Kiedy młodzieniec usłyszał gwizd dochodzący z holu, odwrócił głowę ku drzwiom wejściowym. Stała tam Klara, a za nią głęboko w holu Liam. To zapewne on odpowiedzialny był za gwizdanie. Dziewczyna stała w czerwonej, rozkloszowanej sukience, na stopach miała białe trampki. Wpatrzony w nią Leo szeroko się uśmiechną. Klara zbiegła po schodach, zatrzymując się tuż przed towarzyszem. Z szerokim uśmiechem pomachała mu kluczykami przed samym nosem.
– Czas zacząć naszą wycieczkę – powiedziała śpiewająco.
Gdy Leo wyciągną rękę po kluczę, ta schowała je za plecami, kiwając głową na boki.
– Ja prowadzę – kontynuowała – pojedziemy na wybrzeże, ty przecież nie wiesz, w którą stronę ... a poza tym, tutaj jest odrobinę inna technologia. Wkrótce się nauczysz jak prowadzić wszystkie pojazdy Rygora. Dzisiaj to ja zabiorę cię w nieznane.
– W porządku – odparł Leo, zastanawiając się czy faktycznie ten świat różni się wieloma rzeczami, od znanego mu z trzeciego wymiaru.
Klara szła w kierunku samochodu z dłońmi splecionymi przed sobą, obok Leo z dłońmi w kieszeniach spodenek. Oboje wyglądali na nieco skrępowanych. Chłopak nie pozostawiając wątpliwości, że jest dżentelmenem, staną po stronie kierowcy i otworzył drzwi Klarze, gdy tylko ona odblokowała zamki w pojeździe. Później oboje wsiedli do samochodu i ruszyli w podróż.
Leo obserwował krajobraz przez otwarte okno. Wszystko wyglądało tutaj podobnie, może z wyjątkiem barw drzew i krzewów. Niektóre z nich mieniły się wieloma kolorami w słońcu, jakby ich liście pokryte były specjalnym lakierem. Coś takiego widywał tylko na samochodach sportowych. Klara spostrzegła zdziwienie na twarzy kolegi.
– Te mieniące się rośliny zawierają fotoplasty. Inne rośliny zawierają chloroplasty, dlatego są zielone. Fotoplasty sprawiają, że rośliny mienią się w słońcu. Wiem ... na ziemi takich nie ma, ale te nie są szkodliwe. – Klara zachichotała. – Już prawie jesteśmy na miejscu.
– Właśnie się nad nimi zastanawiałem.
– Dla mnie również był to szok, jest tutaj wiele rzeczy, które cię zadziwią. Większość z nich nie jest niebezpieczna.
Leo spojrzał z niepokojem na Klarę, gdyż nie żartowała tym razem.
Dziewczyna niedługo później zatrzymała się na wybrzeżu. Nie było tam plaż, a jedynie klify. Nadal było jasno na dworze, wiec oboje postanowili zbliżyć się do krawędzi. Stali tak chwile wpatrzeni w ocean, wsłuchując się w fale obijające powierzchnie skał. Było bardzo spokojnie i odprężająco. Klara zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
– Wiem, że wszystko jest tak bardzo przytłaczające ... – zaczęła Klara.
Leo złapał ją za rękę. Gdy Klara odwróciła się do niego onieśmielona, spostrzegła jedynie, że chłopak patrzy się przed siebie.
– Leo? – zwróciła się do niego.
On jednak nadal wpatrywał się w przestrzeń. Klara spojrzała przed siebie, lecz nikt nie zauważyła.
– Leo, co się dzieje? – zapytała zaniepokojona.
– Nie widzisz tego?
– Ja ... co tam jest. – Cofnęła się o krok nadal ściskając rękę przyjaciela.
To co widział Leo było trudne do opisania. Szare kłęby dymu wznoszące się od oceanu, aż nad powierzchnię klifu. Zawieszone tuż przed twarzami obecnych. Przytłaczające uczucie ciężkości zaczęło ogarniać Leo i Klarę. Niepokój w umyśle oraz dreszcze na całym ciele zdradziły Klarze obecność intruza.
– To cień, prawda?
– Chyba ... ja już sam nie wiem – odparł Leo.
W tym samym momencie cień przybrał postać stworzenia podobnego do węża z małymi skrzydłami, lub smoka. Cały czarny, połyskujący, ze skórą pokrytą jakimś śluzem.
– To on! Horizion! – krzyknęła przerażona Klara – Uciekaj!
Dziewczyna pociągnęła Leo do tyłu, po czym zaczęli oboje uciekać. Wielki, obślizgły potwór wynurzył się zza klifu i ruszył za nimi. Kierowali się w głąb lądu, biegnąc tak szybo jak tylko potrafili.
– Drzwi! Musze otworzyć drzwi! – krzyczała Klara, ciężko łapiąc powietrze.
Zbliżali się ku drzewom, w których dziewczyna widziała nadzieje.
– Musimy biec miedzy drzewami, to go zatrzyma! – zaproponowała.
Kiedy wbiegli miedzy drzewa Leo odwrócił głowę, aby spojrzeć jak daleko znajduje się cień. Wił się za nimi miedzy konarami, co znacznie go zwolniło. Biegli nadal do przodu, co jakiś czas przeskakując nad powalonymi drzewami. Gdy Leo odwrócił się znowu, potwora nie było widać. Złapał dziewczynę za rękę zatrzymując ją.
– Klara, teraz! Otwórz drzwi , żebyśmy mogli wrócić w pobliże willi – powiedział cały zasapany.
– Zrób ... mi miejsce – odpowiedziała oddychając ciężko.
Klara stanęła z rekami w górze, mówiąc coś pod nosem. Dłońmi tworzyła wzory w powietrzu, niczym zimne ognie w sylwestrową noc. Między jej rękami zaczęła pojawiać się dziura w przestrzeni , otwierając drzwi wielowymiarowe. Leo cały czas obserwował gąszcz przez, który przedzierał się Horizion. Słyszał go, wiedział, że jest blisko. Klara rozciągając przejście spostrzegła, że drzwi wcale nie prowadzą do domu, a w inne, całkowicie nieznane jej miejsce. Być może drzwi prowadziły nawet do innego wymiaru.
– Klaro pospiesz się! – upominał ją Leo .
– Już prawie skończyłam, ale drzwi ... one nie prowadzą ... – Nie zdarzyła dokończyć, gdyż Leo skoczył ku drzwiom, łapiąc Klarę w talii i odpychając od przejścia.
Nie zauważyła, że cień był tuż za nią. Leo uratował dziewczynę od ataku Horizona, który nacierał na nią z całym impetem. Stworzenie cienia nie zdążyło wyhamować i wpadło w otwarte drzwi Klary, czego nie mogła już dostrzec, gdyż przewrócona wraz z Leo staczała się po kamieniach. Oboje spadli około trzech metrów w dół. Na samym dnie Klara uderzyła mocno głową o skałę, w tym samym momencie drzwi się zamknęły, a dziewczyna straciła przytomność.
Poobijany Leo podniósł głowę do góry, upewniając się, że nie grozi im już niebezpieczeństwo. Gdy zobaczył krew spływająca z kamienia, na którym leżała głowa Klary, wpadł w panikę. Byli tak daleko od samochodu, którego i tak nie potrafił prowadzić. Chcąc pomóc przyjaciółce zdjął koszulkę i rozerwał ją na długie pasy materiału. Podniósł jej głowę i owijając dookoła, zrobił prowizoryczny opatrunek. Nie wiedział gdzie jest, ani w którą stronę ma kierować się o pomoc. Nagle usłyszał świst powietrza, błagał w myślach, aby to nie był cień, który ścigał ich parę chwil temu. To był jednak Kadami. Stworzenie zawsze było w pobliżu Klary, nawet gdy ta nie wiedziała, że ją obserwuje. Tak było też teraz. Kadami wylądował w pobliżu pary, ostrożnie podchodząc, powąchał krwawiącą głowę dziewczyny. Po czym spojrzał ze wzrokiem pełnym złości na Leo.
– Proszę, sprowadź Rygora z Karamorem, ona potrzebuje pomocy. – Leo z ranami na twarzy, spojrzał na stworzenie z błagalnym wzrokiem.
Kadami nie zwlekając, uniósł się w powietrze szybkim machnięciem skrzydeł. Odleciał tak szybko jak się pojawił. Leo chwycił dziewczynę i przysuną do siebie. Trzymając ją w ramionach, nie mógł uwierzyć, że tak właśnie ma się zakończyć ten dzień i zapewne jego cały pobyt w tym świecie. Jak mógł na to pozwolić, gdyby nie on Klara nie runęła by na skały z wysokości paru metrów. Nie wiedział co ma zrobić, aby to naprawić. Rozmyślając o tym co się wydarzyło oraz rozglądając się za potencjalnymi stowarzyszeniami cienia, ujrzał błyśnięcie kilka metrów od siebie. To był Rygor przetransportowany przez Karamora. Rygor ze stowarzyszeniami podbiegł do Leo.
– Co się stało? - zapytał zatroskany mężczyzna – Musimy ją stąd zabrać.
– To moja wina ... Horizion, on chciał ją zaatakować ... a potem ... - krztusił się podczas wypowiedzi Leo.
– Horizion, opowiesz mi wszystko na miejscu – odpowiedział Rygor – Karamor, Krami draghar olevi.
Leo pamiętał te słowa. To właśnie wypowiedział Rygor teleportując go z ulic Montany do miejsca gdzie teraz się znajdował. Parę sekund później wszyscy znajdowali się w salonie posiadłości. Karamor był bardzo precyzyjny w swych teleportacjach.
– Połóżcie ją na kanapie. Zawołaj Liama, niech weźmie ze sobą skrzynkę alchemika – rozkazał stanowczo, lecz z opanowaniem Rygor.
– Już po niego biegnę – odpowiedziała Raumi, która właśnie siedziała w salonie.
– Zostawcie nas – polecił Rygor obecnym – ty też Kadami.
Wychodząc Leo minął się z Liamem w drzwiach. Ten drugi zamknął je za sobą. To co się działo za zamkniętymi drzwiami w sztuce alchemicznej, nie było dla oczu niedoświadczonych członków grupy. Raumi poprowadziła Liama do biblioteki, gdzie oczyściła jego rany. Chłopak od wyjścia z salonu nie przestawał mówić. Raz tłumaczył co się wydarzyło, chwile później obwiniał siebie za zaistniałą sytuację.
– Potrzebujesz się uspokoić – powiedziała bardzo przyjaźnie Raumi.
Leo zamilkł. Oboje siedzieli w milczeniu. Im dłużej milczał, tym bardziej jego wzrok zdawał się być odległy. Łzy napływały do oczu, lecz reszta ciała nie okazywała żadnych oznak poruszenia. Chłopak ledwo oddychał. Raumi wpatrywała się w niego i widziała jak wielki smutek rozrywa jego serce. Czas nie był jego sprzymierzeńcem, im dłużej milczał, tym bardziej pogrążał się w cierpieniu. Raumi nigdy nie widziała takiej reakcji, nie znała za dobrze zachowań ludzkich, lecz to co widziała dzisiaj zmieniło jej stosunek do rozpamiętywania wydarzeń. W końcu postanowiła się odezwać.
– Z pewnością Liam jej pomoże – powiedziała cicho. Chłopak podniósł wzrok, po czym jego oczy się rozbłysły.
Chwile później do pomieszczenia wszedł Liam. Leo poniósł się, niczym żywym ogniem palony.
– Czy ona ... czy wszytko jest w porządku?! – zaczął mówić z podniesionym głosem.
– Tak wszytko jest w porządku, potrzebuje tylko odpoczynku. Przenieśliśmy ja do sypialni – odparł Liam. Widząc niepokój chłopaka dodał. – Możesz ją odwiedzić.
Liam szybko ruszył z miejsca i pobiegł zobaczyć Klarę. Nie mógł wyobrazić sobie rozstania z nią. W myślach stworzył setki scenariuszy, tego co powie gdy ją zobaczy, lecz żaden nie wydawał się być wystarczająco dobry. Gdy już go nie było, Raumi z przymrużonymi oczami zwróciła się do Liama.
– To była noc, gdy zrozumiałam dlaczego ludzie boją się ciszy – powiedziała zamyślona – gdy nie mówią, pogrążają się w swojej świadomości.
Liam tylko pokiwał głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz