Majimę. Było wtedy późno. A on… — Twarz Kazumy spochmurniała i pojawił się na niej wyraz odrzucenia.
— Co takiego?
— Nie chcę o tym mówić.
— Daj spokój. Jesteś dorosłym facetem, chyba nie krępujesz się rozmawiać na takie tematy?
Kiryu spojrzał na nią z ukosa.
— Uwierz mi, że nawet dorosły facet… — urwał, jakby się namyślił, nabrał powietrza i wyznał jednym tchem: — Hashire otworzyła mi zasapana, spytałem czy wszystko w porządku, ale nie uwierzyłem jej, gdy powiedziała, że tak, więc otworzyłem drzwi szerzej i wtedy go zobaczyłem.— Zrobił pauzę i kontynuował: — Stał tyłem do mnie, na balkonie i palił. W samych glanach i rękawiczkach — dodał ciszej, krzywiąc się okrutnie. — Wolałabym nie wiedzieć, że jego tatuaże sięgają tak daleko.
Zapadła cisza, ale Hakai nie mogła powstrzymać ciekawości.
— Pośladki?
— Też. — Kiryu zdobył się na minę męczennika i niesprecyzowany gest dłonią. — Aż do połowy ud.
— Yhym. — Hakai pokiwała głową i chrząknęła. — Cóż. Rzeczywiście, musiał to być traumatyczny widok. Współczuję.
— Dziękuję. — Kiryu otarł czoło, jakby to wyznanie kosztowało go wiele wysiłku. — Szczerze mówiąc, lepiej mi, gdy już to z siebie wyrzuciłem.
— Ja niestety nie mogę powiedzieć, że cieszę z wiadomości, którymi się ze mną podzieliłeś.
I'll keep mine and you keep yours
— Przepraszam. Myślałem, że wiesz.
— Że Goro ma wydziarany tyłek?
— Że jego i twoją przyjaciółkę coś łączy.
Kobieta westchnęła.
— Do tej pory myślałam, że tylko jakieś ciemne interesy. — Włożyła buty i zabrała z wieszaka bluzę. — Możemy już iść?
Kazuma skinął głową i wskoczył w swoje białe mokasyny, a kiedy Hakai tylko zamknęła za nimi drzwi, odpłynęła myślami. Czuła w klatce piersiowej ucisk i próbowała dojść do tego, co jest jego przyczyną.
Dlaczego Hashire się przed nią zamknęła, dlaczego zwolniła z Vincenta, gdy tylko Hakai załatwiła sobie lepszą pracę, dlaczego się wyniosła i niemal przestała odzywać? Czy odsunęła się tylko ze strachu przed tym, że Hakai nie zrozumie tego, jak mogła poczuć coś do takiego człowieka jak Majima?
Dopiero dźwięk odpalanego silnika oderwał ją od tych rozmyślań. Nawet nie zarejestrowała, kiedy wsiadła do hondy Kazumy. Zapięła pasy, odrzucając wcześniejsze wnioski. Za tym wszystkim musiało kryć się coś więcej. I tym razem nie da się spławić, nie pozwoli Hashire dłużej mieć przed nią tajemnic, przez które najwyraźniej teraz groziło jej więzienie albo samosąd. A z tego co się orientowała, za samo sypianie z yakuzą tak nie karali. W ten sposób można było co najwyżej nabawić się syfilisu.
Climbing up the walls, I'm climbing up the walls
Chodziła od ściany, do ściany, nerwowo przygryzając wargę. Nie może być już gorzej, nie może być już gorzej, tak sobie wmawiała, kręcąc się po celi. Ale w głębi duszy wiedziała, że może, że nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić jak źle może być, jeśli nie uda się wsadzić Majimy za kratki. A już nie wierzyła, że to wypali. Owszem, Tanimura był przekonujący, a jego plan nie wydawał się tak nierealny jak teraz, zwłaszcza że ta udręczona część niej dostrzegła dla siebie rozpaczliwą szansę na oswobodzenie z sideł yakuzy. Im dłużej jednak pozostawała sama ze swoimi myślami, tym bardziej przekonywała się, że ta nadzieja jest płonna, jej język za długi, a życie skończone.
Tanimura nigdy nie powinien był spisać tego raportu, dostać od niej kluczy do Vincenta i usłyszeć o nielegalnym handlu bronią, który się tam odbywał. Co sobie myślała, dając się namówić na kolejne szaleństwo? Co sobie myślała, podnosząc z ziemi ten cholerny pistolet? Kiedy przestała wieść nudną, spokojną egzystencję i trafiła do piekła?
Usiadła na brzegu wyścielonej cienkim jak papier materacem pryczy i ukryła twarz w dłoniach. Nie lubiła się nad sobą użalać, ale jak nie teraz, to kiedy? Była przekonana, że nie wyjdzie z tego żywa, więc nie zostało jej zbyt wiele czasu ani na to, ani na nic innego.
Nie sądziła jednak, że aż tak mało.
— Och, to nie będzie konieczne! — Rozpoznałaby ten głos wszędzie. Momentami zbyt wysoki, ale tylko wtedy, gdy ogarniało go niezdrowe podniecenie. — Robi się coraz zabawniej!
— Tak myślisz? Że to zabawne?
— Jak diabli!
Zamarła, łapiąc kurczowo za brzeg pryczy.
Błagam, tylko nie tutaj, modliła się w duchu, choć w gruncie rzeczy wiedziała, na jaki los jest skazana. Dlatego kiedy usłyszała, że klekot obijających się o siebie kajdanek milknie dokładnie pod jej celą, nie była wcale zdziwiona. W sumie, to nie wiedziała, czy w ogóle mają na komendzie więcej niż jedną celę dla aresztantów.
— No proszę! — Zachichotał, dostrzegając ją. — Czyli przyjdzie mi tu gnić w całkiem niezłym towarzystwie!
Hashire spróbowałaby wniknąć w ścianę, gdyby tylko ktoś obiecał, że może się uda, ale wiedziała, że tu nie ma gdzie się schować. Podniosła wzrok, gdy zaskrzypiały otwierane okratowane drzwi i zobaczyła w nich mężczyznę, ze skutymi z przodu rękoma, którego nadgarstki ściskały metalowe obręcze, tuż przed rękawami w wężowy wzór.
Behind every door is a fall, a fall
— Ręce — polecił oficer, kiedy już zamknął drzwi i dopiero wtedy rozkuł Majimę.
Kiedy policjant odszedł, nastała upiorna cisza. Goro spoważniał, przyglądając się Hashire, jak to praktykował od początku ich znajomości, a Hashire przyglądała się podłodze, pochłonięta liczeniem pęknięć w fugach.
— No dobra. — Majima westchnął i przysiadł na pryczy tuż przy niej. Hashire przymknęła powieki, spodziewając się najgorszego. Może Goro po prosto ją udusi. Dałby radę nawet gdyby wciąż był w kajdankach Zwłaszcza, że była na tyle zrezygnowana, by nie stawiać oporu. — Domyślam się, że się gniewasz, Shire-chan.
Hashire otworzyła oczy, a jej mózg uparcie uczepił się porzuconej nadziei.
— Sagawa i jego ludzie wyciągnęli mnie z Debolah, gdy tylko zrobiło cieplej. Jebane tchórze. — Splunął na podłogę, krzywiąc się. — Dostałem od nich niezły wpierdol na tyłach klubu, ale ostatecznie rozwaliłem paru z nich, hihih.
Dopiero teraz Hashire odważyła się na niego zerknąć. Rzeczywiście był cały poobijany. Bardziej, niż miało to prawo mieć miejsce po tym, czego była świadkiem. Stłuczona kość policzkowa i rozlany pod opaską sinoczerwony siniak, rozcięty łuk brwiowy i dolna warga, sponiewierana marynarka, wyglądające spod niej sińce na żebrach.
— Wiesz, że inaczej nigdy bym cię nie porzucił w tak przesranej sytuacji, prawda? — zapytał poważnie i Hashire zrozumiała.
On nie wie. Jeszcze nie wie, co zrobiłam.
Pokiwała oszczędnie głową, odwracając wzrok.
— Masz rację, masz prawo być wściekła. Nie to ci obiecałem. Ale — znów podniósł ton głosu, razem ze wskazującym palcem — mam też dobrą wiadomość. Za niedługo ktoś nas stąd wypuści.
Nadzieja zachybotała, szarpana bezlitosnym wiatrem ponurej rzeczywistości.
— Bo? — Tylko tyle była w stanie wydukać.
Majima parsknął krótkim śmiechem.
— Chyba nie sądzisz, że mnie zapuszkują? — zarżał, a serce Hashire skuł lód. — Mam immunitet. Nie tkną mnie. To nie byłoby im na rękę. Jestem mniejszym złem i ci na górze dobrze o tym wiedzą.
Czyli wciąż mam bardzo, bardzo, w chuj przejebane.
— Ale ty… — Ton Majimy się zmienił. Stał się głębszy, niższy, a kiedy na niego zerknęła, dostrzegła, że mruży oko. — Ty zrobiłaś coś… — zawiesił głos, jakby nie mógł znaleźć odpowiedniego przymiotnika. — Strzelałaś do nich. Dla mnie. Z własnej woli — mówił, ważąc słowa, jak ktoś nie do końca przekonany, czy znalazł pod choinką to, o co prosił. — Bałaś się, że zrobią mi kuku?
Boże, mogłam przecież mierzyć do ciebie i spróbować cię wykończyć.
— Powiedz, Shire-chan — jej ucho owiał ciepły szept — bałaś się o mnie?
Zanim zorientowała się, do czego to zmierza, leżała na pryczy pod ciężarem Majimy, który opierał ręce po obu jej stronach, trzymając za jej nadgarstki.
And no one’s here to sleep
— To było sexy — zdradził szeptem; jego usta muskały jej szyję. — Napaliłem się.
— Goro… — jęknęła, gdy obsypywał ją pośpiesznymi, miękkimi pocałunkami.
— Robiłaś to już na komisariacie? — przerwał, żeby spojrzeć jej w oczy i uśmiechnąć się tak łobuzerko, jak to potrafią tylko najzatwardzialsi yakuzi.
Chciała się wzbraniać, mówić, że nie, nie tutaj, protestować… Zawsze protestowała, ale ostatecznie nigdy nie żałowała. To, co robił z nią Majima, było dla niej czymś odkrywczym, nowym i zagadkowym doznaniem. Dotąd nigdy nie zdarzyło jej się dochodzić poprzez sam stosunek płciowy z mężczyzną, potrzebowała dodatkowej stymulacji, porządnej gry wstępnej, której to Goro jej nie szczędził, ale która w jego przypadku nie była konieczna. Wbrew swojej powściągliwości, zawsze była na niego gotowa, co mężczyzna za każdym razem odkrywał z zadowoleniem, wsuwając dłoń w skórzanej rękawiczce w jej majtki. Nie wiedziała, co takiego ma w sobie Majima. Czy to dlatego, że był niebezpieczny, czy przez ten demoniczny błysk w oku albo sprawność, z jaką obracał w palcach swoje tanto, a może po prostu był świetnym kochankiem, czego można było spodziewać się po byłym menadżerze najsłynniejszego w Osace klubu cabaretowego. Faktem pozostawało, że Goro ją kręcił. I umiał poruszać się w niej tak, jakby siedział także we wnętrzu jej głowy. Wiedział kiedy przyspieszyć, kiedy się wycofać, kiedy zgłębić temat. I przede wszystkim – długo dostarczał wrażeń. Na tyle długo i umiejętnie, że zdarzało jej się dochodzić raz za razem.
— Przecież w każdej chwili ktoś tu może przyjść… — spróbowała tradycyjnej obrony, tradycyjnie nie wywołując żadnej reakcji ze strony Majimy. Czasami się zastanawiała, czy gdyby naprawdę porządnie się opierała, to i tak wziąłby ją siłą.
— Musisz pamiętać… — Usta Majimy sunęły w dół. — Że dbam o swoich ludzi. — Coraz niżej. — Zwłaszcza, jeśli mają duży, zgrabny tyłek. — Zacisnął dłonie na jej pośladkach i zsunął się z pryczy, wygodnie ją sobie układając. — I się ze mną pieprzą.
Ściągnął jej spodnie i kiedy zaczął robić jej dobrze, Hashire znów nie pozostał żaden powód, by się wzbraniać. Ale powstrzymując się od jęków i ściskając w dłoniach kosmyki jego jedwabistych, czarnych włosów, pomiędzy jednym a drugim spazmatycznym wdechem, nie mogła przestać myśleć o tym, jak bardzo Majima się wkurwi, gdy dowie się, co zrobiła i przypomni sobie, jak jej odpłacił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz