Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła. Odeszła szybkim krokiem,
zostawiając namiot kupca za sobą. Rosko pobiegł za nią. Złapał ją za ramię,
lecz ona otrząsnęła się z jego uścisku.
-
Czego ty ode mnie chcesz, co? — zapytała ze
złością na twarzy.
-
Jesteś jak chodząca maszyna do zabijania.
-
Nie on pierwszy i nie ostatni — skwitowałą
dziewczyna.
-
Czy ze wszystkimi jesteś na ścieżce wojennej, czy
też wybierasz losowo, kto zginie każdego dnia? — Rosko był wzburzony, mimo
czasów w których żyli, on sam nigdy nie widział zabójstwa, bo tak to trzeba
było nazwać.
Lili zamordowała go z zimną krwią, choć
szybkość z jaką to się stało, zaskoczyła nawet ją. Czy poczuła się lepiej? Nie
do końca. Śmierć kupca, nie zmieniła potęgi jego zdrady oraz tego co wydarzyło
się potem. Wiedziała jedynie, że to dopiero początek wojny, w której samym
środku się znalazła. Nadal nękały ją wspomnienia z wizyty fal’Cie. Czy był to
sen, czy też proroctwo zawierające w sobie przyszłość Gran Pulse i jej
samej? Gdy zamykała oczy, nadal
widziała uciekających ludzi i stworzenia na których spoczywa klątwa, a raczej
kara za niewypełnienie zadania. Czy jeśli ona odwróci się od Etro i sprzeciwi
się woli boginie, nie uniknie kary jak ci wszyscy biedni ludzie?
Dziewczyna stanęła i nie
odwracając się, do cały czas idącego za nią Rosko, oznajmiła:
-
Możesz iść ze mną i godzić się na konsekwencje
tej podróży, albo w tej chwili zmienić kierunek i pójść własną drogą.
Rosko nie odzywał się przez dłuższą chwilę, jakby zatracony we
własnych myślach. Lili odwróciła się i łapiąc się po bokach, pochyliła się,
patrząc chłopakowi prosto w oczy. Któż wie co chciała tam dojeżdżać, gdyż jego
wzrok był odległy, ale wytrącony z rozpatrywania za i przeciw, spojrzał jej
prosto w oczy i powiedział:
-
Nie mogę cię puścić samej, nawet nie wiesz gdzie
zmierzasz. Poza tym ze mną będziesz bezpieczna.
Nie było to do końca kłamstwem, zaiste Lili nie wiedziała gdzie teraz
skierować swe nogi, czy iść przed siebie, aż trafi na kolejne kłopoty, czy
zaplanować podróż? Jednej rzeczy była
pewna, nie miała pojęcia co teraz powinna zrobić, a towarzystwo zawsze jej się
przyda, mimo, że to raczej ona będzie ratowała skórę Rosko, tak samo jak działo
się to w czasach ich dzieciństwa. Przez nią chłopak zawsze wpadał w tarapaty,
ale równie umiejętnie potrafiła go z nich wyciągać.
Nie komentując
wypowiedzi Rosko, rzuciła mu jedną z bransoletek.
-
To ci się przyda, wygląda na rzadką broń. — Tak
też było, bransoletka zrobiona ze złota, z wężem owiniętym dookoła, połyskiwała
w słońcu.
-
Dzięki. Lepiej już ruszajmy, długa droga przed
nami — powiedział ze zmartwieniem w oczach.. Nie wiedział jednak jak długa w
istocie będzie, miał przeczucie, że na ten dzień wrażeń im wystarczy, teraz
powinni odnaleźć schronienie na noc.
Ruszyli wzdłuż rzeki. Większość stworzeń
trzymała się z dala od wody, z wyjątkiem tych które wychodziły z niej w nocy.
Nie mieli ani chwili do stracenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz